Zebrane 100 tysięcy podpisów na miesiąc przed końcem zbiórki cieszy i to bardzo. Okazuje się bowiem, że mimo medialnej propagandy obrzydzającej projekt ustawy całkowicie chroniącej życie, mimo powtarzania w kółko przez środowiska lewicowe i feministyczne kłamstw na temat owego projektu, udało się zebrać wymaganą liczbę podpisów. I jestem przekonana, że będzie ich znacznie, znacznie więcej. Dość wspomnieć, że od pierwszej zbiórki w 2011 roku Fundacja PRO zebrała ponad 1 600 000, słownie – milion sześćset tysięcy podpisów osób, dla których aborcja oznacza nie zabieg, nie prawo kobiety, a najzwyklejsze morderstwo. To jest siła. Siła, której na szczęście nie udało się zagłuszyć „Gazecie Wyborczej” i innym „postępowym” mediom. Siła, której nie udało się oprotestować feministkom. Bo protest w kościele św. Anny to była groteska, która na dobrą sprawę pogrążyła środowiska feministyczne. Siła, która nie przestraszyła się akcji wieszakowej ( to ta akcja polegająca na wysyłaniu do premier Beaty Szydło drucianych wieszaków jako symbolu nielegalnej aborcji).

Wielki szacunek oddać trzeba wolontariuszom zbierającym podpisy. I tym ubranym w charakterystyczne żółte koszulki, i tym prywatnym, którzy angażowali się w zbieranie podpisów. Spotkać ich można było w wielu miejscach w całej Polsce, choć niestety nie wszyscy biskupi wyrazili zgodę, by wolontariusze obecni byli pod kościołami. Ale dali radę. Cieszy bardzo, że wśród nich było mnóstwo młodych ludzi, którzy dla tak ważnej idei jak obrona życia poświęcali swój czas. Z listami w torebce chodziły matki, zachęcały do popisów w szkołach, klasach swoich dzieci, na placach zabaw, w sklepach – wszędzie tam, gdzie można było się zatrzymać i spokojnie porozmawiać, zachęcić, wytłumaczyć, a często sprostować medialne manipulacje. W zbiórkę angażowały się nie tylko kobiety, ale i mężczyźni, i to w dużej mierze młodzi. Chwała im za to.

100 tysięcy podpisów to jeszcze nie koniec zbiorki. Ta bowiem będzie trwała do 26 czerwca. Kto nie podpisał, ma jeszcze szansę: „Potrzeba kilkakrotnie więcej podpisów. Dynamika tegorocznej zbiórki jest znacznie większa niż w latach ubiegłych, gdy przekroczenie 100 tys. następowało około miesiąc później niż obecnie. Do końca czerwca mamy czas na to, aby pokazać, że zakaz zabijania nienarodzonych dzieci to postulat ogromnej rzeszy Polaków” – przeczytać można na stronach Fundacji „Pro – prawo do życia”.

Równolegle do obrońców życia swoją kampanię prowadzą przeciwnicy życia, dla niepoznaki nazywający siebie obrońcami praw kobiet. Oni również wystąpili z inicjatywą obywatelską, tyle że domagającą się całkowitej legalizacji aborcji. „Nie godzimy się na pisowski i kościelny model państwa, w którym kobiety nie mogą decydować o swoim losie. Nie chcemy ustawy antyaborcyjnej autorstwa ePiSkopatu, która wprowadza drakońskie restrykcje wobec kobiet. Dlatego proponujemy rozwiązania, podobne do tych, które obowiązują w większości cywilizowanych państw. Chcemy by to kobiety mogły decydować o swoim życiu i zdrowiu!” – apelowała Barbara Nowacka, pełnomocniczka komitetu „Ratujmy Kobiety”. Wyniki zbiórki publikowane są m.in. na Facebooku. Na razie pod projektem podpisało się 30 tysięcy osób, co zważywszy na medialną kampanię nie jest jakimś oszałamiająco dużym wynikiem. Jeśli miarą cywilizacji jest promocja zabijania, to jest to najprostsza droga do unicestwienia owej cywilizacji.

Zebranie podpisów to dopiero początek. Początek, którego nie można zmarnować. Po złożeniu podpisów w Sejmie, zgodnie z ustawą o wykonywaniu inicjatywy ustawodawczej przez obywateli, w ciągu kolejnych trzech miesięcy musi się odbyć pierwsze czytanie projektu ustawy. Bardzo bym chciała, żeby ustawa ta została przez parlamentarzystów potraktowana poważnie, nie jak śmierdzące jajo, którego strach dotknąć. Nie można bowiem zaprzepaścić tego ogromnego potencjału, który stoi za wolontariuszami, nie można zaprzepaścić ich pracy i zaangażowania. Oni swoje zrobili, teraz czas na tych, którzy pełną ochronę życia obiecali w kampanii wyborczej. Stawka jest niebagatelna – życie ludzkie.

 

Małgorzata Terlikowska