Można śmiało powiedzieć, że Medjugorje otrzymało tyle oficjalnego poparcia, ile może otrzymać, biorąc pod uwagę fakt, że objawienia wciąż trwają. Powszechnie wiadomo, że dwoje najwybitniejszych świętych naszych czasów, to jest święta matka Teresa z Kalkuty i św. Jan Paweł II, było zagorzałymi czcicielami Królowej Pokoju z Medjugorje. Dzięki nim i milionom wiernych przesłanie żalu, pojednania, pokoju i pokuty rozeszło się po całym świecie.

 

Christine Watkins, autorka bestselleru „Ostrzeżenie” w swojej nowej książce „Mężczyźni i Maryja” zebrała wstrząsające i poruszające świadectwa mężczyzn, którzy doświadczyli nawrócenia dzięki Maryi z Medjugorje.

 

Od fana sportów ekstremalnych do… księdza

Autorka opisuje między innymi historię ks. Ricka Wendella, który właśnie tam został przez Jezusa zaproszony do drogi kapłaństwa. Tak opowiada o drodze swojego doświadczenia i pobycie w tym niezwykłym miejscu:

Jako 27-letni mężczyzna przeżyłem śmierć kliniczną. Pamiętam, jak zemdlałem przy wejściu do sklepu. Przypominam sobie, że później leżałem na plecach, a jakiś mężczyzna się nade mną pochylał i uciskał moją klatkę piersiową, ale ja tego nie czułem. Widziałem wszystko, nie poruszając głową. Nie czułem żadnych emocji. Wtem znalazłem się, jakby to powiedzieć, po drugiej stronie. Tego, co się ze mną wtedy działo, nie da się opisać słowami. Z pozycji obserwatora przeszedłem na drugą stronę – w ciemność, nicość. Nie bałem się, nie byłem szczęśliwy, nie byłem smutny. Tylko patrzyłem, a jednak uczestniczyłem w tym, co widziałem. Nagle jakby z oddali, a jednocześnie z bliska, ujrzałem światło. Nie wiem, czy to ja poszedłem w jego kierunku, czy to ono zbliżyło się do mnie, ponieważ odległość, czas i przestrzeń nie dotyczyły tego, czego doświadczałem. Po przebudzeniu byłem już innym człowiekiem.

Kilka lat później wybrałem się z moją mamą do Medjugorje. Każdego dnia doświadczałem tam niesamowitych cudów. Bóg pokazał mi moje grzechy, nawrócił serce i złożył propozycję, której bym się nigdy nie spodziewał… Trzeciego dnia przyśnił mi się Jezus. Kroczył pod górę w moim kierunku i zatrzymał się kilka metrów przede mną, po mojej lewej stronie. Wyglądał dokładnie tak, jak Go sobie wyobrażałem.  Wyraźnie widziałem Jego brodatą twarz i oczy, którymi wpatrywał się we mnie przenikliwie, ale przyjaźnie. Nie otwierając ust, przekazał mi słowa: „Chcę, żebyś został księdzem”.

Byłem w totalnym szoku. To chyba jakiś żart. Jestem najgorszym grzesznikiem. Przecież dopiero co to przerabialiśmy! – Tak – odpowiedział. Ale ja jestem zaręczony. Kocham moją narzeczoną. Mamy już wybrane imiona dla naszych dzieci. Suknia ślubna kupiona. Lokal zarezerwowany. Osiągnęliśmy masę krytyczną. Wstyd mi to mówić, ale ja już traktuję ją jak żonę. Nigdy, przenigdy nie myślałem, żeby zostać księdzem. Nigdy nie chciałem być ministrantem – nic takiego nie przyszło mi do głowy ani na chwilę. Daj spokój. To nie dla mnie. To dobre dla innych. Powołujesz takich ludzi na świat. Z góry wiesz, że zostaną księżmi. Rodzą się w cudownych rodzinach, służą do ołtarza, a potem – bach! – zostają kapłanami.

– Wiem, co robię – odparł, a potem się odwrócił i odszedł.

