Obejrzałem prawie półtoragodzinny film o tragedii smoleńskiej przygotowany przez podkomisję MON pod przewodnictwem Antoniego Macierewicza. Pokazane są w nim wyniki badań setek naukowców, najbardziej renomowanych laboratoriów i uczelni na świecie, w tym laboratoriów wojskowych państw NATO-wskich. Wyniki tych prac nie pozostawiają wątpliwości, że samolot z prezydencką delegacją lecącą do Katynia 10 kwietnia 2010 roku został zniszczony w wyniku serii wybuchów. Wskazują na to rodzaj zniszczeń, oględziny i sekcje ciał, trajektoria lotu, ślady materiałów wybuchowych potwierdzone wielokrotnie różnymi metodami, szczątki samolotu rozrzucone przed miejscem zetknięcia się z czymkolwiek na ziemi, co mogłoby je od niego oderwać, brak leja po miejscu uderzenia całej maszyny itd. Jednocześnie film pokazuje, jak za czasów rządów PO-PSL świadomie i cynicznie fałszowano badania dotyczące tej tragedii. Nie da się go w całości tu opowiedzieć. Jest dostępny na Niezależnej.pl i stronie Telewizji Republika. Będziemy go przypominać i powtarzać. Do zakończenia sprawy brakuje jeszcze oficjalnego raportu. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie ujrzy on światło dzienne. Film nie wskazuje winnych eksplozji, lecz jedynie to, jak do niej doszło.

Z całą moją wiedzą nie jestem w stanie twierdzić nic innego niż to, że polska delegacja lecąca do Katynia została zamordowana. Nie mógłbym ludziom uczciwie spojrzeć w oczy, gdybym z tym, co wiem, mówił coś innego. Nie mógłbym też spojrzeć w oczy, gdybym nie powiedział tego, co wiem. Każdy z nas ma obowiązek dowiedzieć się prawdy i przekazywać ją innym.

Minęło ponad dziesięć lat od tej tragedii. Wiele w Polsce się zmieniło. Śmierć tych, którzy zginęli w kwietniu 2010 roku, nie poszła na marne. Nie byłoby tak głębokich zmian, nie byłoby determinacji milionów Polaków do tych zmian, gdyby nie tragedia smoleńska. To prawda, że na tych zmianach skorzystali wszyscy, z tymi, którzy na to nie zasłużyli, włącznie. Ale to nie zmienia faktu, że musimy dokończyć sprawę. Dziesięć lat temu zapowiedziałem, że będziemy organizowali smoleńskie marsze, póki w Warszawie nie stanie pomnik poległych i osobno pomnik Lecha i Marii Kaczyńskich. Tę część obietnicy spełniliśmy. Dobrze, że obchody w różnych formach trwają, ale dzisiaj przyszedł czas, by powiedzieć ludziom to, co wiemy na pewno o 10 kwietnia 2010 roku.

W najbliższych miesiącach nie będzie żadnych kluczowych wyborów. Polska jest dobrze zabezpieczona przed rosyjską agresją, a twarde stanowisko Warszawy wobec imperializmu Moskwy tylko wzmacnia naszą pozycję i sojusz z USA. Przestaje mieć znaczenie szantaż energetyczny. Nie ma więc istotnego ryzyka dla powiedzenia prawdy. Istnieje jednak wielkie zagrożenie schowania jej przed opinią publiczną. Zagrożenie dla naszego bezpieczeństwa i wszystkich, którzy o nie będą walczyć w mniej dogodnych warunkach. O prawdę w takich sprawach trzeba się upominać właśnie w imię bezpieczeństwa państwa.

Przez lata niszczono wszystkich, którzy przeciwstawiali się wersji urzędników badających tragedię z nadania Tuska i Putina. Zorganizowano ohydny lincz, za który płacimy do dzisiaj. Jego ofiarami padali politycy, szczególnie Jarosław Kaczyński i Antoni Macierewicz, naukowcy, dziennikarze, a także zwykli ludzie.

Smoleńsk był pierwszą tak wielką akcją hybrydową Rosji z zastosowaniem na niebywałą skalę wojny informacyjnej. Zaskoczona opinia publiczna w Polsce, ale i na świecie, w dużej mierze temu się poddała. Tylko determinacja grupy patriotów i ludzi kochających prawdę spowodowała, że tej wojny nie wygrali. Jednak do głów milionów ludzi wkradła się obawa przed wyjaśnianiem tej sprawy, zniechęcenie i niewiara. To właśnie efekt gigantycznej operacji rosyjskiej, w której przez prawie pięć lat brało udział polskie państwo, a do dzisiaj wciąż uczestniczy wielu polityków i dziennikarzy. Nie można się temu poddać. Nie wolno pozwolić, by ten element wojny wygrali.

Tomasz Sakiewicz

"Gazeta Polska" nr. 32; data: 05.08.2020.