Grzegorz Górny, 

SZOKUJĄCE WYZNANIA ABORTERA

Stojan Adašević zapamiętał ten dzień na całe życie. Był studentem medycyny i w pokoju lekarskim porządkował kartoteki. Siedział w kącie nad papierami, a w pomieszczeniu zaczęli zbierać się ginekolodzy. Nie zwracając uwagi na przycupniętego z boku studenta, opowiadali o różnych przypadkach ze swej praktyki.

Doktor Rado Ignatović wspominał pewną ciężarną pacjentkę, która przyszła, by usunąć swoje dziecko. Aborcja się nie udała, bo ginekolog nie potrafił podwinąć szyjki macicy. Gdy lekarze zaczęli opowiadać o dalszych losach kobiety, przysłuchujący się im Stojan zdrętwiał. Nagle zrozumiał, że dentystka z pobliskiej przychodni, o której rozmawiają mężczyźni, to jego matka. – Ona już nie żyje, ale ciekawe, co się stało z jej dzieckiem, które chciała usunąć? – zapytał jeden z ginekologów. Stojan nie wytrzymał: – To ja jestem tym dzieckiem – powiedział wstając. W pokoju zapadła cisza, a po chwili lekarze jeden po drugim zaczęli wychodzić.

Wiele razy przez następne lata doktor Adašević będzie wracał myślami do tamtego wydarzenia. Zrozumiał jasno: żyje tylko dlatego, że lekarz spartaczył aborcję. On sam nigdy by takiej fuszerki nie odstawił. Nieraz trafiały do niego kobiety, którym nie można było podwinąć szyjki macicy, ale zawsze dawał sobie radę z tym problemem. Był w końcu najlepszym aborterem w Belgradzie. Szybko prześcignął w tym fachu swojego mistrza, doktora Ignatovicia, którego niekompetencji zawdzięczał życie. – Tajemnica sukcesu tkwi w tym, by wytrenować dłoń częstymi zabiegami – mówi cytując po niemiecku przysłowie: Übung macht Meister („ćwiczenie czyni mistrza”). Wierny tej maksymie wykonywał dziennie po 20, 30 aborcji. Jego rekord dnia wynosił 35. Dziś ma problem, by określić, ile aborcji przeprowadził w ciągu 26 lat praktykowania. Proponuje wypośrodkować pomiędzy 48.000 a 62.000. Przez wiele lat był przekonany, że aborcja – jak uczono na wydziałach lekarskich i pisano w podręcznikach – jest zabiegiem chirurgicznym podobnym do wycięcia ślepej kiszki. Różnica polega tylko na usunięciu innego organu z ciała kobiety – raz jest to kawałek jelita, innym razem tkanka ciążowa.

Wątpliwości zaczęły pojawiać się w latach 80., kiedy do jugosłowiańskich szpitali sprowadzono ultrasonografy. Wtedy na ekranie USG Adašević po raz pierwszy zobaczył to, co do tej pory było dla niego niewidoczne – wnętrze kobiecego łona i żywe dziecko, ssące palec, ruszające nogami i rękoma. Zazwyczaj chwilę potem kawałki tego dziecka leżały obok niego na stole. – Patrzyłem, ale nie widziałem – wspomina dziś. – Wszystko zmieniło się, od kiedy zaczęły nawiedzać mnie sny.

