Andrzej Duda to dobry kandydat, niezależnie od tego, że innego trudno byłoby w ogóle w PiS znaleźć. Kandydatury, które się pojawiały, nie były prawdziwą alternatywą. Ryszard Czarnecki – śmiech na Sali, to tylko autoreklama samego Czarneckiego. Wiem skądinąd, że było wielu zwolenników kandydatury profesora Andrzeja Nowaka. Jednak, po pierwsze, prezes Jarosław Kaczyński nigdy nie traktował jej poważnie. Po drugie, startem nie był zainteresowany sam prof. Nowak. Po trzecie, gdyby ta kandydatura rzeczywiście została wystawiona, to sprawdziłaby się słabo. Niezmiernie cenię i szanuję prof. Andrzeja Nowaka – można być jednak świetnym historykiem i wybitnym intelektualistą, ale wybory prezydenckie to zupełnie inna bajka. Potrzeba tu pewnego politycznego drygu – a tego prof. Nowak chyba nie posiada.

Andrzej Duda ma cechy, które wyróżniają go na tle PiS. To jego młody wiek, obycie, wreszcie styl bycia: niekonfrontacyjny i nieostry, ale jednocześnie stanowczy i sprawdzający się w mediach. Nie jest to typ pokrzykującego tępego aktywisty partyjnego. To bardzo inteligentny człowiek, świetnie wykształcony prawnik – a i to ma moim zdaniem znaczenie. Duda korzystnie odróżnia się na tle partyjnych działaczy, nie tylko PiS, ale i innych ugrupowań.

Myślę jednak, że zarówno sam Duda jak i Kaczyński nie mają złudzeń, jaki będzie wynik tych wyborów. Walka toczy się nie o zwycięstwo, ale o wejście do drugiej tury. Bawiąc się w prognozy uznałem, że dobrym wynikiem w drugiej turze byłoby około 40 proc. Jarosław Kaczyński miał w 2010 roku niecałe 47 proc. Dlatego 40 proc. w przypadku Andrzeja Dudy, kandydata dość mało znanego, to byłby naprawdę duży wyczyn.

Wśród twardych zwolenników PiS istnieje tendencja, by twierdzić, że skoro kandydat jest ich zdaniem świetny, to może wygrać, a trzeba go jedynie wspierać. Tak w wyborach prezydenckich nie jest. Kluczem do zwycięstwa jest pozyskanie zwolenników także innych partii. Duda musi tak prowadzić kampanię, żeby w drugiej turze przejąć zwolenników lewicy czy kandydatów liberalnych, spod znaku Janusza Korwin-Mikkego.

Mam ponadto swoje obawy co do tego, jak w PiS traktowane są osobowości wybijające się – a za taką uważam Andrzeja Dudę. Nie sądzę, żeby kampania prezydencka była prowadzona pełnymi siłami – bo mogłaby wyjść za dobrze. A gdyby do tego doszło, to Duda mógłby stać się po pewnym czasie realnym konkurentem dla Jarosława Kaczyńskiego – a ten, oczywiście, tego nie chce. Clou będzie polegać na tym, by kampanię zrobić tak, by doszło do drugiej tury, ale jednocześnie by wynik nie był porażająco dobry, to znaczy, by nie był porównywalny z wynikiem Jarosława Kaczyńskiego z 2010 roku.

W PiS są realiści. Myślę, że nikt tam nie wierzy, że wygrana jest możliwa. Bronisław Komorowski ma w ręku mnóstwo atutów: przychylne mu media, przyjaznych dziennikarzy. Dochodzi do tego fakt, że jest urzędującym prezydentem, a to w każdym demokratycznym kraju daje przewagę. Gra nie idzie więc o zwycięstwo, ale nie dlatego, by PiS go nie chciało. Całe kierownictwo partii zdaje sobie sprawę, że jest po prostu niemożliwe. A skoro tak: to trzeba wysterować kampanię kandydata tak, by za bardzo się nie wzmocnił. To jest już pewna patologia życia partyjnego, ale dotyczy to nie tylko PiS. 

not. pac