Tak jak pisałem ostatnio od 8 kwietnia rozwój epidemii wyhamował (czy też został wyhamowany), a liczba dziennych zakażeń ustabilizowała się na poziomie od 300 do 400. Jest to widoczne dla każdego, kto rzuci okiem na wykres tych zakażeń w czasie (ilustracja 1.)

Ilustracja 1. Dzienne zakażenia w zależności od czasu. Dane "surowe" i średnia krocząca z ostatnich 7 dni. Widoczne ustabilizowanie średniej na poziomie 300-400 zakażeń dziennie.

To umiarkowanie dobra wiadomość, zwłaszcza wobec trwającego od jakiegoś czasu rozluźniania anty-epidemicznych rygorów. Oznacza, że epidemia nie jest już ekspansywna, choć oczywiście mogłoby być lepiej. Zdecydowanie dobrą wiadomością są natomiast dane dotyczące zgonów przedstawione na ilustracji 2.

 

Ilustracja 2. Dzienna liczba zgonów. Dane "surowe" i średnia krocząca z ostatnich siedmiu dni. Widać, że od 29 kwietnia liczba dziennych zgonów maleje.

 

Średnia dzienna liczba zgonów ma obecnie tendencję wyraźnie spadkową. To co 15 maja mogło wydawać się ustabilizowaniem tej średniej na poziomie 15-25 zgonów z okresowym wzrostem w dniach 23-30 kwietnia, z obecnej perspektywy przedstawia się raczej jako systematyczny, choć nie pozbawiony wahnięć, spadek, który trwa już od miesiąca, bo zaczął się od 29 kwietnia.

 

To bardzo dobra wiadomość, bo przecież trzeba pamiętać, że o powadze epidemii świadczy liczba zgonów, a nie liczba zakażeń. Nie są przecież powodem szczególnego alarmu powtarzające się epidemie grypy, na którą choruje rocznie np. 5 milionów osób, o katarze nie wspominając. Ta tendencja spadkowa liczby zgonów może oznaczać, że śmiertelność obecnej epidemii COVID-19 faktycznie będzie mniejsza niż śmiertelność grypy z 1975 r. Przypominam, że była to najbardziej śmiertelna grypa w ostatnich 40 latach, która jednak nie była żadną katastrofą. Relację obecnej epidemii do ówczesnej przedstawia ilustracja 3.

 

Ilustracja 3. Rosnąca w czasie liczba zgonów na milion mieszkańców podczas obecnej epidemii (linia niebieska) oraz sumaryczna liczba zgonów na milion mieszkańców podczas epidemii grypy w 1975 r. (pozioma linia czerwona).

 

Jak można odczytać z wykresu, aktualna łączna śmiertelność obecnej epidemii nie osiągnęła jeszcze śmiertelności epidemii grypy z 1975 r. i być może jej nie osiągnie jeśli obecna tendencja spadkowa się utrzyma. W konkretnych liczbach obecna śmiertelność

 

wynosząca 26,8 zgonów na milion stanowi 64% śmiertelności epidemii z 1975 r.

 

Trudno stwierdzić na pewno na ile ograniczona liczba zgonów była skutkiem wprowadzonych obostrzeń. Istnieją analizy sugerujące, że nie miały one istotnego wpływu na przebieg epidemii, ale nie ma co do tego pewności. Może decydująca była nabyta wcześniej odporność populacji. Faktem jest jednak, że nie wprowadzenie restrykcji byłoby dla rządu politycznym samobójstwem. Każde wahnięcie parametrów epidemii w górę, byłoby pretekstem do najcięższych oskarżeń, które znalazłyby wystarczająco wielu aprobujących słuchaczy. Widać też, że wybory przeprowadzone 10 maja przy zachowaniu stosowanych powszechnie zasad ostrożności, nie stanowiłyby istotnego zagrożenia. Wzniecana histeria wokół śmiertelnie groźnego głosowania była ewidentnie pretekstem do wymiany chybionej kandydatki.

