Słowa mają znaczenie. Tak, jak służby specjalne państw zachodnich podważały roszczenia organizacji terrorystycznej o nazwie Państwo Islamskie do określania siebie mianem państwa, poprzez używanie w stosunku do niej formy "tzw. Państwo Islamskie", tak też rzetelni dziennikarze powinni postępować względem skrajnie lewicowej organizacji o nazwie "Strajk Kobiet", używając w stosunku do niej jednego z poniższych sformułowań: "organizacja o nazwie Strajk Kobiet", "tzw. Strajk Kobiet", czy też po prostu zgodnie z wysuwanymi przez to środowisko postulatami: "protest środowisk feministycznych, antykatolickich, proaborcyjnych i progenderowych". W innym razie, będą oni odpowiedzialni za legitymizowanie bezpodstawnych roszczeń stojących za tą organizacją uzurpatorów i mistyfikatorów. Nie jest to bowiem ani strajk, ponieważ "strajk" odbywa się w czasie pracy, ani też protest "kobiet", gdyż jego uczestnicy nie reprezentują wszystkich kobiet/Polek, a wręcz wypaczają ich obraz, sprowadzając je poprzez głoszone przez siebie swoje hasła, do poziomu wulgarnych i agresywnych feministek, wspomaganych przez zastępy infantylnych, rozpuszczonych i niedouczonych młodych dziewcząt, nazywanych potocznie tzw. "Julkami".

Jak wynika z sondażu pracowni Estymator dla portalu DoRzeczy.pl, aż 90 proc. Polaków nie byłoby gotowych rozważyć głosowania w wyborach na komitet organizacji "Strajk Kobiet", gdyby takowy ubiegał się o mandaty w Sejmie RP. To wiele mówi o rzeczywistym poparciu Polaków dla skrajnie lewicowych postulatów głoszonych przez tę organizację oraz skali rzekomej reprezentatywności i popularności jego przywódców.

Działania tzw. "Strajku kobiet" i wspomagających go tzw. "Polskich Babć" są czystej wodzy uzurpacją, jak zresztą miało to już miejsce w przeszłości w przypadku działalności tzw. "Obywateli RP" czy tzw. "Komitetu Obrony Demokracji". Schemat tego działania jest dość prosty, ale - dla wielu osób - wcale nie oczywisty. Otóż tworzy się nazwy organizacji, których znaczenie, poprzez systematyczne i sugestywne powtarzanie w mediach, automatycznie zmienia świadomość - bezwiednie używających tych nazw - osób. Metodą faktów dokonanych przebudowuje się percepcję zwykłych ludzi, sprawiając, że osoby na co dzień - politycznie i ideologicznie - niezaangażowane, widząc nazwę/hasło/slogan "strajk kobiet", myślą, że organizacja ta rzeczywiście reprezentuje wszystkie, świadome polskie kobiety i ich "niezbywalne i podstawowe" prawa. I znów mamy tutaj do czynienia z mistyfikacją i uzurpacją w postaci nazywania "prawem kobiety/prawem człowieka" unicestwienia ludzkiego życia, co jest w tym wszystkim jedną z najbardziej absurdalnych i nielogicznych, w swej istocie, rzeczy. Zdaniem tzw. "Julek" i przewodzących im genderowych ideologów, w przeciwieństwie do karpi, pszczół, norek, dzików, czy drzew w Puszczy Białowieskiej, dzieci w łonach swoich matek nie zasługują na prawną ochronę. To ich zdaniem "całkiem niepodobne" do siebie. Według nich, prawem człowieka jest możliwość zabicia drugiego człowieka we wczesnej fazie jego rozwoju. Prawem kobiety ma być możliwość zabicia swojego własnego dziecka! Nazwać to barbarzyństwem, to nic nie powiedzieć. Tak, jak kiedyś składano ofiary z dzieci Molochowi, tak dzisiaj składa się je w ofierze bożkowi komfortu i życiowej wygody. To jednak nie wszystko. Postępujące w duchu neobolszewizmu ruchy, chcą bowiem, aby aborcja, a więc zabójstwo dziecka w łonie matki, było refundowane przez państwo, a więc sponsorowane z podatków Polaków, tak, jak ma to miejsce w przypadku leczenia nowotworów, czy cukrzycy. Tym samym, traktują oni człowieka w okresie płodowym, jako potencjalną chorobę, na której wyleczenie (zabicie) potrzebują pomocy finansowej od "bezstronnego światopoglądowo" państwa. To kompletna moralna i intelektualna aberracja.

