Nieprzewidywalny rozwój sytuacji na Białorusi, wybuch epidemii koronawirusa i zmiana realiów regionalnych – przy tych wszystkich niepokojach wokół, wydaje się, że wkroczyliśmy do Ekstremistanu, kraju pełnego nieprawdopodobieństw, wyobrażonych przez Nassima Taleba. W tych okolicznościach coraz więcej badaczy przekonuje, że w XXI wieku długofalowe strategie z pewnością zawiodą z powodu bardzo zmiennych warunków. Zwyczajowa krytyka polega na tym, że strategia zbudowana z wyprzedzeniem nie jest wystarczająco wrażliwa na pojawiające się współczesne zagrożenia. W konsekwencji decydenci mają obsesję na punkcie tu i teraz, stawiając na pierwszym miejscu reaktywne zarządzanie kryzysowe, czego przykładem jest obecna reakcja na pandemię COVID-19 lub podejście UE do bezprecedensowych protestów ulicznych na Białorusi. Niewątpliwie w okresie zimnej wojny zachodni sojusznicy mieli do czynienia ze stosunkowo jasno określonymi przeciwnikami, takimi jak ZSRR i komunizm (choć można by spierać się, czy działania Gorbaczowa w latach 1987-1989 były przewidywalne). Niemniej jednak dziś Zachód stracił jasno określonego zewnętrznego przeciwnika, a niepewności są niezaprzeczalne – globalna pandemia, wojny hybrydowe, zmiany klimatyczne czy ponadnarodowy terroryzm – to tylko niektóre z przykładów. W tym przypadku często trudno jest przekonać ludzi, że długoterminowa strategia jest w rzeczywistości przydatna w XXI wieku.

Niemniej jednak złożoność współczesnego środowiska międzynarodowego nie powinna dyskredytować wielkiej strategii jako całości. Zamiast tego zmienność obecnych spraw międzynarodowych powinna wymagać ich renesansu jako zdyscyplinowanych ram intelektualnych, pozwalających decydentom politycznym na ocenę względnego znaczenia pojawiających się zagrożeń. Skąd inaczej UE miałaby wiedzieć, czy wzrost potęgi Chin, brak stabilizacji na Bliskim Wschodzie lub ostatnie wydarzenia na Białorusi to kluczowe czy marginalne problemy? Określenie i hierarchizacja interesów ma zasadnicze znaczenie, ponieważ państwa nie mogą zajmować się wszystkimi kwestiami w równym stopniu ze względu na ograniczone zasoby i możliwości. Konkretnie – procentowy udział wydatków na obronę w siłach zbrojnych, badania i rozwój, działalność dyplomatyczną czy pomoc zagraniczną zależy od szerszej strategii.

Niestety, decydenci polityczni często mają trudności z wdrożeniem skutecznej strategii długoterminowej. Zamiast tego często patrzą na nią z „redukcjonistycznego” punktu widzenia, jako na idealne jednolite ramy organizacyjne, do tego stopnia, że powstrzymuje ona decydentów przed holistycznym zrozumieniem złożoności świata i przed dostosowaniem się do zmieniających się okoliczności. Przyjrzyjmy się przykładowi NATO, a mianowicie wydatkom na obronę, które koncentrują się raczej na matematycznie ustalonych celach przy niewielkim stopniu elastyczności – 2% PKB na siły zbrojne i 20% wydatków wojskowych na badania i rozwój oraz zamówienia publiczne. Takie podejście w rzeczywistości ignoruje różne aspekty strategii, takie jak definiowanie podstawowych interesów lub hierarchizacja obszarów zainteresowania, w których pieniądze są rzeczywiście potrzebne. Ten redukcjonizm jest również widoczny z powodu braku ogólnoeuropejskiej dyskusji na temat przyszłościowej strategii i planowania obronnego. Przykładem tego jest najnowszy zamiar znacznego ograniczenia obecności wojsk amerykańskich w Niemczech, które są jak dotąd najważniejszym partnerem wojskowym po europejskiej stronie transatlantyckiej struktury bezpieczeństwa. Według Donalda Trumpa uzasadnieniem takiego kroku jest fakt, że Niemcy – najbogatsze państwo w Unii Europejskiej – „nie płacą za NATO”. Być może jednak zamiast nakazanego podejścia do wywierania presji na członków NATO, takich jak Niemcy, aby osiągnęli matematycznie ustalony poziom wydatków, Sojusz powinien wezwać do przemyślenia strategii, określenia realnych priorytetów i zwiększenia efektywności sił sojuszniczych w kluczowych obszarach? Rekomendacje oraz dogmatyczny punkt widzenia względem strategii ma w XXI wieku niewielką użyteczność. To nie dlatego, że ma się stałe wydatki procentowe lub określone kierunki rozwoju bezpieczeństwa, można upierać się przy strategii oraz tracić zdolność do adaptacji i reagowania na zmieniające się otoczenie.

