„Dzisiaj trzeba przede wszystkim szukać prawdziwego oblicza Ducha Świętego, odrzucając syreni śpiew wielu oszustów i szarlatanów, którzy chcą nas przekonać do fałszywych interpretacji Trzeciej Osoby Trójcy Świętej. Duch Święty, w którego głęboko wierzę, nie ma nic wspólnego z padaniem ludzi na podłogę czy różnymi dziwnymi nabożeństwami, które kompromitują religię katolicką. Duch Święty mojej wiary rodzi w naszych sercach piękne i cudowne skarby, o których pisał św. Paweł w Liście do Galatów: Owocem zaś ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie” (Ga 5, 22-23)” – mówi portalowi Fronda.pl ks. prof. Andrzej Kobyliński, filozof, kierownik Katedry Etyki Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.

 

 

Fronda.pl: Papież Franciszek określił Ducha Świętego „Wielkim Nieznanym”, zwracając uwagę, że jest On najbardziej niedostrzeganą Osobą Trójcy Świętej. Za sprawą Ruchu Charyzmatycznego w XXI wieku Kościół zdaje się jednak poświęcać Duchowi Świętemu więcej uwagi. Jak ocenia Ksiądz Profesor Odnowę Charyzmatyczną w Kościele katolickim?

Ks. prof. Andrzej Kobyliński: Znam osobiście ten ruch religijny od kilkudziesięciu lat. Uważam, że dla wielu ludzi jest on ważną przestrzenią pogłębienia wiary i umocnienia osobistej więzi z Bogiem. Wraz z wieloma innymi ruchami i stowarzyszeniami religijnymi, Odnowa w Duchu Świętym (Katolicka Odnowa Charyzmatyczna) ma swoje istotne miejsce w Kościele, odpowiednio uregulowane także na poziomie prawa kanonicznego. Dla mnie fundamentalną wartością jest wolność. Także w świecie religii. Obecnie katolicy mogą korzystać z wolności w swoim Kościele, wybierając różne formy duchowości czy religijności. Mamy katolików zaangażowanych w ruch oazowy. Są wierni działający w Akcji Katolickiej. Ważną rolę w Kościele odgrywają takie stowarzyszenia jak Opus Dei czy Droga Neokatechumenalna. W wielu parafiach funkcjonują wspólnoty charyzmatyczne. Ważne, żeby wszystkie ruchy i stowarzyszenia troszczyły się o zachowanie tożsamości katolickiej, działając zgodnie z Pismem świętym i Tradycją.

Jednym z zagrożeń związanych z Ruchem Charyzmatycznym w Kościele jest pentekostalizacja, przed którą przestrzega Ksiądz Profesor od wielu lat. Dlaczego czerpanie przez katolików pewnych elementów z duchowości zielonoświątkowej jest tak niebezpieczne? Do wzajemnej „wymiany darów” zachęcał przecież chrześcijan św. Jan Paweł II w swojej encyklice poświęconej ekumenizmowi.

Wymiana darów – jak najbardziej! To jest poza sporem. Trzeba jednak koniecznie odróżnić ucharyzmatycznienie Kościoła katolickiego od jego pentekostalizacji. Ucharyzmatycznienie współczesnego katolicyzmu jest czymś pozytywnym i oznacza dowartościowanie przez katolików darów Ducha Świętego, podkreślenie roli emocji w doświadczeniu religijnym, zwrócenie większej uwagi na znaczenie osobistej lektury Pisma świętego itp. Tak rozumiane ucharyzmatycznienie jest szansą na odnowę Kościoła. Natomiast pentekostalizacja katolicyzmu to stopniowy proces upodabniania naszego Kościoła do zborów zielonoświątkowych. Warto w tym miejscu podkreślić, że w Ameryce Łacińskiej tak rozumiana pentekostalizacja doprowadziła do głębokiego demontażu Kościoła katolickiego.

Można podać przykład?

Kilkadziesiąt lat temu prawie wszyscy mieszkańcy Brazylii byli katolikami. Dzisiaj połowa z nich stała się zielonoświątkowcami. Pentekostalizacja katolicyzmu stanowi część globalnego procesu pentekostalizacji. Każdego roku miliony wyznawców w Ameryce Południowej, Azji czy Afryce porzucają Kościół katolicki i tradycyjne wspólnoty protestanckie, tworząc nowe zbory i denominacje pentekostalne. Od ponad dwudziestu lat mamy do czynienia z szybkim rozwojem tego procesu. To nowa reformacja. Napisałem na ten temat kilkadziesiąt artykułów naukowych i publicystycznych w siedmiu językach. W 2014 r. stworzyłem nowe polskie słowo „uzielonoświątkowienie”. To synonim pentekostalizacji.

