Wydawać by się mogło, że ostatnie wydarzenia związane z dokumentami znalezionymi w mieszkaniu Czesława Kiszczaka, a dotyczącymi współpracy Lecha Wałęsy z SB ostatecznie zakończą mit człowieka kreowanego przez lata na legendę "Solidarności". Mit ma jednak to do siebie, że jest niezwykle wytrzymały, jego strukturę ciężko zachwiać i w skrajnych przypadkach może wygrać nawet pojedynek z prawdą. 

Obraz prezesa IPN Łukasza Kamińskiego informującego na konferencji prasowej o znalezieniu koperty, w której znajdowało się odręcznie spisane i podpisane nazwiskiem Wałęsy zobowiązanie do współpracy z SB powinien uderzyć w umysł nawet najbardziej zatwardziałych obrońców mitu założycielskiego III RP. Oryginały teczki pracy i teczki personalnej TW "Bolka" znajdujące się w mieszkaniu jednego z głównych architektów PRL w okresie lat osiemdziesiątych to, na zdrowy chłopski rozum, dowód ostateczny i niepodważalny. Niestety rozum często idzie swoją drogą, a wiara pozostaje niezachwiana, choćby to była wiara w kłamstwo. 

Skąd takie przemyślenia? Przecież wszyscy widzieliśmy i usłyszeliśmy. Zapewne niebawem usłyszymy jeszcze więcej, bo wśród kilkudziesięciu kilogramów akt z mieszkania Kiszczaka na pewno znajdzie się niejedna informacja spychająca kolejną cegiełkę z budowli o szczytnej nazwie "Układ pookrągłostołowy". Sęk w tym, że można się zastanawiać, czy aby na pewno wszyscy widzieliśmy i słyszeliśmy...

Wielu nie słyszało, co pokazują wyniki badania wykonanego przez IBRIS. Wynika z niego, że aż 11 procent badanych zdecydowanie odrzuca możliwość, aby Wałęsa mógł być tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa, a kolejne 17 procent uważa, że raczej tym współpracownikiem nie był. Ale to jeszcze nie wszystko, bowiem aż jedna trzecia respondentów nie ma w tej sprawie zdania, albo po prostu zwyczajnie przyznaje, że nie wie, co o tym myśleć. Dodajmy dla ścisłości, że badanie wykonano 18 lutego.

Pytanie - jaki musiałby się pojawić dowód, aby przekonać nawet największych niedowiarków, że Wałęsa współpracował, skoro nie przekonuje ich nawet odręcznie podpisane zobowiązanie i kwity potwierdzające odbiór uposażenia? Nagranie wideo, na którym spisuje donosy? Bo chyba nic więcej wymyślić się nie da, skoro mamy już prace historyków Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka, świadectwa działaczy "Solidarności" i teraz teczkę personalną "Bolka"! A jednak wielu wciąż nie wierzy. Czemu?

Fakt jest taki, że ciężko tu mówić o niedowiarkach. Są bowiem na świecie podlegające wierze i niewierze, od Boga począwszy, a na kosmitach skończywszy. Są jednak też sprawy, w których wiara przestaje mieć znaczenie, bo dowody nie pozostawiają już wątpliwości. Niebo jest niebieskie, wątróbka jest niesmaczna, Małysz wygrał Turniej Czterech Skoczni - to są fakty. Czemu więc niektórzy chcą im zaprzeczać?

W przypadku Wałęsy wyjaśnienie tego, że ponad jedna czwarta ludzi wciąż nie wierzy w jego przeszłość, a jedna trzecia ma wątpliwości leży w ćwierćwieczu usilnej, nieustannej propagandy. A nawet więcej niż ćwierćwieczu, bo przecież mit rozpoczął się w sierpniu 1980 roku. Potem był utrwalany przez kolejne wydarzenia, nagrody, głosy opinii międzynarodowej. Trudno się dziwić, że w świadomości obecnych pięćdziesięcio, czy sześćdziesięciolatków Wałęsa funkcjonował przez lata jako symbol "Solidarności" i upadku komunizmu. Ta wersja historii została tak utrwalona przez telewizję, prasę, a także system edukacji w III RP, że zakorzeniła się na amen u wielu. A jak wiadomo, po pierwsze kłamstwo powtórzone tysiąc razy, staje się prawdą, a po drugie nie przesadza się starych drzew. Dlatego też wielu osobom trudno jest przyjąć do wiadomości obecne wydarzenia związane z tak jednoznacznym uwidocznieniem się informacji, które przedstawiali już w 2008 roku Gontarczyk z Cenckiewiczem. 

Tak jak w platońskiej jaskini - gdyby wyprowadzić z niej kogoś, kto całe życie widział tylko cienie, nie mógłby uwierzyć, że prawdziwy świat wygląda inaczej. Tak jak w "Matriksie" braci Wachowskich - im ktoś jest bardziej zespolony z systemem, tym trudniej go od niego odłączyć. Te porównania są powtarzane tak często, że wydają się wręcz wyświechtane, ale tu pasują jak ulał. 

Nie oznacza to jednak, że sprawa akt z mieszkania Kiszczaka niczego nie zmieni. Zmieni i to bardzo dużo! Z dużą dozą prawdopodobieństwa można przypuszczać, że w niedalekiej przyszłości 33 proc. niezdecydowanych zdecyduje się na przyjrzenie się faktom, a wielu owładniętych mitem, wyjdzie z jaskini. Może nie wszyscy, ale proporcje tych ufających w dobro i słodycz III RP oraz negujących okrągłostołowy mit zostaną na zawsze odwrócone. Jednak nie od razu, bo aby zburzyć mit trzeba nie tylko prawdy, ale również czasu.

emde/Fronda.pl