Jezus właśnie spisał na straty moje największe pragnienia, ale ja nie mogłem zaprzeczyć temu, co się stało. Spotkanie z Jezusem nie było spełnieniem marzeń; ono pogrzebało wszystko, czego chciałem od życia. Czułem się zdruzgotany. bałem się tego spotkania. To był początek końca mojego wieloletniego związku z narzeczoną. Jakiś czas później udałem się do siedziby diecezji, w której mieszkałem i opowiedziałem duszpasterzowi powołań, który był ode mnie kilka lat młodszy, całą swoją niesamowitą historię. On spojrzał na mnie z niepokojem i zdumieniem. Poradził mi, bym wrócił do domu i modlił się w tej sprawie przez rok […]. Dokładnie rok później wstąpiłem do seminarium w Fargo i zostałem księdzem.

 

WIĘCEJ W KSIĄŻCE „MĘŻCZYŹNI I MARYJA” CHRISTINE WATKINS

 

Morderca ocalony przed wieczną karą śmierci

Jestem byłym więźniem. Osiemnaście z ostatnich dwudziestu pięciu lat życia spędziłem za kratkami. Skazano mnie za morderstwo, usiłowanie zabójstwa pierwszego stopnia, napaść z pobiciem, usiłowanie zabójstwa funkcjonariusza, rabunek z bronią w ręku i ucieczkę. Do tego zrobiłem mnóstwo innych rzeczy, na których nie zostałem przyłapany. Głęboko w sercu wierzę jednak, że najgorszym z moich grzechów było moje podejście do życia. Nie lubiłem siebie, nie dbałem o siebie i z pewnością nie dbałbym o ciebie – ewentualnie mógłbym cię walnąć w łeb i zabrać ci wszystko z kieszeni. Byłem na drodze do samozniszczenia, z nastawieniem do życia, które raniło mój umysł i duszę. Uzależniłem się od narkotyków, alkoholu i seksu, nadużywałem wszystkiego, co się dało. Kiedy tylko czułem jakąś pokusę, ulegałem jej.

Podczas któregoś wieczoru w więzieniu, włączyłem telewizję publiczną, bo lubię filmy przyrodnicze i takie tam. Tym razem leciało coś o Błogosławionej Dziewicy Maryi. Pokazywali sześcioro dzieci, które spoglądały w górę i mówiły w obcym języku, podczas gdy lektor opowiadał o Matce Bożej. Kiedy przyjrzałem się twarzom tych dzieciaków, od razu wiedziałem, że to wszystko prawda. Miałem doświadczenie w wyczuwaniu ściemy, czułem, że one nie zmyślają. Naprawdę widziały Najświętszą Pannę! Od tamtej pory moje życie zaczęło się zmieniać. Kilka dni później podczas spaceru doświadczyłem czegoś dziwnego. Zobaczyłem siebie w świetle Bożej sprawiedliwości. Stałem na krawędzi piekła i przeraziło mnie to. Zrozumiałem, że nie mam wyboru. Przede mną było niebo i piekło, a ja w swoim lęku sięgnąłem po niebo. Siedziałem tam jak na szpilkach. To był dla mnie wstrząs. Nigdy coś takiego mi nawet do głowy nie przyszło. Tyle ćpałem, a nigdy nie byłem na takim haju, żeby przeżyć coś podobnego. Gapiłem się na różaniec, który dostałem od księdza, gdy po raz pierwszy trafiłem do więzienia w Tennessee. Wisiał na ścianie w mojej celi już jakieś cztery lata – nie wiedzieć czemu. Był tak brudny i zakurzony, że wyglądał jak jakaś kiepska choinka. Nigdy nie miałem szczególnego nabożeństwa do Najświętszej Panny, a różaniec odmówiłem może z dwa albo trzy razy w życiu, kiedy w pierwszych klasach chodziłem do katolickiej szkoły. A jednak coś tam pamiętałem. Nie zrobiłem się od razu wielce religijny, ale zacząłem myśleć o Bogu i próbowałem się modlić. Ten dzień zmienił moje życie. Zaangażowałem się w więzienne duszpasterstwo. Pod koniec mojego pierwszego spotkania jedna ze staruszek podała mi biuletyn zatytułowany „Cud Medjugorje” autorstwa Wayne’a Weible’a. artykule zaskoczyły mnie dwie rzeczy. Dzieciaki w tak piękny sposób opisywały Maryję. Wylewała się z Niej miłość. Zacząłem czytać i więcej modlić się do Matki Bożej.

