Wojna pomiędzy Gazetą Wyborczą a wydającą ją spółką Agora toczy się już właściwie przy całkowicie podniesionej kurtynie a iskry sypią się wokół ze spektakularnym rozmachem. Naczelny Wyborczej Adam Michnik oraz jego zastępca Jarosław Kurski opublikowali właśnie list otwarty, w którym nazwali zarządzających Agorą „macherami od cashu i excela”, zarzucili im też spowodowanie największego kryzysu w historii Gazety, „mściwość, głupotę”, „podłe poniewieranie” pracownikami a także złożyli wobec nich publiczne wotum nieufności.

„Nie możemy dłużej milczeć” - napisali w pierwszych zdaniach swego listu Michnik i Kurski. „Od pięciu z górą miesięcy próbujemy zażegnać największy kryzys w historii „Gazety Wyborczej" wywołany przez Zarząd Agory. 8 czerwca prezes Zarządu Bartosz Hojka postanowił znienacka, bez konsultacji z kierownictwem „Wyborczej", wyrzucić naszego wydawcę, architekta naszego sukcesu Jerzego Wójcika, oraz połączyć „Wyborczą" z portalem Gazeta.pl, który z sukcesami idzie swoją drogą, by stworzyć szkodliwą mieszaninę nieprzystających do siebie treści i modeli biznesowych” – oznajmili naczelny i wcienaczelny Wyborczej.

„Agora szukała oszczędności, więc taki twór pozwoliłby zwolnić część dziennikarzy. Co gorsza, chciano nas pozbawić kontroli nad naszymi subskrypcjami, które są fundamentem finansowej niezależności „Wyborczej" dzisiaj i w przyszłości. O swych zamiarach Zarząd Agory poinformował nas kilka godzin przed ich ogłoszeniem. Solidarna postawa naszego zespołu, kierownictwa redakcji i wielu przyjaciół „Wyborczej" zapobiegła temu potrójnemu – etycznemu, politycznemu i biznesowemu – błędowi” – piszą Michnik i Kurski.

„We wtorek, 23 listopada, Bartosz Hojka – znowu znienacka – zwolnił dyscyplinarnie Jerzego Wójcika, naszego wydawcę. Znają Państwo te metody. Teraz to się robi z domu. Zdalnie. Po 30 latach pracy przychodzi e-mail, potem odłączają konto pocztowe, nie działa karta, zabierają telefon, komputer. I za drzwi. Żadnych praw. Tak wygląda „etyka" w spółce, której management ma pełne usta wzniosłych słów. A tu, proszę, podłe sponiewieranie pracownika” – czytamy dalej.

„Pytamy więc publicznie ten Zarząd: Bartosza Hojkę, Annę Kryńską, Tomasza Jagiełłę, Tomasza Grabowskiego, Agnieszkę Siuzdak, a także patronującą im Wandę Rapaczyński: Czy to wasza zajadła mściwość, głupota, czy błąd? Pytamy też naszą „matkę założycielkę", właścicielkę złotej akcji Helenę Łuczywo. Jest to pytanie bolesne dla zespołu i kierownictwa redakcji: Dlaczego na to wszystko pozwalasz? Heleno, dlaczego godzisz się na powolne niszczenie także dzieła swego życia? Czy naprawdę uważasz, że o los „Wyborczej" lepiej zadba korporacja niż sam zespół „Gazety Wyborczej"? – pytają redaktorzy Gazety.

I konkludują: „Oświadczamy więc: kierownictwo „Gazety Wyborczej" całkowicie utraciło do Zarządu Agory zaufanie i składa wobec niego wotum nieufność”.

Trzeba przyznać, że na przestrzeni ostatnich kilku lat Adam Michnik, z człowieka, który przez bardzo długi czas mógł czuć się osobą o ogromnym wpływie na polską rzeczywistość i który szydził, że wspierany przez niego obóz polityczny może utracić władzę wyłącznie wówczas, gdy prezydent Komorowski przejedzie na pasach zakonnicę w ciąży, został zdegradowany do roli redaktora, który wydaje się nie mieć już nawet zbyt istotnego wpływu na gazetę, którą tworzy. Tak to już bywa, że pycha często kroczy przed upadkiem, Panie Adamie.

 

ren/wyborcza.pl