Czy Polska prowadzi wobec Polaków na Kresach spójną politykę?

- Raczej nie. Jest ona rozproszona pomiędzy: rząd, sejm, senat, placówki dyplomatyczne i konsularne i organizacje pozarządowe. Istnieje pomysł, aby całą politykę polonijną, ze szczególnym uwzględnieniem polityki wobec Polaków mieszkających na Wschodzie, przekazać do MSZ. Jednak z pominięciem senatu jako tradycyjnego opiekuna Polonii od przedwojnia i wyeliminowaniu dużych organizacji pozarządowych jak Wspólnota Polska. Tak prowadzona polityka wyłącznie przez MSZ, może spotkać się z negatywnym odbiorem przez kraje z dużym odsetkiem Polonii. Takie działania mogą zostać potraktowane jako bezpośrednia ingerencja rządowa w prawa obywateli innego państwa. Jest duża obawa, że działalność MSZ zostanie upolityczniona. Konsulaty dostaną środki i będą mogły prowadzić działania na zasadzie kija i marchewki w stosunku do środowisk polonijnych, ograniczając wpływ organizacji pozarządowych, z których „Wspólnota Polska” ma największy szacunek wśród Polonii. Na politykę naszego państwa wobec Polonii wpływa dziś negatywnie polityczna poprawność zwłaszcza w relacjach z Litwą i Białorusią.

 

Na ile zmalała ilość Polaków ma Wschodzie?

- Jeśli chodzi Białoruś i Ukrainę to jest dramat. Między spisem, który odbył się na Białorusi w 2001, a ostatnim w 2011 ze stanu oficjalnego 400 tys. ilość Polaków stopniała do prawie do 300 tys. Na Ukrainie z 260 tys. ta ilość spadła do 140 tys. To jest efekt nieskutecznej polityki rządowej i asymilacji, która postępuje w tych krajach. Inaczej jest na Litwie. Tam jest constans, bo Polacy są tam bardzo dobrze zorganizowani. Mimo polityki dyskryminacyjnej, Polacy mają przedstawicieli w samorządach, parlamencie, a także swojego europosła. W ciągu ostatnich lat budowaliśmy relacje ze wschodnimi sąsiadami, ale... kosztem naszej mniejszości.


Czy na Białorusi, Ukrainie i Litwie nadal fałszuje się historię kosztem Polaków?

- Badałem to. Trwa budowanie świadomości narodowej, poprzez negowanie cywilizacyjnego, kulturowego, intelektualnego czy ekonomiczny wkładu Polaków w rozwój Kresów. Widoczne to jest szczególnie w opisie czasów I i II RP. Dzieci, młodzież i studenci nauczani przez te podręczniki i argumentację nauczycieli czy wykładowców, dostają fałszywy i negatywny obraz tamtej Polski. To wpływa na obecne nastroje Białorusinów, Ukraińców czy Litwinów, a także na świadomość tamtejszej polskiej młodzieży.

 

Czy są mieszańcy przedwojennych Kresów, którzy chcieliby wrócić do Polski?

- W większości nie. Jestem zdania, że autochtoniczna polskość winna trwać w swym naturalnym miejscu. Ruch repatriacji do Polski jest nie wskazany. Byłby wbrew naszemu interesowi narodowemu. Polska młodzież z Białorusi i Ukrainy studiująca w naszym kraju, mimo założeń, że ma po studiach odbudować na Wschodzie polską inteligencję, nie chce tam wracać. Ten program nie przyniósł efektów. Ponadto poprzez wspieranie opozycji w dziedzinie kształcenia białoruskiej młodzieży, czyniliśmy to kosztem tamtejszych Polaków. Proponowaliśmy z kolegami akademikami, aby przenieść kształcenie na Wschód poprzez stypendia, bądź otwarcie filii polskich uczelnie. To zdaje egzamin, bo np. w Wilnie działa wspaniała polskojęzyczna filia Uniwersytetu w Białymstoku. Uczelnia ta rozwija się a jej absolwenci zostają na miejscu. Z drugiej strony przyrost naturalny jest w Polsce fatalny i jeśli miało by to być rekompensowane poprzez napływ do nas ludzi z obcej kultury, to w pierwszej kolejności powinniśmy zrobić tu miejsce dla Polaków ze Wschodu. Oni nie opuszczą Polski.


Rozmawiał Jarosław Wróblewski