Jeśli chcemy, żeby nasze dzieci znały Europę czerpiącą z chrześcijaństwa, żeby znały Europę, nad którą górują krzyże, a nie muzułmańskie symbole, trzeba wyraźnie postawić tamę islamskiej inwazji na nasz kontynent. Inwazji, która ma oblicze nie uciekającej przed wojną matki czy dziecka, a terrorysty samobójcy, który w imię Allaha wysadza w powietrze niewinnych ludzi.  To, że nasz rząd tak jasno wyraził swoje stanowisko wobec imigrantów w kontekście belgijskich zamachów, nie jest bynajmniej powodem do wstydu, jak przekonuje Jan Hartman, tylko raczej zdrowym rozsądkiem i obroną swoich obywateli przed tragicznymi działaniami terrorystów wmieszanych w tłum uchodźców. Zresztą filozof sam przyznaje: „Terroryści w Europie już są. Kolejni mają lepsze sposoby, by przedostać się do Europy niż maskowanie się pośród uchodźców. Nie zmienia to faktu, że z pewnością pośród uchodźców są osoby niepożądane”. Niepożądane, które pracują nad tym, jak unicestwić Europę. Nie ma to jak zaprosić gości i biernie przyglądać się temu, jak demolują oni to, co własnymi rękami i własną pracą zbudowaliśmy. Przecież to absurd.

Absurdem jest także bagatelizowanie zagrożenia, płynącego wraz z niekontrolowanym napływem uchodźców. Prawdą jest, że brakuje należytej kontroli, z czego powoli zaczynają zdawać sobie sprawę europejscy przywódcy. Tyle że to nie żadna ksenofobia, a stanięcie w prawdzie, że pewien problem wymknął się spod kontroli. Dziś przypomniał o tym Marek Magierowski z Kancelarii Prezydenta: „To jest problem całej Unii Europejskiej, która do tej pory nie była w stanie stworzyć takiego systemu, m.in. systemu tzw. hotspotów, nazywanych z angielska, gdzie ci imigranci przybywający do Europy mieliby być sprawdzani i bardzo dokładnie kontrolowani przed rozlokowaniem ich w poszczególnych  krajach Unii Europejskiej... (…) Te hotspoty nie działają, nie funkcjonują, tym samym pani premier ma absolutną rację mówiąc, że bez dobrze działających hotspotów, bez dobrze działającego systemu żaden kraj, ani Polska ani Hiszpania, ani Niemcy, ani Austria nie jest w stanie w sposób całkowity zapanować nad tym problemem”.

Nie oznacza to przecież, że Polacy pomagać nie zamierzają. Pomoc uchodźcom, tak bardzo odległym nam kulturowo, to przecież nie tylko przyjęcie ich do naszego kraju. To przede wszystkim szereg przedsięwzięć, które mogą być realizowane tam na miejscu, gdzie potrzebujące pomocy ofiary się znajdują. I jest to często pomoc znacznie skuteczniejsza. I także oparta na wartościach solidarności z ofiarami wojen czy prześladowań. Caritas Polska, Pomoc Kociołowi  w Potrzebie – to tylko niektóre organizacje cały czas pomagające uchodźcom i przekazujące na tę pomoc bardzo konkretne pieniądze. Pieniądze dla tych, którzy chcą wrócić do normalnego życia w swoich ojczyznach. Oni nie chcą do nas przyjeżdżać. Warto także zauważyć, że to nie Arabowie są problemem. Polska wielokrotnie zapewiała, że przyjmie uchodźców chrześcijan. Problemem jest islam. I islamscy terroryści.  Tego Jan Hartman również zdaje się nie zauważać.

Okazanie współczucia czy solidarność z ofiarami to jedna sprawa, inna to ochrona własnych obywateli. Islamscy terroryści podkładają bomby, niszczą Europę, a my mamy ich witać z otwartymi ramionami i ich gościć, jak gdyby nigdy nic, bo w sumie do obecności terrorystów powinniśmy się przyzwyczaić. Hiszpania, Francja, Belgia. Zapowiedzi kolejnych zamachów, a my pozwalamy, by pod naszym nosem rosły w siłę organizacje terrorystyczne.  Dodatkowo za nasze pieniądze.

„W dniu kolejnej tragedii zamiast okazać współczucie i solidarność z ofiarami ISIS, którymi są w przygniatającej większości Arabowie z Syrii i Iraku, lecz bywają nimi również Francuzi, Belgowie i inni Europejczycy, premier Polski ściśle realizuje plan zamachowców. Czyż nie tego bowiem chcą terroryści, aby europejska solidarność legła w gruzach, a każde z państw Unii zamknęło się zalęknione w swoich granicach?” – pyta Jan Hartman. Dziś jest już za późno na to, żeby zastanawiać się, czy pomoc uchodźcom podkopie europejską solidarność, czy ją wzmocni. Jeśli dziś w czymś Europa ma być solidarna to przede wszystkim w stawianiu czoła terroryzmowi. Realnie, a nie pisząc na chodnikach listy do terrorystów, nie dając im kwiaty. Realnie, czyli także budując mur bezpieczeństwa. „Odmowa symbolicznego udziału w relokacji uchodźców, którzy zresztą bynajmniej o pobycie w Polsce nie marzą, oznacza wyzwanie rzucone europejskiej solidarności. Ta egoistyczna postawa, połączona z krzewieniem przez polski rząd narowów ksenofobii, budzi rozczarowanie i gniew – i to zarówno polityków, jak i zwykłych Niemców, Francuzów, Szwedów, Brytyjczyków czy Holendrów. Kraje Europy zachodniej przyjęły w ciągu minionych 35 lat kilka milionów emigrantów z Polski, w kilku falach. Wśród tych emigrantów nie brakowało i nie brakuje elementów niepożądanych, łącznie z pospolitymi kryminalistami’ – pisze Hartman. Czy doprawdy Jan Hartman nie dostrzega tej subtelnej różnicy, że my nie dyskutujemy o przyjęciu osób z naszego kręgu kulturowego, my nie zastanawiamy się, czy mamy otworzyć nasze domy dla Holendrów czy Brytyjczyków. My mówimy o ludziach, którzy wielokrotnie w ostatnim czasie pokazali, jaki mają stosunek do Europy i jakie mają wobec niej plany.

Ile więc ludzi musi jeszcze zginąć, ile zamachów Europa musi przeżyć, żeby ludzie myślący tak jak Jan Hartman przejrzeli na oczy i zechcieli dostrzec realne niebezpieczeństwo? „Trzeba nie mieć sumienia, aby powiedzieć ludziom uciekającym przez bombami spadającymi na ich domy: nie chcemy was, bo za wami przyjdą wasi prześladowcy i będę się na nas mścić. Czy naprawdę myślicie, że ci ludzie rzucają wszystko i uciekają, bo „za mało zarabiają”? Czy naprawdę myślicie, że człowiek uchodzący przed wojną i śmiercią przybędzie do nas, by podkładać nam bomby? Odrobinę wyobraźni i empatii!” – pisze Hartman. A ja odpowiadam, że trzeba nie mieć wyobraźni, by nie wyciągnąć wniosków z tego, co stało się we Francji, Belgii czy Hiszpanii. Jeśli Europa się nie ocknie, jeśli się nie przebudzi, jeśli nie stanie w prawdzie – zniknie. W miejsce chrześcijaństwa zatriumfuje islam. Czy o takiej przyszłości marzy Jan Hartman?

Małgorzata Terlikowska