Dziwny ostracyzm z marnym tłumaczeniem

- Zadzwoniłam do Teatru Dramatycznego z zapytaniem, dlaczego nie otrzymałam jeszcze zaproszenia na najnowszy spektakl Tryptyk. Persona/Marilyn. Skierowano mnie do Pani Katarzyny Szustow, która powiedziała mi, że dyrektor teatru skreślił mnie z listy krytyków. Wobec tego zapytałam o powód i usłyszałam, że rozmawiałam głośno w czasie spektaklu „Fragmenty dyskursu miłosnego". Uśmiechnęłam się i odłożyłam słuchawkę - mówi portalowi Fronda.pl Temida Podhorecka-Stankiewicz. Później w podobnie dziwny sposób zachował się Teatr na Woli.

- Zadzwoniłam do Teatru na Woli, wyraziwszy ochotę obejrzenia przedstawienia "Żydówek nie obsługujemy". To gościnny spektakl z Teatru Jaracza w Olsztynie. W rozmowie telefonicznej pani Blanka Zawada uprzejmie poinformowała mnie, że zaproszenie będzie czekało w kasie. Ale już następnego dnia otrzymałam taką wiadomość: "Witam, Pani Temido. Zajmuję się promocją Teatru Na Woli od niedawna i nie wiedziałam, że według rozporządzenia Dyrekcji Teatru Na Woli nie dysponujemy zaproszeniami dla Pani. W związku z tym muszę odmówić wydania zaproszenia na spektakl 'Żydówek nie obsługujemy'. Pozdrawiam. Blanka Zawada" - mówi Temida  Podhorecka-Stankiewicz.

Od początku oba teatry nie potrafiły racjonalnie uargumentować swoich decyzji. Teatr Dramatyczny wydał oficjalne oświadczenie dopiero po tym, gdy sprawę nagłośnił "Nasz Dziennik".

Teatr Dramatyczny: Nie ma co dramatyzować jeśli ktoś przeszkadza w teatrze

- Zaproszenie nie zostało przekazane Pani Temidzie Stankiewicz-Podhoreckiej w związku ze sposobem zachowania podczas ostatniej premiery 'Fragmenty dyskursu miłosnego' w reżyserii Radosława Rychcika. Pani Temida Stankiewicz-Podhorecka w trakcie całego spektaklu głośno i złośliwie komentowała przebieg akcji scenicznej oraz grę aktorów Teatru Dramatycznego. W trosce o komfort odbioru spektakli przez naszych widzów Teatr podjął decyzję o niezapraszaniu Pani Temidy Stankiewicz-Podhoreckiej. Jak do tej pory nikt z recenzentów teatralnych nie ingerował w taki sposób w tkankę spektaklu. Krytyczne recenzje nie były przyczyną podjętej decyzji - oświadczenie podpisała Katarzyna Szustow kierownik działu komunikacji i rozwoju.

Dyrektor teatru Paweł Miśkiewicz był nieosiągalny.

- To bzdura. Owszem wymieniałam uwagi z osobą siedzącą obok mnie, ale szeptem. To jest normalna rzecz. Często wielu widzów tak robi - tłumaczy portalowi Fronda.pl Temida Podhorecka-Stankiewicz.

W oświadczeniu czytamy też, że niezaprasznie krytyka "Naszego Dziennika" podyktowane jest troską o widza. Ponadto Katarzyna Szustow w rozmowie z portalem Fronda.pl zapewniała, że dla Teatru Dramatycznego zdecydowanie ważniejszy jest "szary widz" niż krytyk. Co wobec tego z widzem, który ceni sobie głosy krytyków z różnych opcji światopoglądowych? Taki "szary widz" został przez teatr pozbawiony możliwości poznawania głosu tej konkretnej opcji, którą reprezentuje Temida Podhorecka-Stankiewicz. Tym bardziej, że Katarzyna Szustow podkreślała w rozmowie z nami fakt zderzania ze sobą w teatrze, w którym pracuje różnych punktów widzenia. Gdyby Teatr Dramatyczny był teatrem prywatnym, to mógłby sobie zapraszać krytyków wobec klucza jaki tylko mu się podoba, chociaż i wtedy powinien budzić wątpliwości wśród swoich widzów. Jednak takim teatrem niestety nie jest, a finansowo wspiera go miasto czyli podatnicy. Czyżbyśmy płacili pieniądze na sztukę, którą można interpretować na jeden słuszny sposób?