Co więcej, założenia statyczne są również niebezpieczne dla skutecznej strategii – np. strategia UE jest w pewnym sensie oparta na założeniu trwałości liberalnego porządku międzynarodowego. Niemniej jednak, w kontekście zmienności spraw międzynarodowych, powodowanej obecnie przez COVID-19 lub przez poważne zawirowania na Białorusi, jest ona bardziej dyskusyjna. Mianowicie, globalne wpływy, siła polityczna i gospodarcza UE wydają się zmniejszać. Dla przykładu, w połowie lat 90. udział UE w handlu światowym wynosił ponad 25%, podczas gdy obecnie wynosi około 15,2%. Ponadto zależność UE od Chin, które są największym eksporterem od 2009 r. i największym producentem przemysłowym na świecie, jest jeszcze bardziej widoczna w kontekście obecnego kryzysu związanego z koronawirusem. Chiny jako jeden z największych producentów wyrobów medycznych, zaopatruje w nie kraje członkowskie UE, takie jak Włochy czy Polska. Dodatkowo dostawom tym towarzyszy szeroka akcja promocyjna i działalność dyplomatyczna z Pekinu. Tendencje te, w połączeniu z szerszymi zagadnieniami międzynarodowymi, stawiają pod znakiem zapytania postępującą globalizację i niekwestionowaną dominację Zachodu na arenie międzynarodowej. Ujawnia to, że niestabilny charakter współczesnych spraw międzynarodowych może z łatwością podważać podstawowe założenia, a zatem kluczowa jest elastyczność.

Co więcej, sytuacja na Białorusi nie ułatwia tego UE… Przypadek białoruski oferuje szereg możliwych scenariuszów rozwoju – z jednej strony nie ma wątpliwości, że siły zbrojne Białorusi oraz Federacji Rosyjskiej ćwiczyły scenariusze interwencji zbrojnej na Białorusi. Ponadto Rosja i Białoruś mają powiązania na różnych poziomach, zarówno w zakresie operacji wojskowych, jak i współpracy wojskowo-technicznej. Scenariusz interwencji zbrojnej, choć nie byłby niczym prostym, pozostaje jednak w sferze możliwości. Z drugiej strony, istnieją też działania hybrydowe, mające na celu destabilizację sytuacji społecznej, z wykorzystaniem wojny informacyjnej, która wydaje się jeszcze bardziej prawdopodobna. Większość ludzi na Białorusi ogląda rosyjskie programy informacyjne i wydaje się, że to dziecinnie proste zalać wiadomości lub Internet dezinformacją. Próbowano na przykład zdyskredytować ćwiczenia NATO w krajach bałtyckich – pokazując kłamliwe obrazy zbliżającej się z Litwy inwazji NATO na Białoruś. W związku z tym, destabilizującą się sytuację na Białorusi intensyfikuje nawet złożony krajobraz dezinformacyjny, który z pewnością może mieć wpływ na członków UE, NATO i ich sojuszników. Czy zatem najlepszym lekarstwem jest wycofanie się z długoterminowej strategii i prowadzenia polityki zagranicznej od kryzysu do kryzysu?

Te trzy przykłady – zaburzenia na poziomie NATO, kryzys COVID-19 oraz protesty na Białorusi pokazują, że niestabilny charakter polityki międzynarodowej może stworzyć poważny dylemat dla UE lub USA, dotyczący tego jak powinny reagować na różne zmiany na świecie. Zamiast tego europejscy i amerykańscy decydenci mogliby przyjrzeć się bliżej i bardziej analitycznie bezprecedensowym wydarzeniom na świecie, a także zwiększyć swoją gotowość na przyszłość, budując swoją zdolność przewidywania. W związku z tym należy zwrócić uwagę na tendencje, braki ciągłości, ale również pojawiające się możliwości poprzez włączenie do tworzenia polityki zagranicznej metod przyszłościowych, takich jak planowanie scenariuszy. Ponieważ, niezależnie od rozwoju sytuacji geopolitycznej, w dłuższej perspektywie czasowej może ono mieć szereg implikacji dla polityki międzynarodowej.

Autor: Martina Hachoud – asystentka sektora straży przybrzeżnej w Frontex. Doświadczenie zawodowe zdobywała w sektorze rządowym i pozarządowym oraz w organizacjach międzynarodowych takich jak ONZ. Absolwentka studiów magisterskich w zakresie bezpieczeństwa międzynarodowego na uniwersytecie Sciences Po w Paryżu.

 

Artykuł pierwotnie ukazał się na stronie think tanku Warsaw Institute.

[CZYTAJ TEN ARTYKUŁ]