SEN DOKTORA ADAŠEVICIA

Właściwie był to jeden sen, ale powtarzał się każdej nocy, dzień w dzień, tydzień w tydzień, miesiąc w miesiąc. Śniło mu się, że idzie po rozświetlonej słońcem łące, wokół pełno pięknych kwiatów, latają kolorowe motyle, jest ciepło i przyjemnie, jego jednak dręczy jakieś niepokojące uczucie. W pewnym momencie łąka zapełnia się dziećmi, które biegają, grają w piłkę, śmieją się. Są w różnym wieku, od trzech, czterech lat, do około dwudziestu. Wszystkie są niezwykle piękne. Twarze jednego chłopca i dwóch dziewczynek wydają mu się dziwnie znajome, ale nie może sobie przypomnieć, skąd je zna. Próbuje rozmawiać z dziećmi, a wtedy one, dostrzegając go, zaczynają w przerażeniu uciekać i krzyczeć. Wszystkiemu zaś przygląda się człowiek w czarnym ubraniu, przypominającym mnicha. Nie mówi nic, tylko patrzy przenikliwie. Każdej nocy Adašević budził się przerażony i do rana nie mógł zasnąć. Nie pomagały zioła ani środki nasenne. Pewnej nocy we śnie, całkowicie wyprowadzony z równowagi, zaczął gonić uciekające dzieci. Udało mu się złapać jedno dziecko, a wtedy ono zaczęło przeraźliwie krzyczeć: – Ratunku! Morderca! Ratujcie mnie od mordercy! W tym momencie ubrany na czarno człowiek niczym orzeł sfrunął w kierunku Adaševicia, wyrwał mu dziecko z rąk i uciekł. Doktor obudził się, serce waliło mu jak młot. W pokoju było zimno, a on był cały rozgrzany i spocony. Rano postanowił pójść do psychiatry. Ponieważ nie było wolnych terminów, zapisał się na dzień późniejszy. Gdy nadeszła noc, zdecydował, że we śnie podejdzie do „czarnego człowieka” i zapyta go, kim jest. Tak też zrobił. Zagadnięty nieznajomy odpowiedział mu: – Moje imię i tak ci nic nie powie. Kiedy jednak doktor upierał się, tamten odpowiedział: – Nazywają mnie Tomaszem z Akwinu. Jego imię rzeczywiście nic nie mówiło Adaševiciowi. Słyszał je po raz pierwszy. Człowiek w czerni kontynuował: – A dlaczego nie zapytasz, kim są te dzieci? Nie poznajesz ich? Kiedy lekarz zaprzeczył, Tomasz odpowiedział: – Nieprawda. One ciebie znają bardzo dobrze. To są dzieci, które ty zabiłeś podczas aborcji. – Jak to? – zaprzeczył Adašević. – Przecież one są duże, a ja nigdy nie zabijałem narodzonych dzieci. – To nie wiesz, że tu, w eschatonie, po drugiej stronie, wszystkie dzieci rosną? – zapytał Tomasz. Doktor nie dawał za wygraną: Przecież nie zabiłem dwudziestoletniego człowieka. Tomasz odpowiedział: – Zabiłeś go 20 lat temu, kiedy miał 3 miesiące. I wtedy nagle Adašević przypomniał sobie, do kogo jest podobny ten dwudziestoletni chłopak i te dwie dziewczynki – do jego bardzo dobrych znajomych, którym przed laty robił aborcje. Chłopiec wyglądał tak, jak w wieku dwudziestu lat jego ojciec, bliski przyjaciel Adaševicia, którego żonie zrobił aborcję właśnie dwadzieścia lat temu. W twarzach dziewczynek doktor rozpoznał rysy ich matek, z których jedna była zresztą jego kuzynką. Kiedy obudził się, postanowił, że nigdy w życiu nie dokona aborcji.

