Do tej szokującej zbrodni doszło w szwedzkim Upplands-Bro. Erytrejczyk przyjechał tam zaledwie 10 miesięcy temu. Jak podały media, 36-letni mężczyzna wynajmował mieszkanie u rodziny. Do morderstwo doszło podczas nieobecność rodziców dziewczynki w domu.  Jak ustaliła policja, nie było to morderstwo w afekcie – mężczyzna czekał, aż rodzice dziewczynki wyjdą z domu. Wtedy włamał się do domu, zamknął się z dziewczynką w łazience. Przerażona siedmiolatka krzyczała. Usłyszała ją jej ciotka i wezwała na pomoc sąsiadów. Jednak kiedy weszli do domu – było już za późno. Sprawca próbował uciec, ale sąsiadom udało się go zatrzymać. Dziewczynkę znaleziono w łazience z poderżniętym gardłem. 

Chociaż mężczyzna został złapany na miejscu zbrodni, podczas policyjnego przesłuchania nie przyznał się do winy. Twierdził, że jest chory psychicznie. Mimo że wina Erytrejczyka jest oczywista, kara już wcale taka oczywista nie jest. Mężczyzna nie zostanie deportowany, ponieważ według urzędu migracyjnego w jego kraju panuje dyktatura. Tak więc podatnicy będą utrzymywać mordercę w zakładzie karnym. Mężczyzna ma także wypłacić odszkodowanie rodzicom zamordowanej dziewczynki w wysokości 182 tys. koron szwedzkich. Skąd weźmie pieniądze? Czyżby także z kieszeni podatników?"

mm/polishexpress.co,uk