Mija już niemal miesiąc od tragicznej śmierci prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Przeciwnicy PiS i szerzej rozumianej prawicy napisali wiele, by uprawdopodobnić tezę, iż do zbrodniczego czynu którego ofiarą padł wyżej wymieniony polityk, miała przyczynić się narracja obecnie rządzących oraz innych bardziej prawicowych ugrupowań.

Cóż, jak do tej pory jednak nie wysunięto żadnych poważniejszych przesłanek, że tak w rzeczywistości mogło być. Nikt wszak nie pokazał, iż morderca prezydenta Gdańska był choćby sympatykiem PiS albo dajmy na to ONR czy Młodzieży Wszechpolskiej. Nie stwierdzono też, by człowiek ten w jakiś szczególnie intensywny sposób korzystał z mediów o prawicowych, narodowych czy konserwatywnych tendencjach. Nie oznacza to jednak, że po prawej stronie sceny politycznej nie ma niczego do naprawy jeśli chodzi o sposób tego, w jaki sposób odnosimy się do tych, którzy nie zgadzają się z nami w pewnych ważnych kwestiach. Pewnej weryfikacji należy też poddać popularne na prawicy podejście niektórych wydarzeń historycznych.

Po pierwsze: nie należy demonizować lewicowców oraz liberałów. To, że w pewnych ważnych kwestiach błądzą oni w mniej lub bardziej poważny sposób nie oznacza od razu, iż nie mają oni żadnych pozytywnych cech albo że 100 procent tego co mówią jest złe, antychrześcijańskie i bezbożne. Należy uznać i docenić to co w działaniach i wypowiedziach takich ludzi jest dobre i słuszne, a nie przedstawiać ich obraz tak, jakby wszystko przez nich czynione i mówione było złe oraz błędne. Powiedzenie typu: "W niczym się z tobą nie zgadzam" praktycznie rzecz biorąc – jest bardzo rzadko (jeśli w ogóle) prawdziwe.

Po drugie: punkt pierwszy nie znaczy, że nie powinno się w jasny i mocny sposób ganić tego co na lewicy i wśród liberałów jest bezbożne oraz niemoralne. Oczywiście, trzeba tak czynić, ale jednocześnie trzeba umieć mądrze rozróżniać siłę wymierzanych przez siebie ciosów, a także wiedzieć, kiedy taki zamiast takowego ciosu wyciągnąć raczej kciuk w geście aprobaty. Innymi słowy, należy rozeznawać kiedy strzelać z armaty, a kiedy używać procy. Tytułem analogii: jeśli ktoś ukradnie z pola sąsiada kilka jabłek, to oczywiście powinno się zganić taki czyn, ale nie przedstawiać go tak, jakbyśmy mieli do czynienia z napadem na bank lub ograbieniem biednej staruszki.

Po trzecie: należy z większym sceptycyzmem odnieść się do tradycji polskich zbrojnych zrywów powstańczych. W praktyce bowiem występowanie z bronią w ręku choćby i przeciwko w dużej mierze złej oraz niesprawiedliwej władzy jest rzadko kiedy moralnie usprawiedliwione. A dodajmy, iż budowanie takiej bardzo pozytywnej narracji względem zbrojnych buntów może przekładać się na następujący sposób myślenia: "Ta władza mi się nie podoba, uważam ją za złą, a nawet faktycznie okupacyjną, a więc wzorem naszych dzielnych przodków powinniśmy ją próbować zbrojnie obalić, jeśli tylko nadarzy się ku temu dobra okazja". Tym bardziej – co jest dostrzegalne na bardziej radykalnej polskiej prawicy – nie powinno się usprawiedliwiać czynów takich postaci jak Eligiusz Niewiadomski (morderca prezydenta Gabriela Narutowicza) czy też Janusz Waluś (sprawca krwawego samosądu na południowoafrykańskim komuniście Chrisu Hanim).

Mirosław Salwowski