Portal Fronda.pl: Jenst Stoltenberg jako nowy szef NATO to dobry wybór w obliczu konfliktu na Ukrainie?

Witold Waszczykowski, PiS: Jest za wcześnie na szerszą ocenę. Stoltenberg pokazał się jako polityk doświadczony, wypływają jednak pewne problemy z jego, by tak rzec, lustracją. Media podają, że miał współpracować z Rosją i posiadać nawet jakiś kryptonim. Trzeba sprawdzić, czy taka sytuacja w ogóle miała miejsce.

NATO od lat wybiera na sekretarzy generalnych Europejczyków z takich państw, które nie mają kolizyjnego kursu z Rosją. Politycy Norwegii zajmowali jak dotąd umiarkowane stanowisko wobec Moskwy.

Pierwsze reakcje Stoltenberga, a więc wskazywanie na rosyjskie zagrożenie, są prawidłowe. Trzeba zarazem pamiętać, że sekretarz generalny NATO nie jest decydentem, ale organizatorem pracy. Decydują państwa członkowskie i to od nich będzie zależało, w jakim kierunku będzie się rozwijać NATO i jak będzie reagować na to, co dzieje się na wschodzie.

Rosyjskie media poinformowały, że Federacja Rosyjska dogoniła Stany Zjednoczone pod względem ilości posiadanego sprzętu zdolnego do przenoszenia ładunków jądrowych jak i samych głowic. Jakie ma to znaczenie dla równowagi atomowej?

Głównym problemem jeżeli chodzi o broń jądrową nie jest pierwsze uderzenie, ale możliwość odpowiedzi. Od lat toczy się wyścig, kto utrzyma zdolność do odwetu po ewentualnym uderzeniu atomowym. Jeżeli ktoś bowiem taką zdolność zachowa, to wojna jest niepotrzebna, dlatego, że ten, kto uderzy, poniesie koszty odpowiedzi – a to czyni pierwszy atak nieopłacalnym. Na tym właśnie polega koncepcja wzajemnego odstraszania.

Rosja na pewien czas utraciła zdolność do odstraszania. Moskwa zarazem bardzo bała się tarczy antyrakietowej. Jeżeli tarcza zostałaby rozwinięta i Amerykanie stworzyliby cały szereg bez antyrakietowych wokół Rosji, a tego Kreml się obawiał, to nawet jeżeli Rosjanie uratowaliby coś po amerykańskim uderzeniu atomowym – nie mogliby odpowiedzieć. Antyrakiety amerykańskie przechwyciłyby kontruderzenie Moskwy. Tego bali się rosyjscy stratedzy i dążyli, by uzyskać na tym polu równe szanse, a więc zdolność do kontruderzenia. Wracamy ponownie do wyścigu zbrojeń, tak, jak w latach 60. i 70.

Rosja zamierza wydać w 2015 roku na zbrojenia o 21,2 proc. więcej niż w roku obecnym. Jak poradzi sobie z takimi nakładami na ten cel wobec niemałych trudności gospodarczych, przed jakimi stoi?

O tym, czy Rosjanie będą mogli utrzymać taki poziom wydatków, zadecydują dwa czynniki. Po pierwsze rosyjska gospodarka jest zależna od eksportu nośników energii: ropy i gazu. W tej chwili ceny ropy spadły dość znacznie, nawet poniżej 100 dolarów za baryłkę. To oznacza, że Rosja nie otrzymuje istotnych dochodów. Ceny mogą się, oczywiście, podnieść, jeżeli utrzyma się zawirowanie na Bliskim Wschodzie, a mianowicie jeżeli Państwo Islamskie będzie atakować nie tylko Irak i Syrię, ale także inne państwa, które są eksporterami ropy – na przykład Arabię Saudyjską czy Iran.

Drugi czynnik to postawa rosyjskiego społeczeństwa. Powstaje pytanie, czy będzie w dalszym ciągu tak biernie akceptować politykę Władimira Putina? Czy będzie zgadzać się na dalsze obniżanie stopy życiowej? Im więcej Kreml wyda na zbrojenia, rozszerzanie konfliktu z Ukrainą i, być może, innymi państwami, tym mniej będzie mógł poświęcić na cele socjalne. Ta sprawa może doprowadzić do korekty budżetowej kosztem zbrojeń wojskowych.

Wspomniał pan o Iranie jako państwie istotnym z punktu widzenia rosyjskich interesów energetycznych. Od pewnego czasu pojawiają się głosy, że to właśnie Teheran mógłby stać się dla Europy alternatywnym źródłem gazu. To realna perspektywa w obliczu istniejących trudności politycznych w relacjach Zachodu z Iranem?

Propozycja irańska jest wysuwana już od jakiegoś czasu, wraz z tym, jak pogarsza się kryzys ukraiński. Nie istnieją bezpośrednie połączenia gazowe z Iranu do Europy. Obecne stare połączenia znajdują się na terenie Iraku i Syrii, a więc terenów objętych konfliktem z kalifatem. W związku z tym istotne dostawy irańskiego gazu do Europy mogłyby nastąpić dopiero za kilka lat, jeżeli zbudowano by jakiś dodatkowy gazociąg. Takie plany już się pojawiały.

Iran mógłby też uzyskać pozwolenie na budowę przy użyciu zachodnich technologii gazoportu. To pozwoliłoby eksportować skroplony gaz tankowcami do Europy.

Żadna z tych rzeczy nie stanie się jednak już jutro. To wymaga kilku lat przygotowań. Co więcej, musiałoby to być połączone z pewną zmianą polityki irańskiej, a więc odejściem Iranu od antyzachodniej retoryki i współpraca z Zachodem w regionie: wobec Iraku, Afganistanu i konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Mamy więc wiele znaków zapytania, zarówno techniczno-gospodarczych, jak i politycznych.

Rozmawiał Paweł Chmielewski