Do polskiego Kościoła przeniknęło już wiele elementów tej duchowości. Organizowane są nabożeństwa z modlitwą o uzdrowienie. Uczestniczący w nich wierni przeżywają religijne uniesienia. Pojawiają się „spoczynki w Duchu”, płacz, śmiech, „mówienie językami” – opisywane jako manifestacja obecności Ducha Świętego. Te „nadzwyczajne” manifestacje znajdują uzasadnienie w nauce Kościoła katolickiego i istotnie możemy mówić o rzeczywistości nadnaturalnej, czy w zdarzeniach tego typu mamy do czynienia jedynie z manipulowaniem ludzkimi emocjami?

Niestety, bardzo często to nie jest działanie Ducha Świętego, ale zwykła psychomanipulacja. W marcu 2016 r. media ogólnopolskie informowały o rekolekcjach szkolnych w Lesznie na terenie archidiecezji poznańskiej. Zostały one zorganizowane dla sześciu szkół, żeby uczcić 1050. rocznicę chrztu Polski. Wzięło w nich udział około siedmiuset dzieci. Rekolekcje były prowadzone przez Szkołę Nowej Ewangelizacji diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej, której dyrektorem jest ks. Rafał Jarosiewicz. W trakcie nabożeństw niektóre dzieci padały na ziemię, trzęsły się, krzyczały, traciły przytomność. Organizatorzy rekolekcji przekonywali wszystkich, że tak działa Duch Święty. Tym dziwnym i niebezpiecznym praktykom religijnym towarzyszyli księża i nauczyciele. Nikt nie stanął w obronie krzywdzonych dzieci. Do dzisiaj nie spotkałem żadnej oceny, wyrażonej z perspektywy teologii katolickiej, która zwracałaby uwagę na jakąkolwiek niestosowność rekolekcji wielkopostnych w Lesznie. Wprost przeciwnie, władze kościelne podkreślały katolicki charakter tego rodzaju nabożeństw. To oznacza, że takie synkretyczne rekolekcje, prowadzone w setkach parafii i szkół, wyraźnie pokazują, jak głęboko elementy zielonoświątkowe przeniknęły do wnętrza Kościoła katolickiego w naszym kraju.

Jaką rolę w ogóle w naszym życiu religijnym powinny odgrywać emocje? Często pod adresem ruchów charyzmatycznych wysuwa się oskarżenie, że ograniczają one religijność do przeżyć emocjonalnych. Tymczasem emocje są konstruktywnym elementem naszej natury, nie powinny więc zostać bardziej docenione w życiu religijnym?

To „oczywista oczywistość”. Tak, nasze emocje są integralną częścią każdego autentycznego doświadczenia religijnego. Nie ma prawdziwego aktu wiary bez zaangażowania w sferze emocjonalnej, która musi koniecznie pozostawać w harmonii z naszą wolą i rozumem. Odcięcie emocji od woli i rozumu prowadzi do głębokiej deformacji i kompromitacji religii. Rozumu trzeba używać, żeby w religii nie pobłądzić. „Jeśli rozum śpi, to budzą się demony” – to jest duża przestroga. Widzimy, co się dzisiaj dzieje w islamie czy hinduizmie, jeśli religia wymyka się spod kontroli rozumu. To prowadzi do fanatyzmu, fundamentalizmu i jest naprawdę niebezpieczne. Oczywiście istnieje też ryzyko, że przesadnie podkreślimy rolę rozumu i sprowadzimy religię do kategorii mitu czy bajki. Jedyną słuszną drogą, którą my, jako katolicy, proponujemy od dwóch tysięcy lat, jest zdrowy umiar, harmonia. Owszem, trzeba dowartościować rozum, ale należy także dowartościować emocje, wolę, ludzką wolność.

Jednym z najważniejszych elementów Odnowy Charyzmatycznej jest tzw. „chrzest w Duchu Świętym” czy „wylanie Ducha Świętego”. To wspólnotowa lub osobista modlitwa, która ma dziś miejsce już nie tylko w ramach formacji w różnych wspólnotach charyzmatycznych, ale często jest też elementem przygotowania młodzieży do przyjęcia sakramentu bierzmowania. Zakłada ona nie tylko prośbę o dary i charyzmaty Ducha Świętego, ale również o doświadczenie Jego obecności w sposób, w jaki doświadczyli jej uczniowie w dzień Pięćdziesiątnicy. Uważa Ksiądz Profesor taką formę modlitwy za coś pożytecznego, czy przeciwnie, wpisuje się ona w zagrożenia związane z pentekostalizacją?

