- Marudom mówię: nie! Szczególnie takim, którzy siedzą i narzekają: na rząd, drożyznę, reformę sądownictwa, język debaty publicznej. Siedzą i, za przeproszeniem, mendzą. Ale na wybory nie idą - pisze w felietonie dla Wysokich Obcasów Dorota Wellman

- Data wyborów jest znana dużo wcześniej, a oni właśnie tego dnia muszą jechać na działkę. I wrócą późno. Albo nie chce im się wstać, bo pada. Wyjechali, ale nie załatwili sobie karteczki na głosowanie gdzie indziej. Mają nieaktualny dowód. Tak naprawdę nie chcą głosować, bo jest im wszystko jedno. Polska jest im obojętna. Wisi im, jak będzie wyglądała. Byle się jakoś żyło, byle się mnie nie czepiali. Tacy – jak karaluchy – przetrwają wszystko.  - stwierdza dziennikarka

Jak zaznacza, "tylko niech nie narzekają, bo nie mają prawa."

- A ja chcę, żeby mniej kretynów było w Sejmie. Dlatego idę na wybory. - dodaje

- Wybory to i prawo, i obowiązek. Są świętem demokracji. A ja lubię świętować. Od 1989 roku chodzę na każde wybory. Mam głos, jestem z tego dumna. - podkreśla

- Nie słucham nikogo, tylko własnego sumienia. Myślę o swoim synu, o wnukach. Nie oddam swojego głosu nikomu. Nie oddam go walkowerem. I żebym miała 40 stopni gorączki, żebym zdychała, żeby mnie mieli zanieść – pójdę na wybory. - zaznacza Dorota Wellman

 

bz/wysokieobcasy.pl