TRZYMAŁEM W RĘKU BIJĄCE SERCE

W szpitalu czekał na niego kuzyn ze swoją dziewczyną. Mieli u niego umówiony termin aborcji. Ona była w czwartym miesiącu ciąży i chciała usunąć swoje dziewiąte z kolei dziecko. Adašević odmówił, jednak kuzyn namawiał go tak długo i namolnie, że w końcu ustąpił: – No dobrze, ostatni raz w życiu. Na ekranie USG widział wyraźnie profil dziecka i ssanie palca. Rozszerzył macicę, włożył kleszcze, chwycił nimi coś i wyciągnął. Spojrzał i zobaczył, że trzyma w nich małą rączkę. Położył rączkę na stół, ale w taki sposób, że nerw z oderwanego ramienia trafił na miejsce, gdzie była rozlana plama jodu. I rączka nagle sama zaczęła się ruszać. Stojąca obok pielęgniarka aż krzyknęła:– Zupełnie jak nogi żaby na zajęciach z fizjologii! Doktor wzdrygnął się, ale nie przerwał aborcji. Znów włożył kleszcze do macicy, chwycił coś i wyciągnął. Tym razem była to mała nóżka. Zdążył tylko pomyśleć: – Byle nie położyć jej na tej plamie alkoholu – gdy w tym momencie druga pielęgniarka, stojąca za jego plecami, upuściła na podłogę przybornik z instrumentami chirurgicznymi. Rozległ się huk, doktor aż podskoczył, puścił uchwyt kleszczy i nóżka upadła tuż obok rączki. I też zaczęła się ruszać. Cały personel pierwszy raz widział coś takiego: ruszające się kończyny na stole. Adašević postanowił wszystko, co zostało w macicy, zmielić na miazgę i wyciągnąć już bezkształtną masę. Tak też zrobił. Zaczął mielić, miażdżyć, kruszyć. Kiedy wyciągnął kleszcze, przekonany, że zobaczy miazgę mięsa, ujrzał… ludzkie serce. Serce jeszcze pulsowało, coraz wolniej i wolniej, aż w końcu przestało bić. Wtedy zrozumiał, że zabił człowieka. Zrobiło mu się ciemno przed oczami. Nie pamiętał, ile czasu to trwało. Nagle poczuł szarpanie za ramię i usłyszał przerażony głos pielęgniarki: – Doktorze Adašević! Doktorze Adašević!

Okazało się, że pacjentka się wykrwawia. Po raz pierwszy od dawna doktor zaczął gorąco modlić się do Boga: – Panie Boże! Ratuj nie mnie, ale tę kobietę. – Kiedy w macicy zostają duże resztki płodu, to żeby ją dobrze wyczyścić do końca, potrzeba co najmniej dziesięciu minut. Tymczasem doktorowi udało się to za dwoma wprowadzeniami instrumentu do pochwy. Gdy zdjął rękawice, wiedział, że nigdy w życiu nie zrobi już aborcji.

WIADRO JAKO NARZĘDZIE ABORCYJNE

Kiedy oznajmił swoją decyzję ordynatorowi, wywołało to zdziwienie. Jeszcze nie zdarzyło się, by w belgradzkim szpitalu jakiś ginekolog odmówił wykonywania aborcji. Zaczęto wywierać na niego presję, by zmienił zdanie. Zmniejszono mu o połowę wypłatę w szpitalu, córkę wyrzucono z pracy, syna oblano na egzaminach wstępnych na studia. Atakowano go w prasie i w telewizji. Pisano, że socjalistyczne państwo dało mu wykształcenie, by mógł wykonywać aborcje, a on uprawia sabotaż przeciwko państwu.

Po dwóch latach nagonki był na skraju wyczerpania nerwowego. Postanowił, że następnego dnia zgłosi się do ordynatora i poprosi o przydział aborcji. W nocy przyśnił mu się jednak Tomasz, który poklepał go po ramieniu i powiedział: – Jesteś moim dobrym przyjacielem. Walcz dalej. – Nazajutrz rano doktor nie poszedł do ordynatora. Postanowił walczyć. Zaangażował się w ruch obrony życia nienarodzonych. Objeżdżał Serbię z wykładami i prelekcjami na temat aborcji. Dwukrotnie w jugosłowiańskiej telewizji udało mu się pokazać film Bernarda Nathansona – „Niemy krzyk”, ukazujący przerwanie ciąży zarejestrowane przy pomocy USG. Dziki jego inicjatywie na początku lat 90. parlament jugosłowiański przegłosowa ustawę o ochronie życia nienarodzonych. Trafia ona do prezydenta Slobodana Miloševicia, który jednak nie podpisał jej. Później zaczęła wojna i do ustawy nikt nie miał już głowy.

