Jak bym nie opowiadała o swoim doświadczeniu wielodzietności – zawsze będzie źle. Jak opowiadam, jaka to niesamowita przygoda, ile zyskujemy jako rodzice, mając kilkoro dzieci, ile zyskują dzieci mając rodzeństwo – słyszę, że lukruję rzeczywistość. Kiedy ponarzekam, że bywa ciężko, bo kolejny tydzień dzieci chorują, albo ile pieniędzy wydałam na ostatnie zakupy – słyszę, że trzeba było tyle dzieci nie rodzić, byłoby prościej.

Pewnie by i było, tylko czy w życiu chodzi o to, żeby było łatwo i prosto. Każde, nawet najlepsze sanatorium pewnie kiedyś się znudzi, więc żeby poczuć smak życia trzeba też się zmęczyć. A przy gromadce dzieci to nie jest trudne. Tylko że swojego rodzicielstwa na tym trudzie nie chcę budować. Bo to sensu nie ma. Istotą dużej rodziny nie jest zmęczenie, tylko ogrom relacji, jakie w niej zachodzą. I to je trzeba pielęgnować i rozwijać. Bo to one będą potem procentować w przyszłości.

Według portalu NaTemat rodzina wielodzietna (w Polsce to już rodzina z trojgiem dzieci) to rodzina przeidealizowana, w której dzieci przede wszystkim tracą, a nie zyskują. Tracą, bo uwaga rodziców podzielona jest na większą liczbę dzieci, w związku z czym nie są one tak dopilnowane jak te z mniejszych rodzin. Rodziny wielodzietne są statystycznie biedniejsze, więc i mniejsze w takich rodzinach są chociażby nakłady na edukację. Jako dowód na swoją tezę przytaczają badania ekonomistów. Chinhui Juhn, Yona Rubinstein i C. Andrew Zuppann doszli do wniosku, że „wraz z powiększeniem rodziny o kolejne dziecko rodzeństwo wykazywało większe zaburzenia w zdolnościach poznawczych, sprawiało więcej kłopotów wychowawczych i osiągało gorsze rezultaty w dorosłym życiu”. Nie wiem, czy eksperci duże rodziny znają tylko ze strony statystyki, czy także sami mają takie doświadczenie, niemniej wnioski, do których dochodzą, są dość zaskakujące.

Zdaniem owych ekspertów „wraz z pojawieniem się nowego członka rodziny zainteresowanie rodziców starszym rodzeństwem zmalało o 3 proc., a wynik ich zdolności poznawczych o prawie tyle samo. Co więcej, u większości rodzin narodziny kolejnego dziecka powodowało, że poprzednie dzieci zaczęły sprawiać więcej problemów wychowawczych”. Eksperci od ekonomii niestety nie zauważają, że nawet jeśli uwaga rodziców zmalała, bo więcej czasu poświęcali niemowlęciu, to jednak w to miejsce weszła uwaga rodzeństwa. Wspólne zabawy, wspólna nauka, wzajemna pomoc – to są te elementy, których nigdy nie doświadczy dziecko, które rodzeństwa nie ma. Jest tu jeszcze jeden aspekt wart podkreślenia. Bardzo często w rodzinach wielodzietnych mama nie pracuje zawodowo, lub pracuje w niewielkim wymiarze godzin, przez większość czasu po prostu jest z dziećmi. Szereg czynności domowych można wykonywać razem, przy okazji nieźle się bawiąc. I to jest ta ogromna wartość, którą po latach dzieci wspominają. O ile w rodzinie, w której jest jedno dziecko, rodzic jest nie tylko rodzicem, ale też kolegą czy towarzyszem zabaw, o tyle w dużych rodzinach rodzic pozostaje rodzicem, bo do zabawy jest rodzeństwo.

Duża rodzina to nie tylko deficyt uwagi rodziców, ale też spadek jakości edukacji – straszy portal NaTemat. „Nie jest to akurat nic zaskakującego, ponieważ w rodzinach z wyższą niż przeciętna liczbą dzieci inwestycje w edukację swoich podopiecznych przez rodziców rozkładają się na większą liczbą wychowanków i przynoszą mniejszy efekt dla każdego z osobna”. Tymczasem tym badaniom można przeciwstawić szereg innych badań, które całkowicie przeczą tezom i wnioskom cytowanych ekspertów. Polskie rodziny wielodzietne bardzo gruntownie przebadała T. Gubernat. „Badana grupa dzieci z rodzin wielodzietnych w istotny sposób wyprzedzała w nauce statystycznych uczniów i studentów” – to wniosek z tych badań. Warto w tym kontekście przywołać też bardziej szczegółowe wnioski: „Rodzice starają się pomóc wszystkim dzieciom w zdobywaniu sukcesu, mając na uwadze każde z nich; ważne jest, że nie zabraniają ani nie narzucają im własnej woli; W zdobywaniu sukcesów, także w wypełnianiu różnych obowiązków, pomaga młodszym starsze rodzeństwo. W toku rozmów, wspólnych zajęć, zabaw, młodsze dzieci zdobywają informacje i uczą się od starszych dzieci; Starsze rodzeństwo często staje się wzorem, w dużej mierze wyznacza poziom aspiracji i dążeń, a młodsze dzieci starają się im dorównać i to osiągnąć; Dzieci mają duże aspiracje, wiele z nich skończyło studia i w porównaniu ze swoimi rodzicami awansowało społecznie. Statystycznie w porównaniu do ogółu społeczeństwa w Polsce stanowią oni dosyć duży procent ludzi z wyższym wykształceniem”.

Od razu lepiej robi się człowiekowi na sercu. Prawdą jest, że zarówno w rodzinach mniejszych, jak i tych dużych dzieci sprawiają problemy wychowawcze, jedne uczą się lepiej, inne gorzej, ale przyczyną tego nie jest wielodzietność. Gdyby tak było prymusami byliby tylko jedynacy, a tak nie jest.

„Po przeprowadzeniu szczegółowych analiz twórcy raportu wykazali, że podstawowym czynnikiem powodującym spadek wydajności dzieci był czas, jaki rodzice spędzali ze swoimi podopiecznymii” – wskazują ekonomiści. Bo to nie liczba dzieci, a brak czasu rodziców powoduje wspomniane trudności. Nie ma więc co straszyć wielodzietnością i przekonywać, jaką to krzywdę rodzice robią swoim dzieciom, kiedy mają ich więcej niż jedno czy dwoje. Bo to żadna krzywda nie jest. Krzywdą jest świadome pozbawianie dzieci rodzeństwa (nie mówię tu o sytuacji, w której po prostu nie można mieć więcej dzieci). Krzywdą jest takie organizowanie im czasu, że rodziców widzą wyłącznie przed snem. Krzywdą dla dzieci jest nie posiadanie rodzeństwa, a rozwód rodziców. Krzywdą w końcu jest oddanie dzieci w ręce „ekspertów” od wychowania. Dlatego zamiast użalać się nad losem rodzin wielodzietnych, w których krzywda się dzieciom nie dzieje, warto wziąć sobie do serca apel papieża Franciszka: „Nadszedł czas, by ojcowie i matki powrócili z wygnania i w pełni podjęli swoją rolę edukacyjną. Nie można uchylać się przed tym obowiązkiem” – mówił papież. A łatwiej wychowywać kilkoro dzieci niż jedno. Jest to korzystne i dla rodziców, i dla dzieci.

Małgorzata Terlikowska