To z czym mamy obecnie do czynienia na ulicach polskich miast, to inspirowana przez quasi-polską opozycję oraz wspierana przez zagranicę, rewolucja HEN-ów (Hedonistów, Egoistów i Nihilistów). Z rewolucjonistami zaś nie należy rozmawiać (sami nie są raczej skorzy do rozmowy używając w stosunku do swoich adwersarzy wulgaryzmów), szczególnie ich językiem, gdyż właśnie za jego pomocą próbują oni dokonać rewolucji, przesuwając granice cywilizacyjne oraz granice tego, co kiedyś wprost nazwano by zdradą. Warto przypomnieć, że w przeszłości, w plebiscycie na Młodzieżowe Słowo Roku PWN dopuszczono do udziału słowo "odjaniepawlić się", które wprost uderzało w pamięć o największym autorytecie Polaków w XX w. - św. Jana Pawła II. Co znamienne, w tym roku nie zakwalifikowano już jednak słowa "Julka", które - przy całym szacunku do wszystkich Julii - miało oddawać stan intelektualny
i kulturowy uczestników ostatnich protestów. Dlatego właśnie trzeba zacząć przede wszystkim od zmiany w nazywaniu organizacji określającej siebie mianem "Strajk Kobiet", bo póki co, to nazywa się ją dokładnie tak, jak chcieli tego jej założyciele i przywódcy.

Słowa mają znaczenie, gdyż każda rewolucja zaczyna się od języka. Prawica zdaje się jednak tego nie dostrzegać, dając się za każdym razem zwabić skrajnej lewicy w semantyczną pułapkę. Ciągle nie odrabia lekcji, a przecież na przestrzeni ostatnich lat dostała ich bardzo wiele. Prezydenta RP nazywano "Adrianem", służby specjalne RP "pisowskimi służbami", Wojska Obrony Terytorialnej "armią Macierewicza", Trybunał Konstytucyjny "trybunałem Przyłębskiej", a rząd Rzeczpospolitej Polskiej "pisowskim rządem", dyskredytując tym samym oraz podważając powagę i zaufanie Polaków do instytucji państwa polskiego oraz wybranego w demokratycznych wyborach rządu. Na tym się jednak nie skończy. Kolejnym krokiem wielkich uzurpatorów będzie nazywanie związków osób homoseksualnych "małżeństwami", a małżeństw osób heteroseksualnych "tradycyjnymi małżeństwami", co i tak będzie tylko dla nich czymś przejściowym, gdyż ich ostatecznym celem jest zniesienie wszelkich "piętnujących i segregujących ludzi" rozróżnień.

Tak, to jest wojna, wojna o język i o umysły oraz dusze polskich dzieci, które wejdą w rzeczywistość, w której ww. sformułowania będą powszechnie używane i przede wszystkim będą uważane za właściwe. W połączeniu z przyzwoleniem na obecność w przestrzeni publicznej knajackiego języka marginesu społecznego, z którego to słownika "uzurpatorzy-deprawatorzy" wybrali hasła swoich protestów, spowoduje to, że dokona się rewolucja w ich głowach, a nasza cywilizacje legnie w gruzach.

Słowa mają znaczenie. Nazywajmy więc rzeczy po imieniu!

Jan Kron