Cztery lata po ogłoszeniu przez papieża Piusa IX dogmatu o Niepokalanym Poczęciu Matka Boża zjawiła się ubogiej pasterce – św. Bernadecie Soubirous. Po raz pierwszy 14 – latka Matkę Bożą ujrzała 11 lutego 1858 roku. Do 16 lipca 1858 roku (tego dnia miało miejsce ostatnie objawienie) pasterka 18 razy widziała Dobrą Panią. W czasie objawień Maryja wzywała do modlitwy i postu. 25 marca powiedziała do wizjonerki: „Jam jest Niepokalane Poczęcie.”

Jako miejsce swoich objawień w połowie XIX wieku Matka Boża wybrała Grotę Massabielską w Lourdes. Obecnie do tej malowniczo położonej w Pirenejach miejscowości rocznie przybywają miliony pielgrzymów. Wierni pielgrzymujący do miejsca objawień proszą Matkę Bożą przed wszystkim o zdrowie. Dotychczas Kościół oficjalnie uznał 69 cudów.

Pierwsze cudowne uzdrowienie w Grocie Massabielskiej miało miejsce 1 marca 1858 roku. Bernadeta została poproszona przez pewną kobietę, by pomodliła się na różańcu w obecności Pani. Przed grotę przeszła także prosta chłopka – Katarzyna Latapie z dwojgiem dzieci. W 1856 r. po upadku z drzewa zwichnęła ramię oraz złamała kości nadgarstka i palców. Choć leczenie zakończono wciąż nie mogła poruszać dłonią, a dwa palce pozostały krzywe. Pchana jakąś wewnętrzną siłą obmyła dłoń w wodzie źródła, które wybiło w czasie objawień. Ze zdumieniem stwierdziła, że odzyskała dawną sprawność.

Kolejnego cudu za wstawiennictwem Matki Bożej doświadczył Henryk Lasserre, znany we Francji literat i publicysta. Mężczyźnie groziła ślepota. Jego przyjaciel Karol Fraycient, późniejszy minister wojny, protestant, poradził mu, by użył wody ze źródła w Lourdes. Tak też zrobił. Woda natychmiast go uzdrowiła. Literat do końca życia nie miał problemów ze wzrokiem. O cudzie uzdrowienia Lasserre, w książce „Niepokalana z Lourdes”, napisał: .

„Przez długie lata cieszyłem się doskonałym wzrokiem. Nagle, latem 1862 roku, zaczął się on stopniowo pogarszać. Przypisywałem to przeforsowaniu, ponieważ przez kilka tygodni pracowałem inten­sywnie do późnej nocy. Postanowiłem nieco wypocząć; lecz mimo to naprawa nie następowała. Przeciwnie, pogorszenie stale postę­powało, zapisane przez okulistę środki nic nie pomagały. Zwróciłem się do innego lekarza, który cierpienie przypisał ogólnemu przemę­czeniu i zalecił wypoczynek na wsi. Wyjechałem więc z Paryża do majątku mojej matki, gdzie całe dnie spędzałem na świeżym powietrzu, nic nie robiąc. Ale choroba wciąż postępowała, przeczytanie trzech wierszy książki wystarczałoby w głębi gałek ocznych wywołać nieznośny ból i zamglenie wzroku. Poważnie zaniepokojony, powróciłem do Paryża, gdzie serdeczny mój przyjaciel namówił mnie, abym udał się do dr Giraud, jednego z najsłynniejszych specjalistów. Tak też uczyniłem, a sprawa była widocznie poważna, skoro doktor po zbadaniu mnie zażądał konsylium z udziałem drugiego znanego specjalisty, dr Desmares. Rezultatem tej narady i badań przy pomocy specjalnej aparatury było przepisanie ciemnych okularów i absolutny zakaz czytania.

-Źle ze mną – pomyślałem – widocznie tracę wzrok i nawet leki pomogą, skoro mi żadnych nie przepisali. Zwierzyłem się z tych podejrzeń przyjacielowi, który mnie wyśmiał. Lecz po kilku dniach powrócił do rozmowy.

-Słuchaj – rzekł mi – a gdybyś tak spróbował wody z Lourdes? Tyle piszą o tych cudownych uzdrowieniach. Może i Tobie pomoże.

Rada mego przyjaciela zastanowiła mnie z dwóch powodów. Po pierwsze jest on kalwinem i co za tym idzie, w cuda wierzyć nie może, a po wtóre, musiał dowiedzieć się od poleconego przez siebie okulisty, że moje obawy są słuszne. Okazało się, że tak jest istotnie. Przyciśnięty przeze mnie do muru dr Giraud wyznał mi w końcu, że stwierdził sklerozę gałek ocznych i będące jej następstwem odklejanie się siatkówki. Grożące mi całkowite jej odklejenie jest równoznaczne z nieuleczalną ślepotą. Przyjaciel mój wiedział o tym i jego rada, abym szukał ratunku w cudzie, była po prostu przygotowaniem mnie do katastrofy. (…)

-Użycie wody z Lourdes uważam za próbę, której nie wolno ci pominąć, choćby jej pozytywny wynik miał ci się zdawać najmniej prawdopodobny. A ponieważ uznaję działania zgodne z logiką, uważam, że każda próba powinna być wykonana dokładnie, to znaczy tak, jak tego wymaga twoja religia. Będąc na twoim miejscu poszedłbym do spowiedzi, napisałbym do Lourdes z prośbą o przy­ słanie wody i spróbowałbym jej mocy. (…)

- Woda już nadeszła – powiedziałem mu – mam ją u siebie, lecz przesyłki nie rozpieczętowałem. A wiesz dlaczego? Po prostu boję się obowiązków, jakie to uzdrowienie może na mnie włożyć. Gdyby mnie uleczył lekarz, to zapłaciłbym mu honorarium i sprawa byłaby załatwiona, nie pozostałbym dłużnikiem. Ale pozostanę nim na zawsze wobec Boga, jeśli uzdrowi mnie Swą łaską. Jeślibym doznał cudu, zaciągnąłbym obowiązek wyrzeczenia się wszystkiego i zmiany życia. A takim jestem tchórzem, że się tego boję. Sądzisz może, że cofam się przed użyciem wody z Lourdes w obawie, że cud nie nastąpi i że utracę nadzieję ratunku? Mylisz się. Ja teraz boję się, że cud może nastąpić!

– Mogę tylko powtórzyć to, – odrzekł przyjaciel – co ci już raz powiedziałem: idź do spowiedzi.

–Dziwny z ciebie kalwin. Pożegnałem się i prosto od niego poszedłem do księdza Ferrand, niegdyś mego spowiednika, z którym – niestety – już od dawna się nie widziałem. Nie było go w domu. Powiedziano mi, że wróci dopiero późnym wieczorem. Wzrok miałem już tak słaby, że musiałem iść ostrożnie i powoli, aby nie potrącać przechodniów, których sylwetki widziałem jak przez mgłę. Świat zewnętrzny rysował mi się coraz mniej wyraźnie i może dlatego coraz silniej rozrastał się świat wewnętrzny, w którym Bóg miał swe miejsce, bom przecież wiary nie utracił. Pełen głębokich i poważnych myśli wróciłem powolnym krokiem do domu. Ułomność ludzka szuka zawsze usprawiedliwienia dla własnych grzechów. Nie brakowało ich w moim życiu, więc jakże mogłem oczekiwać od Boga cudu, nie wzbudziwszy w sobie żalu. Otworzyłem skrzyneczkę. Była w niej butelka z wodą i mała Książeczka, której tytuł z trudem odcyfrowałem, z opisem objawień w Lourdes. Pogrążony w myślach, klęknąłem przy łóżku. Dawno nie odmawiane pacierze znalazły się na moich ustach, a z serca popłynęła gorąca, pokorna prośba. Jakaś obawa wstrzymała mnie przed odkorkowaniem butelki zanim się wyspowiadam, a jednocześnie popychała do tego gwałtowna chęć. Z ust wyrwała się mi modlitwa: <Boże wszechmogący, odpuść mi grzechy! A Ty, Bogarodzico, ulituj się nade mną! Usuń ślepotę mej duszy i mych oczu!>. Uczułem przypływ gorącej i silnej wiary… odkorkowałem butelkę… ulałem na spodek wody i zamoczywszy w niej chusteczkę, przetarłem nią natychmiast czoło i oczy. Wszystko to razem trwało niecałą minutę. Któż zdoła sobie zdać sprawę z uczucia, jakiego doznałem? Nie potrafię określić tego słowami: było to uczucie radości, graniczącej nieomal z przerażeniem. Ledwie dotknąłem zwilżoną chusteczką powiek i otworzyłem oczy, wisząca nad nimi mgła rozwiała się błyskawicznie bez śladu! Dzień był jasny, przedmioty wyraźne, widziałem najdrobniejsze szczegóły, tak jak przed rokiem. Uleczenie to było zupełnie nagłe, Nie wierzyłem własnym zmysłom. Myślałem, że śnię. Ukląkłem ponownie i dziękowałem Bogu. <Jestem uleczony! Jestem uleczony!> – powtarzałem sobie nieustannie nie mogąc opanować radości i sięgnąłem do szafy z książeczką. Nie! Pierwszą, jaką po tylu miesiącach wezmę do ręki, będzie ta, którą mi przysłano z Lourdes, i zacząłem ją czytać. Czytałem znakomicie, jak dawniej. Z mego kalectwa nie pozostało ani śladu. Przeczytałem bez odpoczynku 104 strony i gdy na 105 zamknąłem książkę to dlatego, że zapadł zmrok. (…)

<Czyż muszę dodawać, że moje uzdrowienie było drogą, którą Bóg wywiódł go z błędu i przyprowadził do Kościoła?>.”

W lipcu 2013 roku Kościół oficjalnie uznał 69. cud uzdrowienia jaki miał miejsce we francuskim sanktuarium. Problemy ze zdrowiem Danila Castelli zaczęła odczuwać gdy miała 34 lata. Zdiagnozowano u niej proces nowotworowy. W ramach leczenia usunięto jej narządy rodne oraz część trzustki. Mimo to jej stan się pogarszał. Jej mąż, lekarz, zaplanował operację w Mayo w USA (1989 r.). Chora przed podróżą udała na pielgrzymkę do Lourdes. Zdecydowała się na kąpiel w cudownej wodzie. Zaraz po wynurzeniu poczuła się zupełnie dobrze.

Pielgrzymujący z Danile do Lourdes mąż, gdy tylko ją zobaczył powiedział: „Danila, wiem, że wszystko już minęło. Wiem, że wszystko jest za nami!”.

„Dziękuje Najświętszej Maryi Pannie za całą radość, jaką otrzymała; nie tylko za radość z uzdrowionego ciała – co także jest ważne, bo zdrowie to dar od Boga i musimy je chronić i prosić o nie (…) – ale także za radość, którą Pan dawał mi przez całe moje życie, odkąd tylko pamiętam” – powiedziała w wywiadzie uzdrowiona kobieta.

Od czasu objawień Matki Bożej do Biura Lourdes ds. Obserwacji Medycznej zgłoszono już ponad 7000 cudów, z których oficjalnie uznanych przez biskupów zostało 69. Większość uzdrowionych pochodzi z Francji.

Agata Bruchwald