"Na początku września ujawniliśmy, jakie kariery w spółkach skarbu państwa, głównie w grupie PGE, robią działacze PO z Tomaszowa Lubelskiego — tego samego, z którego okolic pochodzi Aleksander Grad, minister skarbu, i w którym szefem struktur powiatowych PO jest poseł Mariusz Grad, bratanek ministra.

 

Okazuje się, że lukratywne posady w grupie PGE dla tomaszowskich działaczy Platformy to nie lokalny wyjątek, lecz ogólnokrajowa reguła. Pod wodzą Tomasza Zadrogi energetyczny gigant stał się prawdziwą kuźnią kadr rządzącej partii" - pisze "PB".

 

Dziennik przypomina, że przed czterema laty jedną z obietnic Donalda Tuska było zakończenie z procederem zawłaszczania spółek z udziałem skarbu państwa - Tusk zapowiadał to w swoim expose 23 listopada 2007 roku.

"Co po czterech latach zostało z tej obietnicy? Na przykładzie PGE widać, że nic. Tylko w radach nadzorczych i zarządach spółek z grupy energetycznego giganta znaleźliśmy około 40, w większości czynnych, działaczy PO (w dzisiejszym wydaniu Puls Biznesu publikuje ich całą listę).

A to jedynie wierzchołek góry lodowej, bo wielkie dzielenie posad w PGE według partyjnego klucza dotyczy także niższych stanowisk" - czytamy.

 

Co rusz słyszymy o tym, że PO obsadziła państwowe spółki młodymi, wiernymi z różnych ośrodków na niespotykaną do tej pory skalę. Swego czasu gazety opisywały nawet "wojnę wafli" - skłóceni baronowie PO nawzajem wyrzucali protegowanych rywala ze spółek. Kiedy Andrzej Halicki naraził się Tuskowi mówiąc o "otaczających go lizusach", to wyrzucono jego "wafla" z jednej ze spółek. Prywatyzacja tylko częściowo zaradzi temu problemowi, bo rządzące partie wciskają nawet prywatnym przedsiębiorcom swoich ludzi. Trzeba przyjąć ustawę, która szczegółowo określi kryteria przyjmowanych (np. odpowiednie doświadczenie i wykształcenie, znajomość języków). Czyli to co Tusk zapowiadał, ale jakoś zapomniał zrobić.

 

pb.pl/PSaw