Kiedy przed miesiącem napisałem na portalu fronda.pl tekst (http://www.fronda.pl/a/tomasz-krzyzak-dla-frondy-zamieszanie-wokol-swiatowych-dni-mlodziezy,70830.html) o tym, że Światowe Dni Młodzieży zupełnie bez potrzeby zostały uwikłane w politykę, a rząd PiS za wszelką cenę usiłuje udowodnić, że właściwe przygotowania do tego wydarzenia nabrały rozpędu dopiero po wyborach, spotkałem się z ostrą krytyką. Popłynęła ona głównie z obozu władzy. Jeden z członków rządowego zespołu stwierdził, że skoro nie znam faktów, to nie powinienem o tym pisać. Przekonywał, że poprzednia koalicja naprawdę nic nie robiła i uznawała, że Kościół sam sobie zorganizuje to wydarzenie. Ponieważ jednak nie dostarczył żadnych dowodów na prawdziwość swych słów (mówił jedynie o jakiś tajnych raportach), to przynajmniej na razie pozostanę przy swoim. I dalej będę twierdził, że ŚDM są przez polityków wykorzystywane głównie w celach promocyjnych. Takie wrażenia można odnieść, gdy słyszy się obiecanki poszczególnych ministrów czego to podległe im resorty dla uczestników tego wydarzenia nie zrobią.

Nieoczekiwanie – bo wcale o to nie prosiłem – mój głos wsparł metropolita warszawski, kardynał Kazimierz Nycz. Wprawdzie nie bezpośrednio, ale… Kilka dni temu purpurat udzielił wywiadu dla portalu Vatican Insider, w którym publikują znani watykaniści związani z jednym z największych włoskich dzienników opiniotwórczych „La Stampa”. Andrea Tornielii, którego raczej nie trzeba przedstawiać, zapytał polskiego kardynała o stan przygotowań do ŚDM. Hierarcha przypomniał, że w ostatnim półroczu doszło w Polsce do zmiany władzy, także na szczeblu samorządowym. Podkreślił przy tym, że przygotowania do ŚDM rozpoczęły się trzy lata temu. „Nie jest prawdą jakoby wszystko ruszyło pół roku temu z nadejściem nowego rządu! Przygotowania trwają już trzy lata i jestem głęboko przekonany, że to co robimy, to dobra kontynuacja” – stwierdził bez ogródek.

Osoby, które nie darzą kardynała Nycza zbytnią sympatią skwitują jego słowa stwierdzeniem, że staje w obronie przyjaciół – pochodzi przecież z Krakowa, a swego czasu (to zresztą utrzymuje się do dziś) określano go jako sympatyka Platformy. Nie wchodząc jednak w szczegóły na kogo hierarcha oddaje głosy, trzeba uczciwie stwierdzić, że akurat w sprawie ŚDM ma rację. Nieoficjalnie organizatorzy spotkania papieża z młodzieżą w Krakowie przyznają, że narracja jakoby wszystko zaczęło nabierać rozpędu dopiero po nastaniu nowej władzy, jest po prostu niesprawiedliwa. Zaciskają jednak zęby, bo jeśli się odezwą, mogą popsuć dość trudne i delikatne rozmowy w tym względzie.

Niestety, powtórzę to raz jeszcze, Światowe Dni Młodzieży są ewidentnym przykładem na to jak różne formacje usiłują wykorzystać Kościół do osiągnięcia swoich doraźnych celów politycznych. Szkoda, że akurat tej imprezy nie traktują jako wydarzenia ponadpartyjnego, dzięki któremu Polska może sporo zyskać. Marnym pocieszeniem będzie stwierdzenie, że postępują tak nie tylko rodzimi politycy. Jakiś czas temu arcybiskup Józef Michalik opowiadał mi o przygotowaniach do Jubileuszu Młodych w Rzymie w roku 1984, który był zaczątkiem ŚDM. Wspomniał, że władze Wiecznego Miasta oraz ówczesny rząd do ostatniego momentu rzucali organizatorom kłody pod nogi. Ale kiedy okazało się, że do Rzymu przyjechało ok. 200 tys. młodych ludzi, dwie godziny przed wspólną modlitwą z Janem Pawłem II na Placu św. Piotra, do Papieskiej Rady ds. Świeckich zadzwonił z prośbą o zaproszenie premier Włoch, socjalista, Bettino Craxi. Tłumaczył, że „na tak wielkim spotkaniu papieża z młodzieżą nie może go zabraknąć”.

Polscy politycy – niezależnie od opcji – bardzo często lubią odwoływać się do autorytetu św. Jana Pawła II. Warto im zatem nieustannie przypominać jego słowa, które zapisał w adhortacji „Christifideles laici” o powołaniu i misji świeckich w Kościele i świecie: „Sprawowanie władzy politycznej winno mieć za podstawę ducha służby, gdyż tylko on, w połączeniu z konieczną kompetencją i skutecznością działania decyduje o tym, czy poczynania polityków są »jawne« i »czyste«, zgodnie z tym, czego - zresztą słusznie - ludzie od nich wymagają”.

Tomasz Krzyżak

Autor jest dziennikarzem i publicystą „Rzeczpospolitej”