 

Malejąca liczba zgonów sprawia, że zmniejsza się proporcja zgonów do zakażeń (określałem to jak roboczy współczynnik śmiertelności). Po okresie utrzymywania się na poziomie ok. 5% od 30.04 do 17.05 (z maksimum 5,05% 8 maja), spadł on obecnie do poziomu 4,57%. To jednak wciąż pokazuje koronawirus od bardziej niebezpiecznej strony, bo umiera co 22 osoba, którą oficjalnie zarejestrowano jako zakażoną. Oczywiście pamiętać trzeba, że testowana jest ograniczona liczba osób.

 

Ta malejąca tendencja liczby dziennych zgonów dotyczy obecnie wszystkich krajów Zachodu (Europy, USA i Kanady), co wpływa na ogólny spadek tej liczby na świecie, jednak w innych jego rejonach ta liczba się zwiększa, jak np. krajach Ameryki Łacińskiej lub Indiach. Wciąż w niewielkim stopniu dotknięta epidemią jest Afryka, ale tam również tendencja jest rosnąca.

 

Z punktu widzenia śmiertelności obecnej epidemii, Polska, z ok. 27 zgonami na milion sytuuje się na 58 miejscu na świecie, na poziomie zbliżonym do Rosji i Serbii. Z tym jednak, że w Serbii, tak jak w Polsce, liczba dziennych zgonów maleje, podczas gdy w Rosji wciąż rośnie.

 

Post Scriptum z upomnieniem dla rządu.

 

Wobec faktu, że sytuacja nie jest już dramatyczna, po ponad dwóch miesiącach pisania na temat epidemii czuję się zmuszony do następujących uwag pod adresem rządu

 

Czy jakaś kompetentna osoba mogłaby mi wytłumaczyć, dlaczego na stronach rządowych nie można znaleźć tak elementarnych informacji jak tabele przedstawiające liczbę zgonów i zachorowań w czasie? Dlaczego nie podaje się na bieżąco liczby zgonów rozpisanych na grupy wiekowe oraz podobnych kluczowych informacji dających obraz sytuacji? Nie widać tego na stronach rządu (TUTAJ), ministerstwa zdrowia (TUTAJ) i Głównego Inspektoratu Sanitarnego (TUTAJ). Faktycznie są tam informacje techniczno-operacyjne i zalecenia, a znikoma lub żadna ilość danych o epidemii. Chyba, że są gdzieś głęboko ukryte, zamiast być widoczne pod rzucającym się w oczy linkiem.

 

Pokrewna sprawa: czy w aktualnych okolicznościach GUS nie może podwyższyć dotychczasowych standardów podawanych statystyk o zgonach i podawać je w rozbiciu choćby na tygodnie, a nie miesiące. No i oczywiście szybciej je publikować? Chciałbym wierzyć, że minister Szumowski ma więcej informacji, ale przynajmniej częścią z nich mógłby się dzielić z obywatelami.

 

Rząd słusznie chwali się zdecydowanymi i podejmowanymi w porę działaniami ochronnymi (poza paroma przegięciami), które prawdopodobnie ustrzegły Polaków przed znacznie większą liczbą zachorowań i zgonów. Jednak rządowa informacja o przebiegu epidemii jest poniżej wszelkiej krytyki. Właściwie jest obrazą dla obywatela, który chce mieć naprawdę świadomość sytuacji w kraju.

 

W oficjalnym rządowym komunikacie (TUTAJ) dostajemy tylko aktualną liczbę zachorowań i zgonów, bez żadnej informacji jak było wczoraj, przedwczoraj czy miesiąc temu - brak najprostszej tabeli, która by to pokazywała, o wykresie nie wspominając.

 

Owszem, mamy rozbicie na województwa, ale tu również liczby dotyczące przeszłości znikają bezpowrotnie po zastąpieniu ich przez nowe.