Wszystko zmieniało się błyskawicznie. Chciałem oddać życie Najświętszej Pannie – zwłaszcza w świetle wiary, której Bóg udzielił mi przez łaskę Maryi z Medjugorje. Chciałem do Niej należeć i całkowicie oddać się przez Nią Jezusowi. To był kolejny początek zmian. Dar od Boga. Ja nawet nie umiałem kochać, ale z radością robiłem wszystko dla Maryi, bo Ona jest taka cudowna. Któregoś dnia, nie wiem do końca dlaczego, zacząłem podchodzić do różnych kolesi i mówiłem:

 – Hej, spotykamy się na takiej grupie modlitewnej, chcemy żyć przesłaniami z Medjugorje. I podrzucałem im biuletyn Wayne’a Weible’a. Tyle że nie było żadnych „nas”, tylko ja. Pomyślałem sobie, że jeśli będę mówił w liczbie mnogiej, to więcej osób przyjdzie. Na szczęście nie pytali mnie, kto konkretnie tam chodzi.

Poszedłem potem do księdza i zaproponowałem:

– Proszę księdza, a może założymy duszpasterstwo i zaczniemy żyć przesłaniami z Medjugorje?

– Daj spokój, Jim. Osiem lat próbowałem tu coś zorganizować.

– I tak spróbuję – powiedziałem. – To trzeba jakoś nagłośnić.

Zorganizowałem pokój do spotkań. Zaczęła się zbierać grupa. Po tygodniu codziennie było nas siedmiu, a po kilku tygodniach – od dwunastu do czternastu. Ci goście nikogo się nie bali. Mogli chodzić po całym więzieniu. To były niebezpieczne typy: gangsterzy, motocykliści, dilerzy (i to nie tacy z ulicy) – kolesie od brudnej roboty, naprawdę szanowani więźniowie. Nasza modlitwa działała cuda. Odmawialiśmy jedną tajemnicę różańca, czytaliśmy czytania mszalne. Uczyłem się tego zawierzenia Maryi według św. Ludwika i mówiłem im:

– Oddajcie wszystko Matce Bożej, a Ona już zadba o wasze rodziny, serca i o wszystko.

Coraz więcej takich zakapiorów dowiadywało się o naszym różańcu. Przychodzili i m wili: „Mój dzieciak jest chory. Wpiszcie go na listę i pomódlcie się za niego, dobra?”. Jeden koleś, liczący się diler z Kolumbii, miał syna, który urodził się z dziurą w sercu. Nie można było tego operować, dopóki chłopiec nie skończy dwóch lat. Jego tata poprosił jednego z naszych:

– Pomódlcie się za mojego syna, za pół roku będzie miał operację.

Odmówiliśmy modlitwę za jego uzdrowienie i kiedy przyszedł czas na zabieg, zrobili mu jakieś badania. Okazało się, że po dziurze w sercu nie ma śladu.

Dziś już od wielu lat przebywam na wolności. Nawet po tej stronie więziennego muru nie jest łatwo prowadzić święte życie. Wciąż mam kontakt z chłopakami z więzienia stanowego i wielu z nich prowadzi dobre, katolickie życie w nowej wolności. Dowiedziałem się, że więzienna grupa modlitewna pięknie się rozwija i Medjugorje wciąż zbiera tam dobre owoce. Więźniowie czasami oglądają nagranie z mojego świadectwa, którym podzieliłem się na konferencji o Medjugorje. Modlą się za mnie i traktują mnie jak brata.

 

ZOBACZ WIĘCEJ W KSIĄŻCE „MĘŻCZYŹNI I MARYJA

 

*Tekst opracowany na podstawie książki „Mężczyźni i Maryja. Jak wygrać najważniejszą bitwę w życiu” Christine Watkins, wydanej nakładem wydawnictwa Esprit