Choć nie jest miło zanudzać czytelników odgrzewanymi tematami, jednak z poczucia obowiązku i przyzwoitości wracam do polemiki z red. Łukaszem Warzechą w sprawie "przechadzania się po terenach sejmowych", w której zarzucałem mu pisanie nieprawdy. 

 

Redaktor Warzecha, powołując się na przepisy przekonująco wytknął mi, że nie mam racji, retorycznie pytając "kto tu kłamie?".  Uznałem jego argumenty, tłumacząc swoją pomyłkę własnymi  doświadczeniami wchodzenia na sejmowe tereny, które - przyznałem - mogłem mylnie zinterpretować. Nie mając całkowitej pewności  co do tego, czy  teoria zawarta w przepisach nie rozmijała się aby z praktyką odwołałem się do czytelników z pytaniem o ich własne doświadczenia.

Takie wiarygodne świadectwa rzeczywiście do mnie dotarły. W jednym z nich w pełni dla mnie wiarygodny świadek potwierdził, że przez ostatnich  20 lat często zdarzało mu się chodzić na skróty  z pl. Trzech Krzyży  na ul. Górnośląską przez teren sejmowy i że zaglądał nawet przez okno do sali kolumnowej podczas komisji Orlenu czy Rywina.

Wobec powyższego przyznaję, że w sporze tym pełną rację miał p. Warzecha, a ja się myliłem. Wyjaśniając sprawę mogę jedynie stwierdzić, że nie kłamałem, a jedynie się myliłem, źle interpretując własne doświadczenia wchodzenia na teren Sejmu. Jeszcze raz przepraszam p. Warzechę, że zarzucałem mu pisanie nieprawdy i czynię to bez żalu, w przekonaniu, że w tej pracy istotna jest prawda, a nie to "czyje będzie na wierzchu".

Grzegorz Strzemecki