 

To urąga jakimkolwiek standardom rzetelnego informowania. Żeby uzyskać elementarne codzienne dane na zamknięcie dnia (liczbę zakażeń i zgonów), trzeba je sobie w porę spisać, np. po godz. 24:00, bo kiedy rano pojawią się nowe dane, to stan na zamknięcie dnia poprzedniego już będzie nie do odzyskania. To se ne vrati! Można go sobie najwyżej poszukać na zagranicznych portalach info. Wyobraźmy sobie, że wykresy z ilustracji 1. i 2. zawierają tylko po jednej kropce odpowiadającej ostatniej podanej do wiadomości liczbie zakażeń i zgonów, tzn. nie pokazują krzywej obrazującej przebieg epidemii. Pokazano to na ilustracji 4. Tak właśnie można obrazowo przedstawić sposób informowania obywateli o epidemii na portalu gov.pl.

 

Ilustracja 4. Sposób informowania o stanie epidemii przez Rząd RP. Otrzymujemy informację z ostatniego komunikatu o zakażeniach, którą obrazuje kropka na wartości 399 zakażeń dla 27 maja. Wg przyjętego standardu informowania, dane z przeszłości nie są obywatelom potrzebne. Tak samo podawane są dane odnośnie liczby zgonów oraz w rozbiciu na województwa.

 

Być może tego typu niedomagania wynikają z pracy zasiedziałych, "nietykalnych" urzędników, rzecz jasna o najwyższych kwalifikacjach i z najlepszymi certyfikatami służby publicznej (sarkazm). Mnie jako obywatela to nie obchodzi. Ich szef powinien zapędzić ich do roboty, bo ta indolencja idzie na konto szefa.

 

Wniosek do rządu jest prosty: należy lepiej informować. Liczby informujące o stanie epidemii to nie ochłapy do rzucania obywatelom jak popadnie. Takim ochłapem była rzucona 15.04 przez Główny Inspektorat Sanitarny na twitterze (TUTAJ), informacja o zgonach w rozbiciu na grupy wiekowe. Doskonale. Tylko dlaczego takie informacje nie są podawane stale w zakładkach rządowych portali poświęconych epidemii?

 

To truizm, że informacje powinny być podawane w sensowny, zorganizowany sposób, co najmniej pokazując dane w ujęciu historycznym (dla kolejnych dni), a nie pojawiać się i znikać jak karteczka z komunikatem na drzwiach kancelarii, wywieszana przez panią Ziutę i zmieniana kiedy przyjdą nowe informacje. To elementarz, o którym aż wstyd pisać.

 

Powtórzę po raz kolejny: jeden obraz znaczy często więcej niż tysiąc słów. Wykresy na ilustracjach 1. i 2. wystarczają za setki komunikatów podawanych od początku epidemii. Takie lub podobne wykresy mogłyby być być stale widoczne i aktualizowane - przez to rozumiem dobre informowanie. Każdy kto zajrzy na stronę z takim wykresem, po jednym rzucie oka będzie lepiej wiedział jak kształtuje się sytuacja, niż ktoś nakarmiony dziesiątkami liczb, które bez zestawienia z innymi i tak niewiele mu powiedzą.

 

Ponieważ mamy kampanię wyborczą, czuję się zmuszony uzupełnić to uwagą, że tej krytyki nie należy nawet w najmniejszy sposób traktować na plus dla skrajnie zdeprawowanej i niebezpiecznej dla Polski opozycji w osobach głównych kontrkandydatów urzędującego prezydenta. Są oni zagrożeniem znacznie poważniejszym niż koronawirus i jest oczywiste, że oni zajęliby się epidemią wielokrotnie gorzej, jak kandydat od zapaści budżetowej Warszawy, podwyżki cen śmieci, karty LGBT, zalania szambem Wisły i wielu innych warszawskich nieszczęść łatanych taśmą klejącą.

 

Jednak istnienie opozycji, choćby najgorszego autoramentu, nie może sprawić, że będziemy obecny rząd traktować jak "świętą krowę". Dlatego o tym również piszę "jak jest".

Grzegorz Strzemecki