Zacznę od kilku zastrzeżeń. Nie jestem wielbicielem islamu i nie sądzę, by można było i nalażało uznawać go za religię pokoju i miłości. Jestem w pełni świadomy ogromnych różnic (także w antropologii), relacji do Boga i rozumienia Go jakie dzielą chrześcijan i muzułmanów. Daleko mi do przekonywania, że islam nie zagraża stabilności Europy. Ale to wszystko nie oznacza, że możemy budować wizję teologicznie nie do usprawiedliwienia, czyli opinię, że wierzymy w innego Boga.

To bowiem zwyczajna nieprawda. Owszem muzułmanie nie wierzą w Bóstwo Chrystusa, doktryna Trójcy Świętej jest dla nich ogromną herezją, sprzeciwem wobec fundamentalnej opinii o absolutnej Jedyności Boga, a Wcielenie narusza przekonanie o tym, że Bóg jest absolutnie Inny. Nie da się także pogodzić opinii Koranu o Maryi czy śmierci Jezusa z tym, co wiemy z Objawienia. Wszystko to prawda i nie ma się o co spierać. Gdyby muzułmanie przyjęli Wcielenie i dogmat Trójcy Świętej to przestaliby być wyznawcami islamu i stali się (czego im szczerze życzę) chrześcijanami. Na razie jednak tak się nie stało, i rozmawiamy o tym, że wierzą w jakiegoś innego Boga, czy w tego samego, choć mocno myląc się, co do Jego natury.

Zacznijmy od filozoficznych i teologicznych fundamentów. Teologicznie nie ma innego Boga. Jest jeden Bóg, którego – jak naucza Kościół – istnienie można poznać z samej natury. I w tego Boga, co do tego nie ma wątpliwości, wierzą muzułmanie. Także dla nich jest On bowiem Stwórcą Wszechświata, twórcą Prawa także prawa naturalnego i wreszcie Kimś, kto się objawia człowiekowi. „Kościół spogląda z szacunkiem także na mahometan, oddających cześć jedynemu Bogu, żywemu i samoistnemu, miłosiernemu i wszechmocnemu, Stwórcy nieba i ziemi, Temu, którzy przemówił to ludzi” - wskazują ojcowie soborowi w „Deklaracji o stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich”. A Jan Paweł II w przemówieniu do młodych Marokańczyków z 1985 roku wyrażał rzecz zupełnie wprost: „Wierzymy w tego samego Boga, w Boga żywego, w Boga, który stworzył świat i doprowadza swe stworzenia do ich doskonałości»

Owszem stworzenie człowieka jest rozumiane inaczej, Prawo rozumiane jest węziej, a o możliwości objawienia poprzez naturę poznawanego trudno dyskutować ze współczesnym islamem (co wspaniale pokazał Benedykt XVI), ale w niczym nie zmienia to faktu, że Bóg, tak jak Go rozumie islam, odnosi nas wprost do Objawienia Boga z natury, a zatem odnosi nas do Boga, w którego wierzymy także i my. Można i należy się spierać o to, czy rzeczywiście jest to Bóg Abrahama, choć akurat w ten sposób określa go Sobór Watykański II, ale nie ma wątpliwości, że jest to Bóg, który daje się poznać także ludzkiemu rozumowi.

I nie może tego zmienić fakt, że muzułmanie wierzą czy pojmuje Boga inaczej niż chrześcijanie. Filozoficznie to dość oczywiste. Z faktu, że inaczej opisujemy, pojmujemy (warto bowiem pamiętać, że chrześcijańskie pojmowanie Boga zakorzenione jest w Objawieniu Boga w Chrystusie, muzułmanie są zaś tego daru pozbawieni i zdani na własne, ułomne przecież siły) Boga, czy jakąkolwiek inną istotę nie wynika przecież, że staje się ona inna, czy że czcimy kogo innego. Nasze poznanie jest zawsze ułomne i nawet patrząc na drugiego człowieka pojmujemy go i postrzegamy inaczej. U podstaw jedności jest jednak nie tyle nasze postrzeganie, ile rzeczywistość. Ona jest i nie może jej zniszczyć nawet błędne czy odmienne postrzeganie. Mocno przypomniał o tym Benedykt XVI w przemówieniu do organizacji dialogu międzyreligijnego podczas swojej pielgrzymki do Ziemi Świętej. „Chociaż różnice, które zgłębiamy w dialogu międzyreligijnym mogą niekiedy wydawać się przeszkodami, nie powinny one rzucać cienia na wspólne poczucie respektu i szacunku dla tego co powszechne, absolutne i dla prawdy, nakazującej ludziom religijnym, aby nade wszystko rozmawiali ze sobą. W istocie wspólnie jesteśmy przekonani, że rzeczywistości transcendentne mają swe źródło we Wszechmogącym i że noszą Jego ślady, które ludzie wierzący nawzajem wyznają wobec siebie, wobec naszych instytucji, społeczeństwa i świata” - podkreślał papież. Jednym słowem to, co odsyła człowieka do Boga ma zawsze źródło w Bogu.

Wszystko, co napisałem nie oznacza, że nie należy dyskutować nad islamem z perspektywy chrześcijańskiej, albo że należy przyjmować muzułmańską perspektywę takiej dyskusji. Nie ma i nie może być wątpliwości, że do natychmiastowego odrzucenia jest – tak często podkreślana przez islam – wspólnota „religii Księgi”. Chrześcijaństwo nie może się tak samoidentyfikować, jest ono bowiem religią Osoby, Wcielonego Boga, Jezusa Chrystusa. Nie litera, nie tekst, ale właśnie Jezus Chrystus, Bóg który stał się człowiekiem jest w Jej centrum. Nie widać także powodów, by nie stawiać pytań o pochodzenie islamu. I to nie tylko z perspektywy historycznej, ale przede wszystkim teologicznej. Można i trzeba stawiać pytanie, czy islam jest tylko religią naturalną, której twórca skorzystał z rozmaitych obecnych wokół niego nurtów kulturowych, by stworzyć własną, czy też można dostrzegać w Koranie jakieś elementy objawienia czy zwiedzenia. Te pytania pozostają otwarte, i warto się nad nimi zatrzymać, przedyskutować je, przeanalizować wszystkie możliwe problemy.

Nie ma też najmniejszych powodów, by w imię dialogu czy szacunku nie mówić o realnych problemach, sporach czy wręcz prześladowaniu chrześcijan. Nasz głos musi brzmieć w tej sprawie niezwykle donośnie, tak jak mocne i zdecydowane powinny być nasze wysiłki misyjne. Pełnia objawienia, pełnia szczęścia i prawdy jest bowiem osiągalna dopiero w Jezusie Chrystusie, i to Jego musimy wciąż na nowo głosić muzułmanom. Ale nie jako jakiegoś innego Boga, ale jako Jedynego i Prawdziwego Boga, Stwórcy Nieba i Ziemi, w którego – choć fałszywie – jednak wierzą. W niepełny, błędny, odcinający ich od pełni i Prawdy, ale jednak realny sposób.

Tomasz P. Terlikowski