Dziękuję wszystkim Czytelnikom za obecność i za aktywność dotyczącą wpisu „No comments”, także tę krytyczną.

To pierwszy - i zapewne na długi czas ostatni - taki mój wpis, w którym nie odnosiłem się na bieżąco do komentarzy Czytelników. A nie odnosiłem się, ponieważ specyficzny był to wpis, zawierający drobny fragment mojej książki i by się do niego odnosić w komentarzach, musiałbym wykazać szersze konteksty - wskazane w książce - i wejść na „pola”, na które dziś jeszcze z wielu względów wchodzić nie powinienem, ale na które wejdę w kolejnej mojej książce, która będzie miała premierę 7 października…

Do komentarzy odniosę się zatem jednorazowo, w tym miejscu.

Ktoś, kto przeczytał moją książkę, wie doskonale - a by to wiedzieć, nie trzeba jej czytać, wystarczy przekartkować - że jednym z jej atutów są konkrety, konkretne fakty i konkretne nazwiska. Występują w niej setki autentycznych postaci wymienionych z autentycznego imienia i autentycznego nazwiska. Nigdy nie pisałem książek chowając się za postaciami mitycznymi, bo jako jeden z nielicznych autorów tego typu literatury w Polsce traktującej o osobach wciąż znaczących i mogących bardzo dużo, piszę swoje książki z całkowicie otwartą przyłbicą i pełną odpowiedzialnością za każde słowo, zaś jedynym zmienionym nazwiskiem - i to nieznacznie przez wzgląd na wymogi sądowe - jest nazwisko pułkownika Aleksandra Lichodzkiego. Bohaterowie moich książek, to nazwiska osób absolutnie najważniejszych w kraju, z prezydentem Bronisławem Komorowskim na czele, a każda opisana w książce sytuacja i każde opisane w niej wydarzenie są autentyczne. To zaś, co traktuje w książce o Bronisławie Komorowskim, jest zaledwie wierzchołkiem góry lodowej postępków i występków wciąż urzędującego prezydenta i ów pan doskonale o tym wie! I dlatego nie podał - i gwarantuję Państwu - że nie poda mnie do sądu, bo dopiero wtedy zrobiło by się naprawdę ciekawie… Nie tracę jednak nadziei, że w NAPRAWDĘ WOLNEJ POLSCE i tak się z panem Komorowskim spotkam w sądzie i wierzę, że ten czas jest bliski.

Kończąc ten wątek chciałbym zachęcić krytyków do choćby przekartkowania książki (w tym celu nie trzeba mnie „dorabiać”, można to zrobić w Internecie, gdzie firma Legimi udostępnia promocyjnie gratis, na krotki czas, książkę w formie w ebooka), by na własne oczy przekonać się, że nie ma (przynajmniej ja nie spotkałem, a czytam naprawdę dużo) i od lat nie było na polskim rynku książki z dziedziny literatury faktu, która pokazywałaby więcej autentycznych - wymienionych z imienia i nazwiska - i do tego bardzo ważnych, najważniejszych! - postaci życia publicznego bynajmniej nie od strony cukierkowej, lecz tej, którą ze wszystkich sił pragnęliby przed opinią publiczną ukryć.

Najbardziej ubawiły mnie komentarze odnośnie domniemań, jakim służbom specjalnym to ja niby służę. Nie ma - to twierdzę już z absolutną pewnością i nie ma w tym względzie nawet cienia auto gloryfikacji, bo mając taki a nie inny system wartości zupełnie, ale to zupełnie o to nie dbam - dziennikarza w Polsce, który byłby bardziej gnębiony i niszczony przez służby specjalne, i te wojskowe, i te cywilne. Nie ma dziennikarza, który byłby bardziej przez te służby infiltrowany, pomawiany, osaczany - i to nie tylko dlatego, że zaglądałem w miejsca, do których zdaniem tych panów nikt poza nimi zaglądać nie powinien, ale także (a może przede wszystkim) dlatego, że ONIwiedzą, że wiem znacznie więcej, niż dotąd napisałem. To, że w ogóle jeszcze żyję, zawdzięczam w moim przekonaniu tylko temu, że ONI nie wiedzą, co się z tą moją wiedzą może stać, gdyby spadła mi cegła w drewnianym kościele na głowę. Nie przeszkadza im to jednak w nieustannych szykanach, sianiu setek kłamstw na mój temat (medialnie i poza medialnie) oraz mnożeniu oskarżeń z niczego, co skutkuje moimi nieustannymi wizytami w prokuraturach i sądach. Tak trwa to już ósmy rok i naprawdę nie życzę nikomu podobnej drogi…

Czynienie mi zatem na tym polu zarzutów „służby służbom specjalnym” jest zwyczajną podłością i niczym więcej. I wiem, że choć dla niektórych zabrzmi to zgoła pompatycznie, a dla niektórych może po prostu niezrozumiale lub zwyczajnie śmiesznie, bo to frazeologia z obcego im systemu wartości, to jedyną służbą, z którą naprawdę jestem związany od zawsze, jest służba prawdzie. I bez względu na to, co przyniesie czas, tak już pozostanie.

Wojciech Sumliński