Tak i nie. Wszystko zależy od formy doktrynalnej i liturgicznej takich nabożeństw. Wydaje mi się, że mogą być one sprawowane w zgodzie z Pismem świętym i Tradycją. Ale będzie też wiele przypadków, w których wspólnoty katolickie w pełni akceptują zielonoświątkowe rozumienie chrztu w Duchu Świętym. Szczególnie delikatną kwestią są różne niebezpieczne praktyki stosowane podczas rekolekcji wyjazdowych dla młodzieży przygotowującej się do przyjęcia sakramentu bierzmowania. Od wielu lat docierają do mnie z tych rekolekcji wstrząsające świadectwa dotyczące różnych form psychomanipulacji. Niestety, niezwykle rzadko rodzice chcą wiedzieć, co się tam naprawdę dzieje. W styczniu 2020 r. kilkadziesiąt dzieci wyjechało na rekolekcje do Koszarawy w diecezji bielsko-żywieckiej, by przygotować się do sakramentu bierzmowania. Wprowadzono je w stan hipnozy, one tam mdlały, drżały, wymiotowały. Wróciły w tak złym stanie psychicznym, że zaniepokojeni rodzice poinformowali prokuraturę. Przez sześć godzin zeznawałem w tej sprawie jako świadek-specjalista w Prokuraturze Rejonowej w Żywcu, ale niestety, sprawę umorzono. Czasami jedno takie niebezpieczne nabożeństwo albo jedna spowiedź, w czasie której wmówi się opętanie, mogą zmarnować życie człowieka na wiele lat. Albo i na zawsze.

W ostatnim czasie Polską wstrząsnęły ujawnione informacje na temat swoistej sekty, która powstała we wrocławskim duszpasterstwie akademickim. Prowadzący wspólnotę dominikanin stworzył mechanizm manipulacji, dopuszczając się różnych form przemocy wobec członków duszpasterstwa. Istnieje jakiś związek pomiędzy przenikaniem do Kościoła elementów charakterystycznych dla wspólnot zielonoświątkowych, a powstawaniem w Kościele tego typu środowisk?

Ojciec Paweł M.  jest jednym z najbardziej znanych liderów charyzmatycznych w naszym kraju. To wręcz podręcznikowy przykład duchownego katolickiego, który uległ procesowi pentekostalizacji. Przez wiele lat jego charyzmatyczne Msze święte z modlitwą o uzdrowienie przyciągały tłumy ludzi. W latach 90. XX wieku ojciec Paweł M. organizował w Poznaniu i we Wrocławiu nabożeństwa charyzmatyczne o charakterze katolicko-zielonoświątkowo-szamańskim. Sposób działania tego zakonnika świetnie pokazał dr Sebastian Duda w artykule pt. „U dominikanów nie było superwizji, tylko struktura klerykalnej władzy”. Tekst został opublikowany 26 marca 2021 r. na portalu Więź.pl. Dr Duda opisał szczegółowo jedno ze „spotkań modlitewnych” w duszpasterstwie prowadzonym przez tego dominikanina we Wrocławiu. Ten straszny seans szamański, będący formą egzorcyzmu, miał miejsce w 2000 r. „Byłem wtedy już bardziej podejrzliwy – pisze dr Duda – wobec ekscesów duchowości charyzmatycznej niż kilka lat wcześniej. (…) Na początku spotkanie przebiegało wedle takiego samego schematu, jaki znałem od lat: przyzywanie Ducha Świętego, glosolalia, prośba o proroctwa. Po chwili Paweł kazał mi jednak uklęknąć pośrodku modlitewnego kręgu. Wciąż słyszałem «modlitwę językami» i frazę «przyjdź Duchu Święty». W pewnym momencie jedna z uczestniczek podbiegła do mnie i uderzyła mnie w twarz. Zaczęła wrzeszczeć: «Skur***u, po coś tu przylazł?!». Inne dziewczęta też okładały mnie pięściami po plecach, wykrzykując słowa modlitw na przemian z wulgaryzmami. Tłukły mnie i policzkowały. Byłem kompletnie zdezorientowany. Nie wiedziałem co robić: oddać tym pogrążonym w amoku kobietom razy? Krzyczeć? Spojrzałem na Pawła. Stał w kącie, patrzył na mnie pełnymi jakiegoś triumfu oczyma i… chichotał. Zachęcał kobiety, by dalej «wyrzucały szatana» ze mnie. Nie wiem, jak długo to trwało. Gdy seans się skończył, nie byłem w stanie wydusić słowa”.

Podczas pandemii koronawirusa mogliśmy zaobserwować, jak dużym problemem jest fideizm wśród polskich katolików. Również z ust duchownych słyszeliśmy o tym, że w kościele nie można się zarazić, że konsekrowane dłonie kapłana nie mogą transmitować wirusa, a tym bardziej Ciało Chrystusa. Choć to tezy absolutnie irracjonalne, to na pierwszy rzut oka zdają się w oczywisty sposób wypływać z porządku wiary. Jezus jasno wskazuje w Ewangelii, że „jeśliby co zatrutego wypili, nie będzie im szkodzić”.

