Fronda.pl: Trybunał Konstytucyjny rozpatrzył wniosek premiera ws. kolizji prawa konstytucyjnego z prawem unijnym. Znowu mamy krzyk i wrzask, w którym nie słychać głosu rozsądku, a wyłącznie histerię...

Poseł Barbara Dziuk: No to może od początku: Biuro Rzecznika Prasowego Ministerstwa Spraw Zagranicznych wydało komunikat, zacytuję fragment:  Wyrok Trybunału Konstytucyjnego RP z 7 października potwierdził obowiązującą w Polsce i w Unii Europejskiej hierarchię źródeł prawa. Na pierwszym miejscu w tej hierarchii zawsze stoją krajowe konstytucje państw członkowskich UE. Unijne traktaty – jako akty prawa międzynarodowego – mają pierwszeństwo przed prawem krajowym rangi ustawowej, nie mogą jednak wyprzedzać konstytucji.

Zasada ta nie budzi żadnych wątpliwości w orzecznictwie trybunałów i sądów konstytucyjnych wielu państw członkowskich UE. Sądy te wielokrotnie stwierdzały, że niektóre przejawy działania instytucji Unii Europejskiej, w szczególności Trybunału Sprawiedliwości UE, mają charakter ultra vires, tzn. przekraczają kompetencje przyznane tym instytucjom w traktatach. Orzeczenia takie zapadały m.in. we Francji, w Danii, we Włoszech, w Czechach, w Hiszpanii czy w Rumunii. Najbardziej ugruntowaną linię orzeczniczą w tym zakresie kontynuuje od lat 70. XX w. niemiecki Federalny Trybunał Konstytucyjny. 

To skąd znowu ta zbiorowa histeria? 

Zbiorowe histerie, po objęciu władzy przez PiS, mają już swoją historię. Proszę sobie przypomnieć awantury dotyczące reformy sądownictwa, 500+, reformy szkolnictwa, zresztą można wyliczać i wyliczać bez końca. Rozhisteryzowane grupy wiedzą, że w Polsce istnieje wolność słowa, wiedzą, że można sobie powrzeszczeć do woli i tylko wtedy, gdy złamane zostanie prawo,  może być problem, ale i tu sądy są nad wyraz  tolerancyjne. To wszystko razem tworzy sytuację sprzyjającą zbiorowym wybuchom egzaltacji, spazmów i omdlewaniu z oburzenia. 

Ale ta histeria ma jakieś drugie dno...

Które wynika z jednej strony z ignorancji, czyli braku wiedzy o tym, że w przeszłości, od momentu wejścia Polski do UE w 2005 roku, TK (pod przewodnictwem Marka Safjana), tu znowu muszę posłużyć się  cytatem: ustanowił zasadę zgodnie z którą „Konstytucja jest najwyższym prawem Rzeczypospolitej Polskiej w stosunku do wszystkich wiążących ją umów międzynarodowych, w tym także umów o przekazaniu kompetencji w niektórych sprawach. Konstytucja korzysta z pierwszeństwa obowiązywania i stosowania na terytorium Polski" (wyrok z 11 maja 2005 r., sprawa K 18/04).

A z drugiej strony histeryczne zachowania wzięły się z podsycania atmosfery i przekazywania półprawd na ten temat, zresztą pod chwytliwym hasłem Polexitu, czyli przekonania obozu opozycyjnego o zamiarze władz mającym na celu wyjście Polski z UE.  

Hasło chwyciło do tego stopnia, że Premier Mateusz Morawiecki zareagował na Facebooku.

Tak, napisał, że Polexit to fake news, że to mit, że rzecz wynika z braku pomysłu na politykę europejską. I również zwrócił uwagę, że takie orzeczenia były wydawanie w Niemczech, Francji i Hiszpanii i jakoś nikt nie podnosił głosu. W tych wspomnianych orzeczeniach zaś powiedziano jasno: unijne instytucje czasami wykraczają poza swoje kompetencje i wchodzą tym samym w kolizję z krajowymi konstytucjami.

Komunikat MSZ jest jasny...

Chyba jednak nie dla wszystkich, ale na pewno uściśla całą rzecz dla tych, co chcą zrozumieć podłoże nieporozumienia: Zgodnie z art. 9 Konstytucji RP, Polska przestrzega wiążącego ją prawa międzynarodowego. Oznacza to, że wszelkie zobowiązania wynikające zarówno z pierwotnego, jak i wtórnego prawa Unii Europejskiej pozostają w mocy i będą przez Polskę przestrzegane. Przepisy Traktatu o Unii Europejskiej wskazane w wyroku TK z 7 października pozostają w mocy. Niedopuszczalna jest jedynie taka ich interpretacja lub stosowanie, która narusza polską Konstytucję.

Czyli mówienie o Polexicie to kolejna manipulacja.

Rząd nie ma planów wyjścia z Unii. Rząd za to uważa, że UE to instytucja europejska oparta o prawo, umowy i traktaty, instytucja, która dotrzymuje, a przynajmniej powinna dotrzymywać zawartych umów i przestrzegać prawa.  

Tymczasem opozycja nie przyjęła tego do wiadomości i zwołała manifestację.

Tak, i razem wystąpili m.in. Tusk z Millerem. Tuzy wiarygodności i uczciwości politycznej. Bohaterowie sceny politycznej sprzed 1989 i po 1989. Tu należałoby zadać pytanie: od początku grali do jednej bramki?  

W każdym razie agresja Tuska nie podziałała, wystąpienie było słabiutkie, a nawet, w pewnej chwili, nasz Europejczyk się zagubił. Za to w zdenerwowaniu odkrył karty, bo powiedział m.in., że chodzi mu w tej sprawie o zmianę władzy. No cóż, dyplomatą ci on marnym. Oparł się o biurko Angeli Merkel i uwierzył, że jest... kanclerzem. 

Takie zachowania nic z patriotyzmem nie mają wspólnego.

Zdecydowanie, kojarzą się ze zgoła innym, wartym potępienia zachowaniem. Mamy poważne problemy – z jednej strony od Wschodu atakuje nas reżim Łukaszenki sprowadzający migrantów, z drugiej atakuje nas UE i próbuje na siłę narzucić nam swoje prawo, bez poszanowania prawa krajowego i naszej Konstytucji, a w tym zamęcie Donald Tusk próbuje osłabić kraj wewnętrznie dla swoich korzyści politycznych. Takie zachowanie ma tylko jedną nazwę.  

Czy Tusk wygra...

Nie, nie wygra, i chyba nawet nie bardzo mu o to chodzi. Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że z tej mąki chleba nie będzie. Polacy nie chcą na nowo siedzieć w pampersach w kasach marketów i żyć za najniższą krajową bez perspektyw na przyszłość. W tym kraju zbyt wiele się zmieniło od 2015. Za moment wejdzie Nowy Ład i znowu okaże się, że wbrew medialnym histeriom i polityce płaczu, niewielu zapłacze, a bardzo wielu  będzie zadowolonych, bo też nikt  rozsądny nie zechce rozstać się ze  swoimi apanażami, ochroną socjalną i poczuciem bezpieczeństwa finansowego. Co zresztą widać jasno nie na manifestacjach, a w wiarygodnych sondażach.