Pisanie książek na polecenie spowiedników było praktykowane przez stulecia. Skąd byśmy wiedzieli coś o doznaniach średniowiecznych mistyczek, gdyby nie przekazały nam tego na piśmie? Jeżeli same nie potrafiły pisać, komuś dyktowały. Także współcześnie źródłem wielu duchowości są pamiętniki duchowe pisane na prośbę spowiedników, lub przełożonych. Wspomnę tylko najpopularniejsze jak pisma św. Siostry Faustyny czy św. Teresy z Lisieux. Pamiętniki tych świętych zakonnic zawierają wspomnienia o atakach demonicznych. Święta s. Faustyna pisze w swoim Dzienniczku, co warto zacytować „… koło godziny jedenastej szatan szarpnął moim łóżkiem; zbudziłam się natychmiast i spokojnie zaczęłam się modlić do swego Anioła Stróża. Wtem ujrzałam dusze czyśćcowe pokutujące: postać ich była jako cień, a pomiędzy nimi widziałam wiele szatanów; jeden starał się mnie dokuczyć, rzucał się w postaci kota na moje łóżko i na stopy, a był tak ciężki, jakoby parę pudów. Modliłam się cały ten czas na różańcu; nad ranem ustąpiły owe postacie i mogłam zasnąć. Rano, kiedy przyszłam do kaplicy - usłyszałam głos w duszy: Jesteś złączona ze Mną i nie lękaj się niczego, ale wiedz o tym, dziecię Moje, że szatan cię nienawidzi; chociaż on każdej duszy nienawidzi, ale szczególnie nienawiścią pała do ciebie, dlatego że wiele dusz wyrwałaś spod jego panowania.”

Zatem teologiczne przesłanie, że szatan nienawidzi dusz ludzkich, nie jest nowe, ani metoda ewangelizacji, jaką jest pisanie pamiętnika uwiarygadnianego przez spowiednika, nie jest nowa. Omawiana książka Polwenu, jest szczególnym przykładem w ramach tego gatunku, szczególnym ponieważ jest bardzo współczesna. Nie czytamy w niej o średniowiecznej mistyczce atakowanej przez demony, lecz akcja tej książki dzieje się wśród nas, w pociągach, mieszkaniu, na spacerze, a zwłaszcza w klasztorach.

Wielu z nas ma żywe doświadczenia duchowe, jednak często czujemy onieśmielenie w wypowiadaniu się na ten temat. Czasem też trudno nam znaleźć słowa na opisanie tej rzeczywistości i dla tego nie potrafimy o tym rozmawiać. Może dla tego być może potrzebna jest nam ta książka, abyśmy nauczyli się to należy robić. Zatem w moim odczytaniu, najważniejszy jest ten podtytuł „Między demonem a Chrystusem”, przypominający, że każdy z nas znajduje się właśnie w podobnej sytuacji.

O ile nieraz mówimy o Bogu, o tyle rzadko mówimy o szatanie, a jeżeli mówimy, to w kontekście przypadków skrajnych, rozpatrując możliwość opętania. Książek o opętanych jest już dużo i niejednokrotnie zaspokajają one naszą ciekawość, ale rzadko napisane są w ten sposób, żeby ich treść można było odnieść do siebie. Teologia zawarta w książce Polwenu jest teologią pokusy i ataków demonicznych, jakim wszyscy podlegamy. Jest to codzienność życia duchowego. Przecież w przyrzeczeniach chrzcielnych jesteśmy zapytywani „Czy wyrzekacie się szatana, który jest głównym sprawcą grzechu?” i „czy wyrzekacie się szatana, aby was grzech nie opanował”.

Autorka książki przeżywała w życiu etap w którym była opanowana przez grzech. Nie było to coś skrajnego. Została ustrzeżona przez prostytucją, samobójstwem i kilkoma innymi najcięższymi grzechami, niemniej miała długi czas życia w grzechu ciężkim współżycia z wieloma mężczyznami. Te jej związki były szczególnie destrukcyjne, gdyż byli to żonaci mężczyźni, a ona w poszukiwaniu wrażeń kierowała się wyłącznie cielesnością.

Zatem Agnieszka robiła to co robi wiele młodych osób w naszych środowiskach i nieraz to akceptujemy, jakoś zapominając, że grzech ciężki, z którego nie zamierza osoba wychodzić jest właśnie tym o czym się mówi na chrzcie świętym, czyli „opanowaniem” człowieka przez grzech. A szatan, jako główny sprawca grzechu, zwabiony i karmiony przez grzech, nie zamierza odchodzić i kusi coraz śmielej także i w innych dziedzinach. Do Agnieszki odezwał się kusząc ją do rozpaczy po śmierci jej matki.

W adorację demonów zabrnęła ona jeszcze głębiej, kiedy pragnąc sukcesu literackiego, najpierw wybiera tematykę subkultury wampiryzmu, a w końcu napisała książkę wprost podyktowaną przez szatana. W historii zjawiska mediumizmu było wiele tak zwanych mediów piszących, czyli osób które w procesie twórczym czyniło swój umysł biernym, a pozwalało jakiemuś duchowi posługiwać się swoim umysłem, lub tylko pisać swoją ręką. Mediumizm, jako profanacja ciała, które powinno być świątynią Ducha Świętego, jest ciężkim grzechem. Dobrowolne przyzwalane na ten stan, jest właśnie opętaniem na własne życzenie. Duch okłamuje medium, że z jego dyktanda będą jakieś zyski dla opętanego, a tymczasem jest to droga do śmierci duchowej.

