Zaczęło się od cudu, rozmnożenie chleba, cudownego prowadzenia i pomocy. Jezus pokazał swoją moc. A potem przyszła codzienność. Ciemność, burza, samotność, przerażenie, świadomość, że sami nie dajemy rady. Wydawało się, że Jego nie było, nie ma z nami. I tylko gdzieś spoza grzmotów, cierpienia, poczucia samotności, bycia ofiarą, żalu i rosnącego przerażenia przebijał się głos: „nie bójcie się” i przypomnienie, że On jest Bogiem mojego życia, On kieruje miotaną falami, pragnieniami, czasem moimi grzechami łódeczką. Jeśli tylko Mu pozwolę, jeśli tylko Go zobaczę i usłyszę. Jeśli nie skupię się na lęku i samotności tak bardzo, że przesłoni mi on Jego.

Tomasz Terlikowski @ Facebook