Rumunia zdecydowała o uznaniu za persona non grata pomocnika rosyjskiego attache wojskowego Aleksieja Griszajewa. Z kolei Rosja uznała za persona non grata włoskiego attache morsko-wojskowego.

Przyczyną uznania rosyjskiego dyplomaty za persona non grata w Rumunii jest "naruszanie postanowień konwencji wiedeńskiej z 1961 r. o stosunkach dyplomatycznych". Nie są znane szczegóły takiej decyzji rumuńskiego MSZ.

Rosyjski resort spraw zagranicznych wezwał z kolei ambasadora Włoch Pasquale Terracciano i wręczył mu notę dyplomatyczną o uznaniu za persona non grata pomocnika włoskiego attache w sprawach obrony. Włoski dyplomata ma opuścić Rosję w ciągu doby. Rosja uznała działalność dyplomaty za "nieusprawiedliwioną i nieprzyjazną". Włoski MSZ stwierdził zaś, że reakcja Rosji jest "niesprawiedliwa".

Rosyjski minister spraw zagranicznych Ławrow oskarżył ponadto dzisiaj Czechy o łamanie umów międzynarodowych.

- Istnieją również wystarczające dowody na to, że naruszane były i konwencje międzynarodowe, w tym konwencja ottawska zakazująca używania min przeciwpiechotnych oraz tzw. porozumienie o handlu bronią, którego stronami są, jak rozumiem, wszystkie państwa członkowskie Unii Europejskiej - powiedział Ławrow.

Wcześniej przedstawicielka rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa wezwała Czechy do udzielenia informacji na temat broni przechowywanej w zdetonowanych w 2014 składach w miejscowości Vrbetice. Chodziło o składy, które według twierdzeń strony rosyjskiej miały należeć do bułgarskiego biznesmena Emiliana Gierbiewa. Ten zaś miał wykorzystywać składy w celu dostarczania broni do Donbasu. W 2014 roku w składach doszło do eksplozji.

Zgodnie z informacji przekazanymi przez New York Times, na które powołują się Rosjanie, Gierbiew miał przyznać się, że

Prezydent Czech Milos Zeman wczoraj wygłosił w telewizji oświadczenie na ten temat.

Poinformował, że czeski kontrwywiad nie dysponuje żadnymi dowodami, że w składach broni przebywali agenci zagranicznych służb specjalnych. Śledztwo w sprawie wybuchów trwa, a policja i prokuratura dysponują dwoma tropami - pierwszy z nich to nieprofesjonalne zachowanie pracowników składów, drugie zaś to działalność obcego wywiadu.

Wcześniej z kolei premier Czech Andrej Babis odpowiedzialnością za eksplozję obarczył Rosję. Rosja zaś uważa te podejrzenia za gołosłowne.

jkg/ria nowosti