- Nasz świat stracił wielką artystkę, wielką gwiazdę przełomu XX i XXI wieku, która świeciła najjaśniejszym blaskiem. Nieprzypadkowo Aretha Franklin - Królowa Soul - mianowała ją na swoją następczynię. Nie wszystkim podobała się barwa jej głosu, wysoko brzmiąca i szkolona klasycznie, ale każdy był pełen uznania dla jej muzykalności, jej poczucia frazy, niezwykłej zdolności korzystania z rytmu i improwizacji i wirtuozerii wokalnej.
Będąc przedwczoraj na warsztatach gospel, rozmawiałem z czarnoskórymi instruktorami, którzy przyjechali z USA. Powiedzieli, że Whitney Houston na świecie była znana z popowych rzeczy, ale w czarnym, amerykańskim towarzystwie byłą ceniona za duszę, za osobowość. Nikt nie zaśpiewał hymnu amerykańskiego tak pięknie technicznie jak ona, a jej wyjątkowa interpretacja wydobyła z tej pieśni duszę i ducha, metafizykę i estetykę, w sposób, w jaki robią to najwięksi.
Inspirowała wielu artystów, również mnie. Korzystałem z jej, moim zdaniem, męskiej frazy (co było słychać szczególnie na koncertach, gdy improwizowała, dystansując się do swojej popowej twórczości). Jedna z piosenek na mojej pierwszej płycie „Niby nowy” była zbudowana na wzór jej kompozycji i aranżacji. Tak ją wymyślił mój kompozytor, aranżer i producent. Była wzorem, wyznaczała trendy, znakomicie zawyżała poprzeczkę wokalną i wciąż jest naśladowana.
Czy jej religijność odciskała się na twórczości? Tak, to słychać z jakimi emocjami człowiek śpiewa, jaki sens wydobywa z tekstu, jak opowiada. Była wielką diwą popu, ale śpiewała z zacięciem soul, funky, gospel. W ostatnim, słabszym okresie życia, kiedy była uzależniona od narkotyków, nagrała piękną, wzruszającą płytę. Ludzie mieli jej za złe, że zniszczyła głos, że nie śpiewa wysokiego „c”, wychodzili z koncertów, krytykowali... Nie ma zmiłuj... taki los. Ale na tej ostatniej płycie jest uwieczniona jej niezwykła osobowość muzyczna i ludzka. Opowiada, jak tylko mistrz potrafi.
Widziałem ją na żywo w Sopocie. Zawsze robiła na mnie wrażenie, stworzona na scenę. Była bardzo piękną kobietą i niezwykle uzdolnioną artystką, muzykiem. Wielka osobowość w tym drobnym ciałku i potężnym, lirycznym głosie. Śpiewaj w niebie, Whitney! - dodaje Szcześniak.
Not. Jarosław Wróblewski
Czytaj również: