Miłośnicy Trylogii Henryka Sienkiewicza pamiętają zapewne rozmowę Zagłoby z Rochem Kowalskim tuż przed bitwą o Warszawę. Roch dopytywał „wuja”, co będzie, jak Polacy przegrają. Zagłoba na to uparcie odpowiadał: „Nic nie będzie. Będziemy tak długo bić Szweda, aż go wreszcie pokonamy”. Roch chciał się dowiedzieć, co się stanie, jak wreszcie wroga pokonamy. „Ano żywa noga nie ujdzie” – odpowiadał „wuj”.

Znaleźliśmy się w trochę podobnej sytuacji. My ciągle jesteśmy u siebie, a przeciwnik, chociaż w trzecim pokoleniu, to import i wcale nie czuje się pewnie. To prawda, że w ostatnich latach nastąpiło wymieszanie ludzi Solidarności, a czasem nawet rodzin poakowskich, z partiami wywodzącymi się z dawnego systemu. Ale oś podziału zasadniczo się nie zmieniła. Stosunek do niepodległości Polski – tym razem rzecz dotyczy kształtu UE – dzieli PiS i resztę, czyli PO, SLD i PSL. Podejście do zbrodniczych formacji komunistycznych – przede wszystkim chodzi o ubeckie emerytury i nazwy ulic – różnicuje podobnie. Odniesienie do patriotyzmu szczególnie w edukacji, szacunek do tradycji – podlegają podobnemu podziałowi.

Wreszcie najbardziej gorący temat: stosunek do lewackiej rewolucji LGBT wręcz zabetonował ten podział. Po jednej stronie są lewica i nieśmiało przytakująca jej PO oraz zachowujący się schizofrenicznie w tej sprawie PSL, po drugiej PiS. Sprawa LGBT jest wyjątkowo kłopotliwa dla opozycji, bo rozbija elektorat PO i obniża notowania PSL. A ludowcy razem z Kukizem, chcąc nie chcąc, stają się koalicjantem Roberta Biedronia. Jest też rysujący się coraz mocniej podział co do sposobu uprawiania polityki gospodarczej: PiS chce ograniczać oligarchizację i wspierać rodziny, opozycja – szukać bogatych klientów i brać resztki z pańskiego stołu. Co tam robi Paweł Kukiz? Odpowiedź to już czysty sen wariata.

Przy takim podziale dosyć łatwo zagrać o całą pulę. Sprzeciw wobec ideologii LGBT to głos – w zależności od postulatów – od 50 do 80 procent Polaków. Niezgodę na obronę pozostałości komunizmu wyraża ponad 60 proc. społeczeństwa. Sprzeciw wobec oligarchizacji kosztem rodzin to prawie 100 proc. głosów. Oczywiście trzeba to ostatnie pokazać, bo tu opozycja chętnie udaje PiS.

PiS zbudował bardzo korzystne osie polaryzacji politycznej. Jedynym problemem może być próba odebrania głosów z prawej strony. Konfederacja nie osiągnie wielkiego wyniku, ale każdy procent zabrany PiS-owi przy obecnej ordynacji może nawet odebrać dziesięć mandatów. Wprawdzie Konfederacja, pozbywając się działaczy katolickich, a nawet wysyłając niejasne sygnały w sprawie LGBT (Krzysztof Bosak jako jeden z pierwszych zaatakował naszą naklejkę), oddała to pole PiS-owi. Jeden z elementów programu konfederatów pachnie też postkomunizmem: stosunek do Rosji.

PiS więc ma szansę zgarnąć całą pulę i powalczyć o większość konstytucyjną. To tylko szansa i uda się przy maksymalnej mobilizacji. Dla nas jest oczywiste, że bez tej aktywizacji przegrać można naprawdę sporo. Te wybory rozstrzygną nie tylko o kształcie Polski, lecz także mogą mieć na przykład zasadniczy wpływ na los Kościoła w Europie. Jeżeli Polacy opowiedzą się przeciwko tym, którzy popierają lewacką rewolucję, wielu innych zacznie iść w nasze ślady.

Tomasz Sakiewicz

"Gazeta Polska" nr 34, 21.08.2019.