Nagrywanie najbardziej intymnych momentów w życiu przestało już być tabu. Wyspecjalizowane firmy oferują więc nagrywanie nocy poślubnej, czy porodu. Pół biedy jeśli film zostanie jedynie w domowym archiwum. Coraz częstszą praktyką jest publikowanie owych materiałów w Internecie. W jakim celu? Nie wiadomo. Może po to, by przekraczać granice ekshibicjonizmu.

Kilka lat temu rekordy oglądalności bił program „Big Brother”. Kilkanaście osób, wybranych w castingu, zostało zamkniętych w domu Wielkiego Brata. Domu naszpikowanym kamerami. Dorośli ludzie zgadzali się na podglądanie swojego życia, nieprawdziwego zresztą, bo skrojonego na miarę programu. Trudno bowiem być sobą, wiedząc, że to wszystko jedna wielka maskarada. Okazuje się, że miłośników „Big Brothera” i dziś nie brakuje. Tyle że to nie wyselekcjonowani „aktorzy”, a zwykli ludzie.

Co powoduje ludźmi, że gotowi są być inwigilowani i podglądani 24 godziny na dobę? Chęć sławy, pieniądze? Nie wiadomo. Faktem jest, że rodzina z Poznania (rodzice i czworo dzieci) zafundowali sobie Big Brothera do kwadratu, a może jeszcze więcej – do sześcianu. W swoim domu, który winien być chroniony przed wścibskim wzrokiem podglądaczy, zainstalowali kamery. I tak on-line można było śledzić życie rodziny w salonie, kuchni, na balkonie, a nawet (o zgrozo) w pokojach dzieci. Jedynym wolnym od oka kamery pomieszczeniem była łazienka.

Jako że życie w domu, mimo kamer, toczyło się raczej normlanym rytmem, a nie wykreowanym na potrzeby show, bohaterowie zachowywali się dość swobodnie. Nie przebierali więc w słowach – przeklinali i dorośli, i dzieci. Wulgaryzmy to nie jedyna atrakcja (powiedzmy szczerze, bardzo wątpliwa). Dodatkowo podglądacze mogli trafić na inne, jak przebieranie się dzieci czy wykonywanie przez nie intymnych czynności (jakby nie było, to istny raj dla pedofilów).

Rodzina nie tylko zaprosiła podglądaczy do swojego domu, ale też na stronie internetowej (świadomie lub nie) zostawiła niemal wszystkie dane kontaktowe do siebie – adres, telefon czy adres mailowy Skoro tak, to internauci postanowili uatrakcyjnić przekaz. W końcu ileż można oglądać dzieci odrabiające lekcje czy bawiące się klockami, albo panią domu gotującą obiad. I tak, dzwonili i wyzywali członków rodziny (mając przy tym ubaw po pachy przed monitorem), pod ich adres zamawiali duże ilości jedzenia, za pośrednictwem Facebooka wysyłali do dzieci wiadomości z kont ze słowem “pedofil” w nazwie, a w godzinach wieczornych zaprosili im do domu prostytutkę. Poznańska rodzina chyba nie spodziewała się takich zagrywek, więc zgłosiła sprawę na policję jako nękanie.

Czy nękać można kogoś, kto świadomie zaprasza do domu zupełnie nieznajome osoby? Kiedy ktoś puka do drzwi, zawsze mogę tych drzwi nie otworzyć, chroniąc tym samym intymną rodzinną przestrzeń. A jeśli otworzę, a mam wątpliwości, mogę tej osoby za próg domu nie wpuścić. Mogę zaciągnąć zasłony, spuścić rolety, tak by żaden podglądacz przez okna nie zaglądał. Bo dom to oaza bezpieczeństwa, nasz azyl, w którym inwigilowani i podglądani przez wścibskich być sobie raczej nie życzymy.

Tymczasem  umożliwiając śledzenie własnego życia on-line nie mam wpływu na to, kto siedzi przed komputerem i ogląda moje życie. Całą swoją prywatność oddaję w ręce wścibskich osób, które powodowane niezdrową ciekawością, zboczeniami czy zwykłą nudą podglądają rodzinne życie państwa X. Nie mam wpływu na to co zrobią one z nagraniami. I pal sześć, że na taką permanentną inwigilację zgodzili się dorośli. Gorzej, że na równi z nimi bohaterami są kilku- czy kilkunastoletnie dzieci, które mogą sobie nie zdawać do końca sprawy, czemu to wszystko ma służyć. Wygląda na to, że instalując w domu kamery, również i dorośli, którzy wpadli na tak kuriozalny pomysł i wystawili dzieci choćby na łup pedofilów, nie do końca byli świadomi, jak duża stawka wchodzi w grę i jak łatwo nad taką zabawą stracić kontrolę.

Mam nadzieję, że chęć zysku nie odbierze rodzinie z Poznania resztek zdrowego rozsądku i tak jak szybko założyli w domu kamery, tak szybko je odinstalują, tak by życie tej rodziny wróciło do normy. Jeśli po takim eksperymencie o normie może być jeszcze mowa. Po tych wszystkich akcjach trzeba mieć tylko nadzieję, że głupia zabawa, która wymknęła się spod kontroli, nie doprowadzi do rodzinnej tragedii.

 

Małgorzata Terlikowska