Opozycja postanowiła spędzić święta Bożego Narodzenia na okupacji sali plenarnej Sejmu. Posłowie mają się zmieniać co sześć godzin i siedzieć w parlamencie aż do 10 stycznia. Platforma Obywatelska i Nowoczesna twierdzą, że to wszystko w obronie demokracji, która miała zostać naruszona tydzień temu podczas debaty nad budżetem. Posłowie domagają się powtórki głosowania. Oliwy do ognia dolewa Komitet Obrony Demokracji oraz część mediów. Prawo i Sprawiedliwość twierdzi, że z demokracją wszystko jest w porządku i ustępować nie chce. Liczy na to, że podczas świąt emocje opadną.

Łatwy do rozwiązania konflikt urósł do tego stopnia, że niektórzy politycy twierdzą, że w Polsce rządy są totalitarne, a władza za chwilę wyprowadzi czołgi na ulice. Wzywają do oporu społecznego. Ich argumenty za pośrednictwem moich kolegów z Czerskiej i Wiertniczej padają na podatny grunt czego dowodem były manifestacje w ostatnich dniach przed budynkiem parlamentu. Z drugiej strony PiS miota się i za nic nie chce ustąpić i przyznać się do błędu.

Efekt tego jest taki, że na świecie piszą o nas same najgorsze rzeczy. Wczoraj wieczorem zadzwonił do mnie z Rzymu polski franciszkanin wybierający się na święta do Polski. I całkiem poważnie pytał co się dzieje. Bo podobno jakieś aresztowania się zaczęły. Nie mógł uwierzyć, że to taka prawie „normalna” polska codzienność. Włoska prasa trąbi bowiem o zamachu stanu, itp.

O co chodzi w tym sporze? Skąd taka zaciekłość? Dlaczego żadna ze stron nie chce ustąpić?

Opozycja, która nie ma żadnego pomysłu na to, by słupki poparcia społecznego skoczyły jej w górę wykorzysta każdy moment do tego, by zrobić zadymę. Jej przedstawiciele nie wahają się stawać w jednym szeregu z tymi, którzy w okresie PRL wsadzali ich do więzień i brutalnie bili. Wydaje się, że nauczeni „czarnym protestem” wierzą w to, że gdy wyprowadzą na ulice ludzi, PiS ustąpi. Więc siedzą.

PiS przyjęło twardą narrację, bo boi się, że gdy teraz ustąpi będzie musiało robić to po raz kolejny, i kolejny. W myśl porzekadła: „dasz palec, to wezmą całą rękę”. Woli zatem iść na konfrontację choć dla świętego spokoju mogłoby przecież zgodzić się na powtórkę głosowania nad budżetem. Dysponuje odpowiednią większością, więc kolejne głosowanie byłoby tylko formalnością.

Obie strony bardzo chętnie odwołują się w tym sporze do tzw. dobra wspólnego. Problem w tym, że całkiem inaczej je pojmują. Owo dobro wspólne to naród, a ten na podziale cierpi najwięcej. Teoretycznie i z jednej, i drugiej strony padają wezwania do zgody, do dialogu. Sęk w tym, że nikt nie chce być tym pierwszym, który przyjdzie i zaproponuje rozmowy. Dialog w istocie toczy się jedynie za pośrednictwem mediów. Mediacje prezydenta nie przyniosły rezultatów. Żadna ze stron nie odpowiedziała na słowa kardynała Kazimierza Nycza, który stwierdził, że jak będzie trzeba to pójdzie do Sejmu raz jeszcze z opłatkiem, by spór się zakończył.

Po obu stronach widać sporo hipokryzji. PiS jednego dnia wieczorem jedzie modlić się na Jasną Górę, a następnego nie potrafi przyznać się do błędów i wali w opozycję. Ta ostatnia głucha na jakiekolwiek argumenty nie przychodzi nawet na opłatek do Senatu. I tak to się w kółko kręci. I będzie tematem rozmów przy wigilijnych i świątecznych stołach. Będzie dzieliło polskie rodziny.

Kiedy rozmyślam nad tym wszystkim przypomina mi się pielgrzymka Jana Pawła do Polski z 1991 roku. Byliśmy wtedy u progu przemian, a papież w swoich homiliach wielokrotnie mówił o wolności. W Płocku wypowiedział m.in. takie słowa: „Polacy już nieraz umieli być wolnymi. Umieli swoje umiłowanie wolności przekształcać w twórczość, przymierze, solidarność. Umieli swoje umiłowanie wolności przekształcać także w ofiarę. Nie jest frazesem to zdanie: »Za wolność waszą i naszą«. Oczywiście, nie zapominajmy, że dzieje przyniosły nam straszliwą lekcję, bolesną lekcję wolności nadużytej do obłędu. Nadużytej do obłędu! Czymże była - w kontekście Konstytucji 3 maja - Targowica? Ale potem zaczął się na nowo proces pozyskiwania wolności za wielką cenę. Tę cenę płaciły pokolenia. Tę cenę płaciło również nasze pokolenie. Tę cenę w wysokiej mierze zapłaciło pokolenie II wojny światowej. Dlatego też pozwólcie mi być dobrej myśli; pozwólcie mi być dobrej myśli i pomóżcie papieżowi, żeby się nie musiał martwić”.

A w Warszawie do ówczesnych władz państwowych mówił: „Wolność zawsze jest wyzwaniem. A władza jest wyzwaniem wolności. Nie można jej sprawować inaczej, jak tylko służąc!”.

Wydaje się, że zaledwie po 25 latach jakie minęły od tamtej pielgrzymki politycy o tym zapomnieli. Wypada zatem powtórzyć raz jeszcze słowa św. Jana Pawła II z Warszawy z 1979 roku i powtórzone w roku 1991: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi”.

Tomasz Krzyżak

Autor jest dziennikarzem i publicystą „Rzeczpospolitej”