Proszona o skomentowanie całego zamieszania Katarzyna Szustow wskazywała na to, że zachowanie krytyka "Naszego Dziennika" w czasie spektaklu przeszkadzało także aktorom. Trudno przyjąć ten argument - nawet przyjmując wyjaśnienia Teatru Dramatycznego - zwłaszcza w tłumaczeniu sceny, który szczyci się tym, że zderza różne światopoglądy, nierzadko szokuje szukając nowych środków wyrazów i która chce, aby jej projekty były dyskutowane. Aktorzy powinni chyba być przygotowani na różne reakcje, bo mają przed sobą żywych ludzi, o różnej wrażliwości i estetycznej i moralnej, którzy óżnie reagują na to, co oglądają.

Na spektaklu Jana Klaty "Trylogia wg. Sienkiewicza" w krakowskim Starym Teatrze widzowie wychodzili, dwoje z nich przeszło przez niemal całą widownię, a przechodząc przed sceną krzyczeli jeszcze, że to skandal. Aktorzy grali i nie zburzyło to akcji scenicznej. Mieli przecież mnóstwo prób i doskonale wiedzieli w jakim przedstawieniu biorą udział i jak może ono być odbierane.

Teatr na Woli daje darmowe zaproszenia komu woli

- To nie była premiera. Przedstawienie było odpłatne, nie mogliśmy tak rozdawać zaproszeń darmowych, bo teatr musi zarabiać. Nie mamy obowiązku zapraszać nikogo na darmowe występy - powiedziała Blanka Zawada z działu Public Relations Teatru Na Woli.

Takie tłumaczenie można przyjąć, ale z poważnym zastrzeżeniem. Krytycy są teatrom powszechnie znani i dostają zaproszenia darmowe czesto, nawet jeśli nie jest to premiera, a szczególnie kiedy krytyk nie może być na premierze, albo spektakl grany jest gościnnie.

W rozmowie telefonicznej pracownicy teatru zupełnie nie widzą potrzeby roztrząsania tej sprawy i najzwyczajniej ją bagatelizują. Można było jednak usłyszeć sugestię, że skoro dwa teatry nieżależnie od siebie podejmują decyzję o niezapraszaniu danego krytyka to coś musi być na rzeczy i być może Temida Podhorecka-Stankiewicz pisze w sposob obraźliwy o teatrze. Na pytanie o wskazanie przykladów takich zlośliwości pracownicy teatru nie potrafili już odpowiedzieć.

Godna uwagi jest podkreślenie pracowniczki sekretariatu Teatru na Woli, że skoro dwa teatry niezeleżnie od siebie decydują o niezapraszaniu krytyka, to coś znaczy. Owszem, może to jednak oznaczać, że albo z krytykiem jest coś nie tak, albo że teatry próbują coś załatwiać po cichu.

- Na premiery dostają zaproszenia wszyscy dziennikarze, choć nie mamy takiego obowiązku. W przypadku przedstawienia, na które pani Temidzie zaproszenia odmówiono, nie chodziło o premierę. Teatru nie stać na rozdawnictwo zaproszeń dla wszystkich dziennikarzy. A jeżeli redakcji "Naszego Dziennika" i pani Temidy nie stać na zakup biletu na przedstawienie, to proszę złożyć do mnie odpowiednie podanie, a ja je rozpatrzę - w "gentelmeński", rzeczowy sposób całe zamieszanie tlumaczy Maciej Kowalewski dyrektor Teatru na Woli.

Chociaż oba teatry zaprzeczają, że powodem niezapraszania Temidy Podhoreckiej - Stankiewicz nie są jej krytyczne recenzje to mimo tego sprawa zastanawia. Sama zainteresowana nie ma wątpliwości, że nie tylko w teatrze, ale w ogóle w kulturze toczy się bój o wartości, a w ramach tej walki została teraz potraktowana jest dość brutalnie.

Jeszcze dalej w interpretacji opisanych zdarzeń idzie Elżbieta Morawiec, krytyk teatralny, związana z dwumiesięcznikiem Arcana. Cytowana przez "Nasz Dziennik" mówi, że postępowanie teatrów wobec Temidy Podhoreckiej-Stankiewicz to walka o ograniczenie wolności słowa.

Mariusz Majewski

/

Podobał Ci się artykuł? Wesprzyj Frondę »