Agnieszkę poznajemy już na etapie, kiedy jest ona w procesie wyzwolenia. W książce bardzo optymistyczne jest ukazanie opieki, jakiej w Kościele doznaje cierpiąca osoba. Księża, egzorcyści i osoby zakonne służą jej modlitwami związanymi z wyzwoleniem, sprawowanymi  w różny sposób. Każda z tych modlitw jest w planie Bożym i stanowi krok do przodu. Sama osoba wyzwalana za moment przełomowy uważa zaś Mszę Świętą i komunię, przyjęte w kontekście modlitwy do Najświętszego Serca Pana Jezusa.

Ciekawym motywem jest rola pewnego żeńskiego zgromadzenia zakonnego, którego nazwy nie poznajemy, a do którego Agnieszka jedzie na rekolekcje powołaniowe, zastanawiając się nad podjęciem życia zakonnego. Odbywa tam nawet miesiąc próby, przyglądając się w tym czasie życiu zakonnic. Ponawiane w różnych domach tego zgromadzenia rekolekcje stanowią ważne etapy w wyzwoleniu dziewczyny, która ma chęć życia doskonalszego, jednak nadal wpada w grzech i jest bardzo atakowana przez demony. Czasem, przed atakami chroni ją fizyczne schowanie się w pokojach sióstr czy kapelana. Opisywane w tej książce szczególne łaski jakie daje modlitwa w zgromadzeniu dają budujące świadectwo. Uważam że choćby z tego powodu powinny tę książkę przeczytać zakonnice i zakonnicy. Na rekolekcje do zakonów mogą częściej trafiać osoby potrzebujące takiej posługi, a w książce opisany jest dość dokładnie praktyczny wzorzec postępowania z nimi.

Agnieszka nie wstępuje do tego zgromadzenia, ponieważ jednym z warunków wstąpienia jest dobre zdrowie pozwalające na ciężką pracę, jaką wykonują siostry, a Agnieszka ma nieuleczalnie chory kręgosłup. Kiedy czytałam tę książkę nasunęła mi się myśl, że w odmowie przyjęcia do zakonu takiej osoby mogło chodzić nie tylko o słaby kręgosłup. Nie chcę tu udawać eksperta, gdyż nic mnie do tego nie uprawnia, ale czy nie mogło być tak, że decyzja wstąpienia do zakonu mogła być, przynajmniej na początku, dyktowana takiej osobie poprzez chęć schronienia się za klauzurą przed demonami? Do zakonu wstępujmy z miłości do Boga, a nie ze strachu przed jakimkolwiek atakiem. Oczywiście droga życia zakonnego otwarta jest dla każdego, również dla osoby niegdyś zniewolonej demonicznie. Niemniej może należało by dać takiej osobie kilka lat na pewne ochłonięcie z emocji towarzyszących egzorcyzmom i zadbać o większą stabilność psychiki, aby nie „wbiegała” do zakonu ze strachu przed demonami, a potem, po uspokojeniu się  nie żałowała sama tej decyzji. Są to tylko jednak takie moje luźne skojarzenia i na pewno szczegółowo rozważane jest to w każdym przypadku.    

Autorka zostaje wyzwolona od opętania, co potwierdzają też spowiednicy, wybiera dostępną w jej stanie zdrowia drogę konsekracji jaką jest „dziewictwo konsekrowane”.  Książka kończy się optymistycznie, choć nie do końca, ponieważ coś jej pozostaje, tym czymś jest widzenie demonów i rozeznawanie taktyki ich działań, o czym Agnieszka pisze w tonie, który odbieram jako pouczający, autorytatywny. Na przykład osoba ta widzi podczas rekolekcji demony atakujące pozostałe rekolektantki, widzi też demona podążającego w groźnym celu za spowiednikiem. Osoba ta, jak rozumiem, do dzisiaj, zna niekiedy stan dusz innych osób. I tu czytam o tym z pewnym zaniepokojeniem, ponieważ nie jest dla mnie jasne, jak rozeznano, że to, czego doświadcza Agnieszka po wyzwoleniu jest „darem”, a nie dalszym ciągiem tej samej demonicznej pokusy. Duchowny kieruje nią: „Nie martw się, dary Ducha Świętego dane są każdemu. Rodzaj daru zależy jedynie od tego, co potrafimy przyjąć. Bóg nie da ci niczego, czego nie udźwigniesz. Swoją drogą musisz być bardzo silną i odważną osobą, skoro dostałaś taki dar.” (s. 131)

Moim zdaniem, to że stwierdzono wyzwolenie, nie wyklucza tego, że ta osoba nadal podlega pokusom, które jednak zmieniają swój charakter. Czy nie może być to tak, że skutecznie egzorcyzmowana osoba zaprzestała ulegania pokusie wulgarnej, seksualnej, natomiast chwilę po wyzwoleniu chytry szatan zmienił taktykę i rozpoczął kusić ją subtelniej? Na tym wyższym etapie są pokusy dające paranormalne poznanie „dobrego i złego” o stanie dusz. Agnieszka ma już możność trwania w czystości fizycznej, przez co ma poczucie zwycięstwa. Niemniej być może nie zauważa, że stała się ona jakby „jak Bogowie, znający dobro i zło” (znamy to z gadki Węża z Księgi Rodzaju).

