Jak w ostatnich dniach doniosła Gazeta Wyborcza abp Juliusz Paetz mimo nalegań Stolicy Apostolskiej wciąż uczestniczy w różnych uroczystościach kościelnych. Ostatnio, miał on na przykład koncelebrować w poznańskiej katedrze Mszę świętą pogrzebową za duszę ks. prałata Mariana Lewandowskiego, który przez wiele lat pracował jako kustosz, a następnie dyrektor Muzeum Archidiecezjalnego w Poznaniu. Nie tak dawno zaś abp Paetz uczestniczył w uroczystościach kanonizacyjnych papieża Pawła VI.

Przypomnijmy, że ów hierarcha pod naciskiem Watykanu w 2002 roku podał się do dymisji w funkcji poznańskiego metropolity po tym, jak w mass mediach pojawiły się zarzuty odnoszące się do seksualnego molestowania księży i młodych kleryków, jakiego miał dopuszczać się abp Paetz. Choć on sam nigdy (przynajmniej publicznie) nie przyznał słuszności tymże oskarżeniom, to jednak wymowa postępowania Stolicy Apostolskiej w jego sprawie de facto uznaje prawdziwość stawianych mu zarzutów. Najpierw bowiem za pontyfikatu Jana Pawła II na arcybiskupa Paetza nałożono zakaz udzielania sakramentów święceń i bierzmowania, głoszenia kazań, konsekrowania kościołów i ołtarzy, przewodniczenia publicznym uroczystościom, a następnie w 2013 roku rozszerzono ową sankcję na sam udział w nich. Po tym zaś, jak w mediach pojawiały się kolejne doniesienia o tym, iż abp Paetz w lekceważący sposób odnosi się do nałożonych na niego zakazów, Watykan wystosował względem niego "zaproszenie do życia w odosobnieniu, w postawie skruchy i modlitwy". Wszystkie te działania stanowią co prawda – w moim głębokim przekonaniu stanowczo zbyt łagodne – ale jednak pewne nieco bardziej konkretne środki dyscyplinujące, których nie podejmuje się wobec niewinnych hierarchów. Ba, można by przecież wskazać na znane przypadki – również przynajmniej jednego z polskich biskupów – których pewne obyczajowe nadużycia są szeroko znane – a którzy mimo to nie są w żaden podobny sposób karani (gwoli ścisłości chodzi o pewnego nadużywającego alkoholu hierarchę). Jeśli więc, abp Paetz jest tak właśnie dyscyplinowany to można uznać niemal za pewnik, iż rzeczywiście dopuścił się przynajmniej części zarzucanych mu czynów.

Dlaczego zatem, przy aprobacie przynajmniej niektórych polskich biskupów abp Juliusz Paetz wciąż lekceważy nałożone na niego sankcje kościelne? Przecież i tak w świetle bardziej tradycyjnej dyscypliny kościelnej są one wręcz skrajnie łagodne. Przypomnijmy wszak, że np. św. Bazyli Wielki zalecał stosowanie następujących kar wobec duchownych winnych homoseksualnych występków:

"Każdy kleryk czy mnich, który bałamuci młodych mężczyzn czy chłopców, lub który zostanie schwytany na całowaniu, czy w innej karygodnej sytuacji, będzie publicznie wychłostany i straci swoją duchowną tonsurę. Tak ogolony będzie zhańbiony przez naplucie mu w twarz, zakuty w łańcuchy żelazne i przez 6 miesięcy trzymany w ścisłej izolacji, trzy dni w tygodniu żywiony jedynie samym chlebem jęczmiennym. Po tym czasie ma spędzić kolejne 6 miesięcy na małym wydzielonym dziedzińcu pod kuratelą starszego brata, zajęty pracą fizyczną i modlitwą, na czuwaniach i modlitwach, skąd wychodzić może tylko w towarzystwie dwóch braci, nigdy już więcej nie będzie już mu wolno pracować z młodymi mężczyznami".

Rad byłbym, gdyby podobnego rodzaju kary, były stosowane wobec duchownych winnych homoseksualnych występków. O tym, jednak w kontekście współczesnej rzeczywistości kościelnej i polityczno-prawnej można tylko pomarzyć. Niech zatem, będą egzekwowane przynajmniej takie łagodne sankcje jak zakaz udziału w uroczystościach kościelnych czy też "zaproszenie dożycia w odosobnieniu, w postawie skruchy i modlitwy".

Mirosław Salwowski