Jerzy Stuhr twierdzi, że poprzez swój film „Obywatel” chce wyzwolić Polaków z narodowych przywar. Trudno jednak wyobrazić sobie, jak chciałby to zrobić, bo… W wywiadzie dla „Menstream.pl” Stuhr wyznaje, że polskość go śmieszy. Więcej nawet!

Śmieszy go tylko w pierwszym odruchu. A potem Stuhr odczuwa „gorycz i wstyd”. Bo politycy „znowu się wygłupili, ktoś coś palnął na arenie międzynarodowej”. „Często się wstydzę”  - wyznaje Stuhr. Najbardziej „za nietolerancję”. A ta jest, jak sądzi artysta, „obecna niemal wszędzie”. Podaje jako przykłady niechęć do Murzynów albo negowanie Holokaustu.

Dodaje, że nie uważa siebie za wyjątek. „Są tu epizody z mojego życia. Nie mówię: to wy jesteście tacy. Mówię: to my tacy jesteśmy. Chcę być zaliczony do obywateli” – stwierdza Stuhr.

Aktor twierdzi też, że wie, dlaczego Polacy sądzą, że ich kraju jest szczególnie źle.

„Powodem jest chyba coś takiego, jak słowiański smutek. Narzekanie to element naszej kultury. W pewien sposób lepiej się czujemy, gdy jest nam źle” – mówi i dodaje, że widać to zwłaszcza w Rosji.

A za tym smutkiem, twierdzi Stuhr, idzie agresja – „którą najlepiej było widać w zeszłym tygodniu przy okazji Marszu Niepodległości.

Na pytanie redaktora Menstream.pl, czy Stuhr może wyobrazić sobie Polskę „bez zadym w Święto Niepodległości, nietolerancji i dzielenia ludzi”, aktor odpowiada:

„Ten obraz wydaje mi się coraz bardziej zamglony. Widzę, że nasze negatywne cechy przenoszą się z pokolenia na pokolenie, że politykę najlepiej się uprawia, jeśli dzieli się ludzi”.

„A jeszcze dziesięć lat temu, gdyby zadał pan to samo pytanie, to bym powiedział, że w przyszłości widzę Polskę bez podziałów. Że pokolenie naszych dzieci będzie już od tego wolne. Teraz coraz mniej w to wierzę” – dodaje.

bjad/menstream.pl