Nie tyle słyszeliśmy, co dalej słyszymy wiele podobnych bzdur, nonsensów, andronów. Duża część duchownych i świeckich w Kościele katolickim w Polsce ciągle nie wierzy w pandemię koronawirusa SARS-CoV-2 i zdecydowanie sprzeciwia się szczepieniom przeciw COVID-19. Niestety, zbieramy żniwo tego, co przez lata zasialiśmy. Kwitną magia i zabobon. Żeby osiągnąć odporność stadną (populacyjną), musi się zaszczepić 70-80% całego społeczeństwa. Na obecnym etapie wyraźnie widać, że trudno będzie osiągnąć ten poziom. Być może populacja osób zaszczepionych zatrzyma się na poziomie 50-60%. W najbliższych tygodniach czeka nas dramatyczna dyskusja publiczna na ten temat. Jednym z ważnych elementów tej debaty będzie kwestia odpowiedzialności biskupów i księży za obecny kształt świadomości społecznej. Przesadne podkreślenie w naszej religijności roli cudów i uzdrowień doprowadziło do tego, że w kontekście obecnej pandemii wiele środowisk katolickich prezentuje postawy irracjonalne, szkodliwe, niebezpieczne.

Powinniśmy więc wyzbyć się szukania w przeżywaniu wiary nadprzyrodzoności? Przed swoim wniebowstąpieniem Chrystus zapowiedział znaki, które będą towarzyszyć głoszeniu Ewangelii. Duch Święty został zapowiedziany właśnie jako sprawca rzeczy nadzwyczajnych. Jest jeszcze w dzisiejszym Kościele miejsce na uzdrawianie, czynienie cudów, prorokowanie?

Owszem, także obecnie chrześcijanie powinni zachować wiarę w zdarzenia o charakterze cudownym, niewytłumaczalne w sposób rozumowy. Cud stanowi ważny element wiary chrześcijańskiej. Trzeba jednak zachować pewną ostrożność.

Dlaczego?

Po pierwsze, nie wolno pozwolić na banalizację cudu. W niektórych środowiskach rozumienie zdarzeń cudownych jest infantylne, śmieszne, banalne. W interpretacji cudów trzeba dzisiaj koniecznie uwzględnić rozwój naukowy. Nasza obecna wiedza o człowieku i świecie jest zupełnie inna od tej, którą ludzkość posiadała dwa tysiące lat temu. Dlatego powinno ulec zmianie także nasze rozumienie cudu. Po drugie, trzeba pamiętać o tym, że na początku trzeciego tysiąclecia chrześcijaństwo jest podzielone na ok. 50 tysięcy różnego rodzaju denominacji (kościołów, związków wyznaniowych, sekt). Każda denominacja ma własną doktrynę religijną. Na przykład katolickie rozumienie cudu jest odmienne od tego, co głoszą na ten temat wspólnoty zielonoświątkowe. Niestety, coraz częściej katolicy przyjmują pentekostalne rozumienie cudu. 

Dwa tysiące lat temu Duch Święty zstąpił na Kościół. Co to wydarzenie znaczy dla dzisiejszych katolików i jak dziś katolik powinien przeżywać jego uobecnienie w swoim życiu?

Zawsze czuję drżenie serca, gdy czytam biblijny opis Zesłania Ducha Świętego. „Kiedy nadszedł wreszcie dzień Pięćdziesiątnicy, znajdowali się wszyscy razem na tym samym miejscu. Nagle dał się słyszeć z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego wiatru, i napełnił cały dom, w którym przebywali”. To drugi rozdział Dziejów Apostolskich, fragment pierwszego czytania mszalnego z Uroczystości Zesłania Ducha Świętego. Wiosną 1974 r., w dniu tej ważnej uroczystości kościelnej, przystąpiłem do Pierwszej Komunii Świętej. Podczas Mszy komunijnej czytałem pierwsze czytanie o zesłaniu Ducha Świętego. Od tego momentu zostałem lektorem. Pamiętam wiele drobnych szczegółów, które mi towarzyszyły w tym wyjątkowym wydarzeniu religijnym. Dzisiaj trzeba przede wszystkim szukać prawdziwego oblicza Ducha Świętego, odrzucając syreni śpiew wielu oszustów i szarlatanów, którzy chcą nas przekonać do fałszywych interpretacji Trzeciej Osoby Trójcy Świętej. Duch Święty, w którego głęboko wierzę, nie ma nic wspólnego z padaniem ludzi na podłogę czy różnymi dziwnymi nabożeństwami, które kompromitują religię katolicką. Duch Święty mojej wiary rodzi w naszych sercach piękne i cudowne skarby, o których pisał św. Paweł w Liście do Galatów: „Owocem zaś ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie” (Ga 5, 22-23). Potrzeba nam takich duchowych darów, aby odnowić oblicze ziemi.

 

Rozmawiał Karol Kubicki