W rozmowie z portalem Gazeta.pl muzyk opowiada o sentymencie, jaki żywi do swego rodzinnego miasta. - Łatwiej jest to miasto zinwentaryzować, jeśli jest się człowiekiem, który tutaj przyjechał już w dorosłości. Dla mnie Kraków był zawsze mój, oczywisty, bo się tutaj wychowałem. To tak jakby zapytać, czy mam w domu jakieś brzydkie meble. Pewnie mam, ale dawno się przyzwyczaiłem. Współczesny Kraków jest, niestety, trochę ofiarą własnego szczęścia historycznego, które sprawiło, że ocalał w drugiej wojnie. Niektórzy myślą, że jest tak piękny i magiczny, że nic mu nie zaszkodzi. Obawiam się, że nie mają racji – tłumaczy.

Animozje między mieszkańcami Warszawy i Krakowa,
Turnau uważa za fikcję.

- Nigdy w życiu tego nie rozumiałem. Mam świadomość, jak bardzo Kraków pomógł przetrwać osobom bez dachu nad głową po tragedii powstania, wojny. Poza tym powojenna inteligencja krakowska, środowisko artystyczne były właściwie zdominowane przez ludzi spoza miasta. Nie mówiąc już o tym, że moja mama urodziła się w Warszawie, więc dla mnie stolica jest tak samo rodzinnym miastem, jak Kraków. Można cofać się do zaborów, gdzie te miasta reprezentowały różne państwa. Może to się odłożyło i na tym wyrosła pewna niechęć? Te głupawe animozje to element folkloru, który do niczego nie jest mi potrzebny
— podkreśla artysta.

All/gazeta.pl