Cała historia rozpoczęła się w roku 2009. Wioletta Szwak urodziła przy pomocy cesarskiego cięcia córeczkę Róże. A lekarka, która uznała, że kobieta ma już wystarczająco dużo dzieci, a do tego nie jest – jej zdaniem – odpowiednio do rodzicielstwa przygotowana – wysterylizowała ją, bez jej wiedzy i zgody. O sterylizacji pani Wioletta dowiedziała się przypadkiem, przy okazji, sprawy sądowej (bo dyrektor szpitala i pielęgniarka środowiskowa wnioskowali do sądu o odebranie jej opieki nad dzieckiem, co się stało) dowiedziała się o tym. Róża i pozostałe dzieci zostały jej dość szybko zwrócone (nie ma co ukrywać, że za sprawą medialnego szumu), a w sądach kolejnych instancji rozpoczął się proces. Obecnie dobiegł on końca. Lekarka została prawomocnie skazana na dwa lata w zawieszeniu, a szpital wypłacił ustaloną, choć niejawną, sumę odszkodowania. W obu przypadkach przyczyną jest ciężkie uszkodzenie ciała, czyli właśnie sterylizacja.

Ten wyrok cieszy. I to z kilku powodów. Po pierwsze przypomina, że lekarz nie ma prawa decydować za swojego pacjenta, co jest dla  niego dobre; nie ma prawa decydować ile kto ma mieć dzieci, i pozbawiać go jednej z najpiękniejszych darów jakim jest rodzicielstwo. Nie on jest Bogiem, i nie on ma decydować o takich sprawach. Po drugie przypomina on, że sterylizacja jest nie tylko zakazana, ale w istocie jest ona… okaleczaniem zdrowego człowieka. A na to, bez realnych wskazań medycznych (a takim wskazaniem nie jest opinia, że ktoś ma już za dużo dzieci) nie może być zgody.

Ale z tego wyroku można wyprowadzić jeszcze jedno pytanie: czy jeśli sterylizacja (czyli stałe ubezpłodnienie bez należytego powodu) jest okaleczeniem, za które można  i trzeba lekarza skazać na dwa lata w zawieszeniu, to jak określić czasowe, także za sprawą decyzji lekarskiej, ubezpłodnienia? Antykoncepcja działa przecież (nie zawsze w odwracalny sposób), jak sterylizacja, jest pozbawieniem kobiety jednego z wymiarów jej zdrowia. Płodność, wbrew temu, do czego przekonuje nas współczesna kultura, nie jest przecież objawem choroby czy zagrożeniem, ale dowodem zdrowia kobiety. Podanie antykoncepcji jest zaś zniszczeniem stanu zdrowia, a zatem działaniem na szkodę pacjentki. I nie ma przy tym znaczenia to, czy ona sama tego chce, czy też nie. Obcięcie komuś nogi jest przestępstwem (tak jak sterylizacja), wsadzenie zaś zdrowej ręki do gipsu, by spełnić prośbę pacjenta jest poważnym błędem w sztuce lekarskiej, za który można by otrzymać niezłe odszkodowanie. I nie ma co ukrywać podobnie można i należy traktować podawanie antykoncepcji. Mam nadzieję, że takie czasy kiedyś nadejdą. A na razie trzeba się cieszyć z wyroku w sprawie sterylizacji, bo to krok w dobrym kierunku.

Tomasz P. Terlikowski