Szczyt NATO w Londynie okazał się udanym spotkaniem i przebiegł w lepszej atmosferze, niż się spodziewano – także w Moskwie. Wynik rozmów i końcowa deklaracja oznaczają utrzymanie statu quo w linii przyjętej przez NATO wobec Rosji po jej agresywnych działaniach w 2014 roku. Nie ma więc powodów do zadowolenia, a tym bardziej triumfalizmu w Moskwie, gdzie tuż przed szczytem wieszczono fiasko spotkania przywódców Sojuszu i głęboki kryzys w jego łonie.

 

W Londynie przywódcy NATO potwierdzili swoje zobowiązanie do wzajemnej obrony zapisane w art. 5, wskazując we wspólnej deklaracji na Rosję jako zagrożenie dla bezpieczeństwa. Oświadczenie podkreśla również transatlantycką więź między Europą i Ameryką Północną. Zwiększą się też wydatki na obronność – już nie tylko USA i ośmiu innych krajów osiągających poziom co najmniej 2 proc. PKB w finansowaniu obrony. Wbrew obawom Recep Tayyip Erdogan cofnął też na szczycie tureckie weto dla aktualizacji planów obronnych krajów bałtyckich i Polski – choć tu sprawa wciąż jeszcze nie jest zamknięta, gdyż krótko po spotkaniu londyńskim Ankara znów wróciła do swych postulatów.

W sytuacji, gdy NATO utrzymuje jednak jedność i trudno za kryzys tej instytucji uznać turecki szantaż czy brutalne słowa Emmanuela Macrona o „śmierci mózgu” Sojuszu, Moskwie pozostaje tylko potwierdzać swoje dotychczasowe stanowisko wobec NATO. Jeszcze 3 grudnia na posiedzeniu w Soczi dotyczącym rozwoju floty wojennej Rosji prezydent Władimir Putin powiedział, komentując szczyt w Londynie, że rozszerzenie Sojuszu Północnoatlantyckiego i przybliżanie infrastruktury wojskowej NATO do granic Rosji jest jednym z potencjalnych zagrożeń dla bezpieczeństwa jego kraju. – Decyzja o zwiększeniu przez kraje NATO wydatków obronnych potwierdza zaniepokojenie Rosji, jednak nie będziemy angażować się w wyścig zbrojeń – powiedział 4 grudnia rzecznik prezydenta Władimira Putina Dmitrij Pieskow. Wskazał, że byłoby to zgubne dla gospodarki rosyjskiej. Podczas wystąpienia w państwowej telewizji 8 grudnia minister obrony Siergiej Szojgu powiedział, że relacje Rosji z NATO pogarszają się z dnia na dzień. Stwierdził, że „przestrzeń bezpieczeństwa” staje się coraz węższa, a winę za to ponosi Sojusz Północnoatlantycki. Nie wspomniał o przyczynach kryzysu w relacjach Rosja-NATO sprzed ponad pięciu lat (aneksja Krymu, agresja w Donbasie) i o tym, że w następnych latach Moskwa prowadzi prowokacyjną politykę militarną wobec NATO.

Warsaw Institute