Duże mrozy tej zimy pokazały całkowitą niewydolność gospodarowania energią elektryczną w w oparciu tzw. Odnawialne Źródła Energii (OZE). Przekonali się o tym dotkliwie Niemcy, ale jeszcze bardziej Szwedzi. W Niemczech sytuację uratowała elektrownia węglowa pracująca pełną parą, ale Szwedzi musieli już dokupywać węgiel między innymi w Polsce. Co ciekawe w Niemczech OZE zapewnia pokrycie energetyczne całego kraju na poziomie zaledwie 1-2 proc., co w zasadzie – jak oceniają niektórzy eksperci – można przyrównać do zera.

Szwecja rozpoczęła wygaszanie przed terminem dwóch elektrowni atomowych, co tej zimy skończyłoby się dla mieszkańców tego kraju tragicznie, gdyby nie udało się zakupić dodatkowych „brudnych” surowców poza granicami.

- Szwecja stoi przed groźbą niedoborów "zielonej" energii elektrycznej, ale jej plan rozwoju energetyki wiatrowej napotyka na niespodziewaną przeszkodę: opór entuzjastycznie do niedawna proekologicznych obywateli, którzy nie życzą sobie gigantycznych wiatraków w sąsiedztwie, pisze Charlie Duxbury z POLITICO – czytamy na portalu onet.pl

Kraj ten planuje do 2040 r. zwiększyć moc elektrowni wiatrowych do 100 terawatogodzin, z czego 80 TWh mają wytworzyć elektrownie stojące na lądzie. Na chwilę obecną pracujące tam 4 tys. wiatraków generuje łącznie 28 TWh energii elektrycznej. Oczywiście dotyczy to sytuacji, w której wiatraki mają sprzyjające warunki do pracy i nie wystąpią takie mrozy, jak w tym roku.

Szwecja chce też zbudować największą lądową farmę wiatrowa w Europie, która będzie wykorzystywała ok. 1100 turbin o łącznej wydajności 4 gigawatów.

Efekt ostatniej zimy to jedno, ale niszczenie jednego z najpiękniejszych regionów Szwecji „krajobrazem” wiatraków to drugie. Zwykli Szwedzi, ale też i tamtejsi politycy coraz częściej buntują się przeciwko takiej polityce rządowej.

Nie jestem przeciwnikiem turbin wiatrowych – powiedział Söderbäck, stojący na czele walczącej z projektem organizacji o nazwie "Nie dla Energii Wiatrowej na Ripfjället". – Ale to nie jest dobre miejsce na ich budowę! Budujcie je w pobliżu miast, które potrzebują energii – dodaje.

Niemiecka polityka energetyczna, tzw. Energiewende zakłada przejście na OZE do 2050 roku. Być może stąd się wzięła nazwa naszej lokalnej partii „Polska 2050”? Wszystko więc wskazuje na to, że takie podejście po ostatniej zimie zdecydowanie należałoby zweryfikować również w Polsce.

 

mp/onet.pl/politico.com/tygodnik gazeta polska