Zeszły tydzień pokazał, jak może wyglądać życie polityczne w najbliższych miesiącach. Myślę, że to jeszcze niestety nie koniec.

Taśmy, na których nagrano prezesa PiS, a przynajmniej to, co ujawniono do ostatniej soboty, w pewnym sensie oddają Kaczyńskiemu przysługę. Bardzo słaby atak i zerowe powody do oskarżeń uodpornią go na następne ciosy. PiS ma tylko jedną nauczkę – by z jakiejkolwiek działalności gospodarczej nie robić czegoś podejrzanego. W normalnym państwie biznesem zajmują się niemal wszyscy, byle nie łamali prawa, a prawo ma być takie, by uczciwym ludziom pomagać i wręcz zachęcać ich do robienia pieniędzy. Kraje, w których wyborcy potrafią doceniać przedsiębiorczość, a państwo w niej nie przeszkadza, mają szansę na prawdziwy rozwój. Od dawna zachęcam PiS do próby pozyskania średniozamożnego elektoratu przez obniżenie nakładów na pracę. PO przy okazji taśm opublikowanych w „GW” pokazała prawdziwą twarz. Blokowanie inwestycji z powodów politycznych to dziedzictwo komunizmu. PiS ma idealną okazję, by sytuację wykorzystać. Może pokazać się jako partia konserwatywna i jednocześnie otwarta na gospodarkę.

Sprawa aresztowania byłych urzędników MON i PGZ nie jest dla mnie taka oczywista. Do jednego worka wrzucono różne osoby. Nie wiem, jaki mają ze sobą związek i czy rzeczywiście trzeba było zabiegać aż o takie środki prawne. Co do byłego rzecznika MON to ze względu na ataki na Antoniego Macierewicza jak tylko zaczęło się jego grillowanie, chciałem, by usunął się z funkcji. Z tego powodu byłem gotowy zatrudnić go nawet w swojej firmie, byle tę awanturę zakończyć. Żałuję, że zbyt późno mnie posłuchano. Nie chodziło o tego młodego człowieka, lecz o sprawę, którą prowadzi Antoni Macierewicz, czyli wyjaśnienie tragedii smoleńskiej. Bez względu na okoliczności ona ma zostać wyjaśniona. Nikt nas z tego obowiązku nie zwolnił i nie może zwolnić.

Patrzę na radość przedstawicieli mediów również po prawej stronie, którzy parę lat temu szydzili z wyjaśnienia tragedii smoleńskiej, a nawet na dzisiejsze publiczne wypowiedzi pokazujące, że ci, którzy chcieli tą sprawą się zajmować, teraz pójdą na dno. To byli dziennikarze TVN, TOK FM, autorzy wywiadów z Urbanem, wieczni zdrajcy, a nawet członkowie mafii, którzy zmieniali nieustannie barwy partyjne albo pracodawców w zależności od interesów. Namnożyło się ich dzisiaj sporo po prawej stronie w mediach. Jeżeli ktoś w PiS-ie na nich liczy, to się przeliczy.

Znam swój obowiązek i wiem, co do mnie należy. Tak też myśli grono moich współpracowników. Wśród ludzi, do których mam szczególne zaufanie, jest Michał Rachoń. To dzisiaj najbardziej popularny i jeden z najzdolniejszych dziennikarzy w Polsce. Oglądają go zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy. Wielu tych ostatnich sporo zrobiło, by go nie oglądano. Antyrządowa opozycja cierpiąca na brak charyzmatycznych osób na pewno nie znosi, gdy człowiek o innych poglądach przyciąga miliony widzów. Pozbycie się Rachonia jest jednym z głównych celów wrogów Jarosława Kaczyńskiego i PiS-u. Uważają, że łatwiej będzie atakować, gdy w studio zasiądą dziennikarze niewiarygodni albo słabi. Nasze środowisko ma jedną ważną cechę: oprócz tego, że stawia wartości ponad interes prywatny, przede wszystkim nigdy nie wspierało żadnych podziałów w PiS-ie czy po prawej stronie. Każdy, kto chciał rozbijać obecny obóz władzy, zaczynał od ataków na nas. Nasza postawa wywoływała wściekłość wielu osób, a nawet kilka lat temu z tego powodu próbowano mnie usnąć z funkcji szefa „GP”.

Dzisiaj widzę, że atakowani są głównie trochę młodsi koledzy, przede wszystkim Rachoń. Jestem przekonany, że to przygotowanie do czegoś większego. Mam nadzieję, że tym razem się nie uda. Mnie wyrzucono z TVP 9 kwietnia 2010 roku wieczorem. Bez podania powodu. Miałem wtedy najbardziej popularny program poranny emitowany w niedzielę. Myślałem, że po upływie tylu lat historia się nie powtórzy. Ciągle jednak jeszcze słabo dostrzegamy rzeczy oczywiste.

Tomasz Sakiewicz

Gazeta Polska 6/2019