Fronda.pl: Tomasz Grodzki i mecenas Jacek Dubois poinformowali dziś w trakcie konferencji prasowej, że spotkają się w sądzie z dwoma dziennikarzami oraz prof. Agnieszką Popielą. Jak pan zareagował na te słowa?

Tomasz Sakiewicz, redaktor naczelny „Gazety Polskiej”: To po prostu próba zastraszenia przez prof. Tomasza Grodzkiego dziennikarzy, którym udało się dotrzeć do świadków oraz samych świadków. Marszałek Senatu twierdzi, że nasi informatorzy nie mają twarzy, co nie jest prawdą. Mają twarze, podobnie jak nazwiska, pod którymi zeznają w prokuraturze czy CBA i rozmawiają z nami. Oskarżył jednak nie „anonimów”, oskarżył konkretne osoby.

Dlaczego zatem marszałek decyduje się na tego typu ruch, skoro jak Pan podkreśla, mowa nie o osobach anonimowych, bez twarzy, ale o świadkach zeznających przed prokuraturą?

Problem polega na tym, że prof. Grodzki musi pokazać, że jakkolwiek się broni. Nawet jego własne środowisko zaczyna się już denerwować i zauważać, że na tym traci. Dymisji marszałka chce aż 51 proc. Polaków. To duży problem. Opozycja nie jest jednolita i przynajmniej pewna jej część zaczyna się tej sytuacji obawiać.

W trakcie konferencji prasowej padły też zaskakujące stwierdzenia. Prof. Tomasz Grodzki podejrzewa działania obcej agentury, z kolei Jacek Dubois całą sprawę porównuje do afery „Watergate”, a teksty ukazujące się m.in. w „Gazecie Polskiej” to wg marszałka Grodzkiego atak na Senat. Jak pan ocenia te oskarżenia?

Ja w przeciwieństwie do marszałka Grodzkiego szanuję Senat. Jeśli prof. Tomasz Grodzki również go szanuje, powinien natychmiast podać się do dymisji. Naszą pracą od 30 lat jest to samo – ujawnianie zjawisk korupcyjnych w Polsce. W przypadku szpitala, w którym pracował niegdyś prof. Tomasz Grodzki korupcja jest po prostu dramatyczna. Trudno spotkać się z podobnym zjawiskiem nawet znając obyczaje, które panowały paręnaście lat temu w służbie zdrowia, ten cały system wymuszania poboru „przykrywek”. To już naprawdę była mafia.

W nagraniu, które dziś na konferencji odtworzył marszałek Senatu, słyszymy „Pana Staszczyka”, który miał być operowany przez Tomasza Grodzkiego i któremu miano oferować 5 tys. złotych w zamian za napisanie oświadczenia o przyjmowaniu przez obecnego marszałka Senatu pieniędzy na leczenie. Według Samuela Pereiry, mężczyzna to były funkcjonariusz UB ze Szczecina. Jeśli rzeczywiście tak jest, co mogłoby to oznaczać?

To by oznaczało, że marszałek Grodzki ma rację i rzeczywiście obce służby biorą w tym udział, ale w jego obronie. W końcu Urząd Bezpieczeństwa to były obce służby. Cała sprawa jest głęboko niepoważna, bo „Pan Staszczyk” mówi, że ktoś do niego przyszedł, ale on… nie wie kto.

Co w tej sprawie może się dalej wydarzyć? Jak sam Pan wskazuje, z jednej strony „Pan Staszczyk” nie wie, z kim się spotkał, z drugiej w prokuraturze zeznają konkretne osoby. Czego powinniśmy się spodziewać?

Będziemy świadkami powolnej erozji poparcia dla Platformy Obywatelskiej i reszty opozycji, bo sprawa jest na tyle kompromitująca, że tego się po prostu na dłuższą metę bronić nie da. Kolejne wymysły pana Marszałka powiedziałbym, że są zabawne, gdyby nie chodziło o tak poważną sprawę. One niczego tu nie zmieniają, raczej go pogrążają, a zasłanianie się ubekami to zupełny dramat. Jestem przekonany, że będzie następowała wspomniana erozja poparcia. Tak długo, aż inne głosy na opozycji wymuszą dymisję marszałka Senatu.

Dymisja to zatem tylko kwestia czasu?

To jest nieuniknione. Nie wiem, co musiałoby się stać, żeby ktoś taki się wybronił. Polskie standardy musiałyby zejść poniżej dna, żeby ktoś taki mógł pozostać w życiu publicznym.

Rozmawiał Damian Świerczewski