Jak po kilku pierwszych miesiącach prezydentury Donalda Trumpa możemy ocenić jego postawę względem Rosji? Czy czekają nas lata owocnej współpracy Polski i USA w zakresie obrony? Na te pytania w rozmowie z naszym portalem odpowiada generał Roman Polko.

 

Podczas rozmowy szefa polskiego MSZ Witolda Waszczykowskiego z sekretarzem stanu USA Rexem Tillersonem padły zapewnienia o pomocy USA w odzyskaniu wraku TU-154M. Czy działania Amerykanów rzeczywiście mogą być krokiem milowym w sprawie Smoleńska?

Rozmowy podejmowane z Amerykanami na temat pomocy w sprawie wyjaśnienia okoliczności katastrofy, to ważna kwestia. Szkoda, że takie działania są podejmowane o siedem lat za późno, tak długo po katastrofie. Niestety, wcześniejsze instytucje rządowe w poprzednich latach nic w tej sprawie nie zrobiły. Jako przykład bierności wcześniejszej władzy przytoczę doświadczenie mojego przyjaciela z Doliny Krzemowej, który pracuje w firmie specjalizującej się w badaniu wypadków tego typu. Pomimo tego, że pisał do prezydenta i premiera, proponując pomoc, jego list został całkowicie zignorowany. Występowała jakaś przedziwna niechęć do zbadania tego, co się stało. Teraz po tak długim czasie z pewnością będzie trudniej wyjaśnić przyczyny katastrofy, ale to dobrze, że podobne rozmowy z Amerykanami mają miejsce.

Jak Pan ocenia spotkanie Waszczykowskiego z Tillersonem? Czy może doprowadzić do pogłębienia relacji Polski i USA i zacieśnienia współpracy?

Dobrze, że takie spotkanie miało miejsce. Amerykanie są teraz bardzo mocno obecni w Polsce. Stacjonuje u nas brygada amerykańska, mamy do czynienia z silnym współdziałaniem w ramach NATO i ten fundament należy umacniać i podtrzymywać. Jak wiadomo, Amerykanie są najważniejszym członkiem sojuszu i bez nich żaden projekt Paktu Północnoatlantyckiego nie może być realizowany.

Widać, że Trump wcale nie zamierza rezygnować z NATO, a wobec Rosji stosuje odmienną taktykę, niż można było się spodziewać po kampanii wyborczej. Jak możemy ocenić jego ostatnie działania?

Donald Trump padł raczej ofiarą „chciejstwa” Moskwy i życzeniowego myślenia rosyjskich trolli, którzy próbowali kreować rzeczywistość poprzez działania podejmowane w Internecie. Jak widać, nie jest on człowiekiem, który byłby uległy wobec Putina, wbrew temu co mówiono o Trumpie przy okazji wyborów, lub tuż po nich. To dla nas oczywiście dobra wiadomość. Rzecz jasna nikt nie szuka wroga na wschodzie, chcemy się dogadywać, ale chcemy to robić pragmatycznie. Nie może być tak, że co innego Putin deklaruje, a co innego ma miejsce w rzeczywistości.

Możemy się spodziewać, że Trump będzie reagował na podobne działania ze strony Putina?

Wymownym przykładem jest tu Syria. Administracja Obamy, która była „miękka” w rozmowach z Putinem, uległa jego przekonaniom, jakoby miał pozbawić reżim Asada broni chemicznej. Jak się okazało, zapasy broni nie zostały unieszkodliwione, a niedawno została użyta przeciwko obywatelom syryjskim. Choć uderzenie Tomahawkami, jakie przypuściły USA, było mało skuteczne z punktu widzenia wojskowego, z punktu widzenia politycznego miało ogromne znaczenie, bo pokazuje, że Stany Zjednoczone rządzone przez Trumpa nie będą przechodziły do porządku dziennego nad jawnym gwałceniem prawa międzynarodowego.

Kurs Trumpa obrany wobec Putina będzie więc ostry i jednoznaczny?

Putin do tej pory był przyzwyczajony do mało skutecznych działań. Ze strony Europy Zachodniej ograniczały się one jak dotąd do not protestacyjnych. Teraz prezydent Rosji ma dużą zagwozdkę, bo w osobie Trumpa trafił na człowieka przyzwyczajonego przede wszystkim do działania. Być może w mowie politycznej prezydent USA nie ma ogłady, ale jego czyny pokazują, że dla Stanów Zjednoczonych przestrzeganie pewnych wartości w prawie międzynarodowym w dalszym ciągu ma kluczowe znaczenie. Nie jest też pustosłowiem, ale prowadzone są konkretne działania realizujące te cele Amerykanów.

Jak w najbliższej przyszłości może się rozwijać współpraca Polski i USA w kwestii obronności? Czy możemy się spodziewać jeszcze większego jej zacieśnienia, a jeżeli tak, to jak mogłoby ono wyglądać?

Myślę, że ze strony amerykańskiej osiągnęliśmy już to, co było do osiągnięcia. Teraz ważne jest, abyśmy nie zmarnowali możliwości, jakie przed nami stoją. Mówię tu choćby o możliwości wspólnych ćwiczeń z Amerykanami, które mogą pomóc naszym żołnierzom. Nie jest tajemnicą, że współpraca z tak silnym i doświadczonym partnerem może przynieść pozytywne efekty. Obecność Amerykanów może nas też motywować do podejmowania pewnych zmian, które powinny być dokonywane w armii po to, aby rzeczywiście podnosić poziom wyszkolenia i przygotowania naszych żołnierzy. Jest to również impuls do działań w zakresie infrastruktury i logistyki, które sprawiłyby, że ewentualne wspólne działania na wschodniej flance NATO, np. przy Przesmyku Suwalskim, byłyby bardziej skuteczne. Obecność żołnierzy USA jest dla nas dobrą szkołą, ale jest to także ważne doświadczenie i wyzwanie dla Amerykanów. Muszą nauczyć się europejskiej specyfiki, oni też wiele zyskają na tej współpracy.

Jednym słowem – wykorzystanie tego, co już mamy, może poprawić nasz potencjał obronny?

Zdecydowanie. Myślę, że żołnierze i dowódcy zdają sobie z tego sprawę i będą chcieli wykorzystywać możliwości, jakie się przed nimi otworzyły. Z wieloma z nich rozmawiałem i wiem, że są bardzo chętni do ścisłej współpracy. Z pewnością podobne chęci wyrażają Amerykanie, którzy lubią nowe wyzwania. Politycy powinni wspierać tę współpracę i pomagać. Jest to dla nas doskonała okazja zarówno do zademonstrowania Putinowi obecności NATO w regionie, jak i przećwiczenia wielu wariantów i nauki, które zbudują naszą zdolność obronną.

Dla Władimira Putina taka ścisła współpraca rysująca się na wschodniej flance to złe wieści…

Z pewnością Kreml bardzo boli to, że wszystko rozwija się pomyślnie. Być może Putin sądził, że wszystko zakończy się na etapie deklaracji i obietnic. Tymczasem w Europie Środkowej pojawili się konkretni ludzie i oddziały. Szkolą się, poznają się i to na pewno będzie owocować i dawać nam siłę w razie ewentualnego zagrożenia.

Dziękujemy za rozmowę

Rozmawiał MW