Przed Komisją Weryfikacyjną ds. dzikiej reprywatyzacji w Warszawie zeznawał dziś jeden z lokatorów kamienicy, której sprawą zajmuje się komisja na dzisiejszym posiedzeniu. Mowa o nieruchomości przy ulicy Schroegera 72. 

Świadek zeznał przed komisją, że ratusz "zostawił na lodzie" lokatorów kamienicy przekazanej nowym właścicielom. Dopiero zmiany w prokuraturze oraz powołanie komisji weryfikacyjnej spowodowały, że walka mieszkańców o swoje prawa stała się skuteczna- przyznał Marek Pogorzelski, lokator kamienicy przy Schroegera. Wcześniej bowiem prokuratura nie interesowała się sprawami lokatorów, zaś sama prezydent stolicy miała zastraszać mieszkańców, a nad "czyścicielami" kamienic stworzyła parasol ochronny! 

Na początku swoich zeznań Pogorzelski poinformował, że pełnomocnictwo dotyczące kamienicy zostało sfałszowane. 

"Chciałem przedstawić sprawę, związaną z przekazaniem kamienicy rzekomym spadkobiercom. Zostało to zrobione na podstawie "sfałszowanego dokumentu pełnomocnictwa, którego udzielili zmarli właściciele w roku 1948"- powiedział świadek, dziękując wrocławskiej prokuraturze działającej na zlecenie obecnego rządu, która potwierdziła, że doszło do sfałszowania dokumentu pełnomocnictwa. 

"Wszelkie wcześniejsze działania kończyły się dla nas niepowodzeniem.(…)Nikt nas nie słuchał. Swoje informacje przekazywałem do CBA i BGN"- mówił mieszkaniec kamienicy na warszawskiej dzielnicy Bielany. Jak zeznawał świadek, lokatorzy już w 2008 r. zgłaszali się do ratusza o obiecaną pomoc, jednak nigdy jej nie otrzymali. Sam Pogorzelski przyznał, że został wyrzucony na bruk, co było dla niego sprawą krzywdzącą. Zapowiedział, że będzie starał się o odszkodowanie, zwłaszcza że wiązało się to dla niego nie tylko ze stratami finansowymi, ale również zdrowotnymi. 

"Moi członkowie rodziny zapłacili depresją i nerwicą. Ludzie stracili tyle zdrowia, że został z nich strzęp człowieka. Mam straszny żal do miasta i będę tego dochodzić w sądzie"- podkreślił świadek. Jak powiedział przed komisją Pogorzelski, prowadził własne śledztwo w tej sprawie, wraz z innymi lokatorami kamienicy. 

"Gdy już wybuchła afera reprywatyzacyjna napisałem pismo do Hanny Gronkiewicz-Waltz, że skoro wyrzuciła Mrygonia (Jerzego- byłego zastępcę szefa BGN- przyp. red.) i zgadza się z tym, że reprywatyzacja była niezgodna z prawem, to może cofnęłaby skutki tej decyzji. Nie było odzewu."-zeznawał świadek. Jak dodał, podobne pismo przesłał wówczas do prokuratury, zaznaczając, że wszelkie zapewnienia prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz, że nie wiedziała o reprywatyzacji, tracą w tym momencie na wiarygodności. 

"W Prokuraturze w Warszawie usłyszałem „Ale Pana załatwili”, dopiero teraz praca Prokuratury jest prawidłowa"- ocenił Marek Pogorzelski. Okazuje się, że Hanna Gronkiewicz-Waltz przesłała do prokuratury pismo lokatora. 

"Zamiast pomocy dostałem zawiadomienie, że śmiałem robić pani prezydent zarzuty!"- podkreślił świadek. Jak zaznaczył, prezydent Warszawy doskonale wiedziała o podejrzanych działaniach wokół nieruchomości przy Schroegera 72. Lokatorzy informowali Hannę Gronkiewicz-Waltz o możliwych nieprawidłowościach w działaniu jej urzędników. W 2016 r. wiceprezydent Pahl zaproponował im spotkanie. "Usłyszeliśmy od niego, że sprawa jest jasna"- przyznał Pogorzelski. 

Lokator zeznał przed komisją, że po przekazaniu kamienicy nowym właścicielom jego czynsz wzrósł o 900 złotych. W ocenie świadka, prezydent Warszawy, "rozpostarła parasol nad tymi ludźmi, nad grupą działającą na niekorzyść lokatorów, która chciała nas wyrzucić". Podkreślił raz jeszcze, że Gronkiewicz-Waltz była pisemnie informowana o nieprawidłowościach i nie zrobiła w tej sprawie nic. 

"Jakub R. (wiceszef Biura Gospodarki Nieruchomościami, obecnie przebywa w areszcie- przyp. red.) mówił nam, że nie mamy żadnych szans i że mamy się uspokoić. Wszyscy byli ze sobą powiązani. To jedna grupa"- podkreślił Marek Pogorzelski. Jak tłumaczył, nie da się tak jawnie działać na niekorzyść miasta bez silnych "pleców", które tworzyła w tym przypadku pani prezydent Warszawy. Jak dodał świadek, lokatorzy posiadają dowody na powiązania nowej właścicielki kamienicy, pani K., z bliskimi współpracownikami Hanny Gronkiewicz-Waltz. 

"Są zdjęcia, wspólne biesiadowanie"- podkreślił lokator. 

yenn/Fronda.pl