Skandal z arcybiskupem O'Brienem (który do winy już się przyznał), zakup na mieszkania dla księży i kardynałów luksusowego apartamentowca z sauną gejowską (miłosiernie pominę opis atrakcji, jakimi mogą się w nim cieszyć klienci), a także przecieki medialne o szantażowaniu hierarchów związanych z homolobby nie powinny być traktowane tylko jako atak na Kościół. Są one nim oczywiście, lewicowe i liberalne media wyciągają akurat teraz te sprawy, by szantażować kardynałów i wymuszać na nich jakieś decyzje. To nie ulega wątpliwości, i trzeba mieć tego świadomość, gdy czytamy kolejne doniesienia o takich sprawach. Ale niestety wiele wskazuje na to, że ten szantaż i to wymuszanie są możliwe tylko dlatego, że homolobby rzeczywiście istnieje. I to z nim, a nie z mediami trzeba się obecnie zmierzyć.

Tylko konsekwentna polityka „zero tolerancji”, czyli oczyszczenia z osób o takich skłonnościach każdego poziomu struktury Kościoła może zakończyć problem. Udawanie, że go nie ma, uciekanie od niego, przesuwanie osób o pewnych skłonnościach z miejsca w miejsce – może tylko pogorszyć sytuację. Homoherezja i homolobby zrobiły już wystarczająco dużo, by zniszczyć Kościół, by dać liberalnym mediom okazję do Jego atakowania. Benedykt XVI zaczął już realizować taką politykę, a teraz my musimy się modlić, aby nowy papież miał wystarczająco dużo siły, by walkę tę nie tylko kontynuować, ale i by doprowadzić do zdecydowanych zmian w kurii rzymskiej i w tych miejscach Kościoła, które z tymi zjawiskami nie chcą walczyć.

Walka z homolobby nie wynika jednak tylko z troski o wizerunek Kościoła, ale przede wszystkim ze świadomości, że ktoś, kto nie jest w pełni mężczyzną nie może być kapłanem, a ktoś kto trwa w grzechu i tworzy struktury konieczne do obrony swojego stylu życia ma tendencje do utraty wiary. Spór z homolobby jest zatem sporem o wiarę i o to, czy będzie ona w wyrazisty sposób głoszona we współczesnym świecie.

Tomasz P. Terlikowski