Na końcu tej recenzji pozwolę sobie tę publikacje porównać z nieco podobną, a jednak różną w ważnym aspekcie publikacją, niedawno wydaną przez wydawnictwo Fronda „Nie krocz za mną, Prawdziwa historia dziewczyny, która nie chciała być medium”, której autorka, chyba mniej więcej rówieśniczka Agnieszki pozostaje w ukryciu pod pseudonimem RoseMary. Współautorem jej książki jest ks. Aleksander Posacki, który swoim dorobkiem demonologia uwiarygadnia jej pamiętnik, podobnie jak ks. Maciej Gutmajer egzorcysta czyni to z pamiętnikiem Agnieszki.

RoseMary również przeżywa ataki demoniczne, bardzo podobne do opisywanych przez Agnieszkę, choć przyczyna zniewolenia RoseMary jest inna, a jej stan nie był opętaniem, lecz łagodniejszą formą zniewolenia. Demon także wielokrotnie objawia się jej jako przemawiająca, strasząca osoba, będąca źródłem ukrytej wiedzy o ludziach, RoseMary jednak nie podejmuje z szatanem tego dialogu jaki cytowany jest w publikacji Polwenu. Także Rosemary po wyzwoleniu żyje w celibacie podejmowanym dla Jezusa. Tyle podobieństw książek wydanych niemal równocześnie przez Frondę i Polwen.      

A teraz o różnicach: Choć obydwie kobiety będąc już po wyzwoleniu, nadal widzą niekiedy złego ducha, jednak ks. Posacki w publikacji Frondy nie nazywa tego „darem”. „Darem” również nie są jej, jak to określa „wizje pseudomistyczne”, które choć wyglądają na sprawy Boże, nadal jego zdaniem pochodzą od demona. „Gdybyś trafiła na kogo innego zrobili by z ciebie Vassulę”. Chociaż nieraz łudząco wygląda to nieraz na kontakt z Bogiem i powoduje różne emocjonalne wzloty, zalecany jest tej osobie dystans wobec tych zjawisk. Dla tego też rozeznawanie powołania nie następuje zaraz, lecz po wielu latach od egzorcyzmów.

Jeżeli zaś chodzi o demoniczne ataki, pod koniec książki RoseMary opisuje, jak już po wyzwoleniu skoczył na nią demon niczym lew. Niemniej ona sama nie nazywa tego „darem” spowodowanym jej pobożnością, tylko uważa że szatan zrobił to, ponieważ ona „nadal jest słabszą owcą.” Należało by więc może poszukać jakiegoś nowego klucza dla zrozumienia istoty ataków szatana na osobę po egzorcyzmach i przemyśleć jej teologię, skoro dwa podobne przypadki są przez różne środowiska duchowe, zupełnie inaczej interpretowane. Także jeżeli chodzi o nadzwyczajne łaski, to co u RoseMary również wygląda na „dar” Boży jest przez spowiedników rozeznawanie jako powodujący pychę „dar fałszywy” i między innymi dla tego zalecane jest jej milczenie. (por. http://www.wydawnictwofronda.pl/nie-krocz-za-mna-2 ).

Różnica druga: autorka książki Frondy poprzestała na złożeniu jednej wersji świadectwa na piśmie, nie głosi go w kościołach i nie występuje na spotkaniach autorskich, nie udziela wywiadów, podczas Agnieszka Dembek to robi (np. na pallotyńskich spotkaniach młodych, czerwiec 2013). Agnieszka wspomina, że podczas pisania książki zapytywano, czy nie chciałaby pisać anonimowo, ale ona postanowiła się „nie wstydzić się Jezusa” (s. 180). Tu należało by zaznaczyć, iż ukrywanie przed otoczeniem doznań o nadprzyrodzonym charakterze i zatrzymywanie ich wyłącznie dla spowiednika, nie zawsze wynika ze wstydu. To każdorazowo podlega rozeznaniu, jak jest lepiej, żeby osoba się zachowywała. Głoszenie, skoro rozeznane przez spowiedników, nie jest złe, niemniej unikanie rozgłosu i chęć ukrycia, też ma niekiedy swoje uzasadnienie i nie nazywajmy tego od razu „lękiem", lecz może lepiej ostrożnością. Ciekawe, jak będzie dalej wyglądało życie osoby, która publicznie przyznaje się: „każdego dnia widzę śmiejące się demony”, a w następnym zdaniu pisze „Błagam, przestańcie mnie o nie pytać”. Ludzi to ciekawi, oni zawsze już będą ją o to pytać.

Maria Patynowska