Temat publicznego karmienia piersią wraca regularnie. I wywołuje zaraz masę komentarzy. Od takich, że to nieestetyczne, że nie wypada, po wielki entuzjazm. Jako matka karmicielka naprawdę nie rozumiem tego całego wzburzenia. Skoro najlepszym pokarmem dla dziecka jest mleko matki, to niech niemowlę je na zdrowie. Gdziekolwiek jest. Ideałem jest oczywiście zaciszny kącik, tak by mama i dziecko mogli w spokoju się nakarmić. Ale nie zawsze jest taka możliwość. Czasem wystarczy odrobina ludzkiej życzliwości. Tyle że z tym bywa najtrudniej.

Miejsce akcji: parlament Hiszpanii. Bohaterowie - Carolina Bescansa z lewicowej partii Podemos i jej pięciomiesięczny syn Diego, którego matka zabrała na pierwsze posiedzenie parlamentu. I ja, jako matka doskonale tę kobietę rozumiem. Dziecko karmione piersią, na żądanie, jest nieprzewidywalne. Lepiej mieć je przy sobie i w porę nakarmić, niż stresować się, że obrady się na przykład przedłużają, a ściągniętego pokarmu zaczyna brakować. Po co podawać dziecku sztuczne mleko czy butelkę, która może zaburzyć odruch ssania, skoro niemowlę może spokojnie zjeść pokarm z piersi matki. Mając dziecko przy sobie, matka jest spokojniejsza, a i dziecko czuje się zdecydowanie bezpieczniej. Nie rozumiem więc tego oburzenia. Więcej zachodu byłoby pewnie z przechodzeniem i wychodzeniem z sali obrad za każdym razem, kiedy dziecko sygnalizowałoby potrzebę jedzenia, niż z dyskretnym nakarmieniem niemowlęcia. Zachowanie hiszpańskiej posłanki zresztą dziwić nie powinno, wcześniej bowiem zapowiadała, że będzie zabierała swojego syna do pracy: „Jeśli matka chce się zajmować swoim dzieckiem, powinna móc to robić gdziekolwiek" - stwierdziła Bescansa.

Okazuje się jednak, że tak naturalna rzecz jak nakarmienie własnego dziecka wywołała falę protestów. Pokrzykiwały feministki (a jakże), że takie obrazki (matki karmiącej piersią dziecko) przyczyniają się do utrwalania stereotypu, że to kobieta powinna zajmować się dzieckiem oraz że odpowiedzialność za dziecko powinna być dzielona po równo między rodziców. Wszystko pięknie, tylko jak ten ojciec nakarmi dziecko piersią. Niech w końcu ktoś opatentuje skuteczny preparat na męską laktację. O ileż prostsze byłoby życie. I to karmienie na zmiany. Marzenie każdej karmiącej mamy.

Krytyki lewicowej posłance nie szczędzili też konserwatyści. Była minister obrony Carme Chacón skomentowała, że oto Parlament stał się żłobkiem, a zachowanie Bescansy było szczerze niepotrzebne. Przypomniała, że podczas swojego urzędowania także karmiła dziecko piersią, ale zawsze w zaciszu swojego biura. Dla innych polityków nakarmienie dziecka piersią było instrumentalizacją tegoż dziecka i wykorzystaniem go do celów politycznych.

Ja tam nie wiem, w jaki sposób można wykorzystać karmienie piersią do celów politycznych. I na pewno pojęcia nie ma ani mały Diego, ani żadne inne dziecko karmione piersią.  To najbardziej naturalna sprawa pod słońcem. Nie jestem co prawda przekonana, czy sala plenarna to najlepsze miejsce dla niemowlęcia, można by na ten temat pewnie długo dyskutować. Natomiast uważam, że karmienie piersią to najlepszy i najzdrowszy sposób żywienia niemowląt i jeśli są tylko ku temu warunki, niech będzie karmione na zdrowie. Publiczne karmienie może być przecież (i zazwyczaj naprawdę jest) bardzo dyskretne. O co więc całe to larum. Komu to tak bardzo przeszkadza?

Małgorzata Terlikowska