Gdy mowa o wojnie, Adašević zamyśla się: – Jak inaczej wyjaśnić tę rzeź, która miała miejsce tu, na Bałkanach, jak nie odejściem ludzi od Boga i brakiem szacunku dla ludzkiego życia? Żeby nie być gołosłownym, opowiada o spotykanej w Serbii praktyce: – Ponieważ nasze prawo przewiduje, że życie dziecka jest pod ochroną dopiero od zaczerpnięcia pierwszego łyku powietrza, czyli od chwili wydania pierwszego krzyku, legalne jest dokonywanie aborcji w siódmym, ósmym, a nawet dziewiątym miesiącu ciąży. Słowo „aborcja” nie jest tu nawet na miejscu, ponieważ tak naprawdę wywołuje się wczesny poród. Obok fotela ginekologicznego stoi wiadro z wodą i zanim dziecko zdąży krzyknąć, zatyka mu się usta i wkłada pod wodę. Oficjalnie jest to aborcja i wszystko odbywa się zgodnie z prawem – dziecko przecież nie zaczerpnęło powietrza.

Adašević cytuje Matkę Teresę z Kalkuty: – Jeżeli matka może zabić własne dziecko, co może powstrzymać ciebie i mnie od zabijania się nawzajem?

Dziś w Serbii większość aborcji przeprowadzana jest w prywatnych klinikach, które nie podają do wiadomości informacji o liczbie usuniętych ciąży. Według obliczeń Adaševicia na 25 poczęć przypada zaledwie 1 żywe urodzenie. 24 istnienia zostają unicestwione.

– To jest prawdziwa wojna narodzonych z nienarodzonymi – mówi doktor. – W tej wojnie wielokrotnie zmieniałem front. Najpierw jako nienarodzony byłem skazany na śmierć, potem sam zabijałem nienarodzonych, teraz zaś staram się ich bronić. Zacząłem też interesować się życiem Tomasza z Akwinu, o którym nie miałem do tej pory pojęcia. Zastanawiałem się nad tym, dlaczego widziałem właśnie jego, a nie innych świętych, tym bardziej że jest to święty katolicki, a ja jestem prawosławny. Żeby to wyjaśnić, zacząłem studiować nauki Tomasza. I co się okazało? Znalazłem jego pisma, w których utrzymywał on, że życie ludzkie zaczyna się 40 dni po zapłodnieniu w przypadku płodu męskiego oraz 80 dni po zapłodnieniu w przypadku płodu żeńskiego. A kim jest dziecko przez pierwsze dni po poczęciu? Nikim? Myślę, że to, co Tomasz napisał, nie daje mu spokoju w eschatonie. Chociaż trzeba powiedzieć, że przejął on to twierdzenie od Arystotelesa. Arystoteles był wówczas wielkim autorytetem, Tomasz zasugerował się jego twierdzeniami i popełnił błąd. Wiele czasu minęło zanim pojąłem, że dziecko w łonie matki jest żywym człowiekiem, że jest żywym człowiekiem nie od momentu, kiedy zaczerpnie pierwszy haust powietrza, jak nas uczyli nasi komunistyczni profesorowie, ale od chwili, gdy pojawi się ludzki embrion, czyli od momentu połączenia plemnika z komórką jajową (…)

Trudno też mówić o statystykach, ponieważ zabijaniem dzieci w łonach matek jest także używanie niektórych środków, takich jak spirale czy piguł- ki RU 486, które oficjalnie klasyfikowane są jako środki antykoncepcyjne. Starcy z Góry Atos, z którymi rozmawiałem, dzielą antykoncepcję na grzeszną i satanistyczną. Grzeszna to ta, która nie dopuszcza do połączenia się plemnika z komórką jajową. Satanistyczna natomiast to ta, która zabija poczęte już dziecko. To właśnie powodują spirale i takie pigułki wczesnoporonne jak RU 486. Spirala działa jak miecz, który odcina małą istotę ludzką od źródła pożywienia w macicy. To straszna śmierć. Człowiek umiera z głodu w pomieszczeniu pełnym jedzenia.

Reportaż ten ukazał się w skróconej formie 1 grudnia 2003 w dzienniku „Rzeczpospolita”. 

Za: Miłujcie się!