Grzegorz Strzemecki


Niemiecki Trybunał Sprawiedliwości odmawia uznania "trzeciej płci".


Nie ma powodu uznawania trzeciej płci, bo interseksualność nie jest normalną płcią, ale zaburzeniem. Czyżby zwycięstwo normalności i rozsądku w niemieckim wymiarze sprawiedliwości?

Federalny Trybunał Sprawiedliwości (Bundesgerichtshof), najwyższa instancja sądownictwa karnego i cywilnego w Niemczech orzekł, że nie ma potrzeby uznawania tzw. "trzeciej płci", ponieważ interesksualność jest zaburzeniem, a nie normalną płcią. Osoby, które nie mają tożsamości jednoznacznie określonej jako męska lub kobieca nie muszą być legalnie określone jako kobieta lub mężczyzna, nie ma jednak również potrzeby budować podstaw prawnych na wątpliwej teorii "trzeciej płci". Z formalnego punktu widzenia w ankietach personalnych wystarczy nie zaznaczać żadnej z opcji kobieta/mężczyzna. Orzeczenie wydano w czerwcu, jednak ogłoszone zostało w czwartek 4 sierpnia.

W listopadzie 2013 Niemcy stały się pierwszym krajem w Europie i jednym z pierwszych krajów na świecie, który wprowadził możliwość urzędowej rejestracji "trzeciej płci" noworodków przez zakreślenie trzeciej, dodatkowej kratki oprócz tych oznaczających kobietę i mężczyznę. Był to postęp w polityce gender mainstreaming, która w propagandowym ujęciu ma służyć równouprawnieniu kobiet, w rzeczywistości zaś służy zastąpieniu płci, jako urzędowo stwierdzanej cechy tożsamości człowieka, pojęciem całkowicie subiektywnie i dowolnie określanego gender. Jeszcze bardziej postępowy był Facebook, który w swojej amerykańskiej edycji dopuścił na formularzu rejestracyjnym możliwość wyboru spośród 56 genderów.

Czas pokaże, czy orzeczenie niemieckiego trybunału oznacza zwrot w postępie queer-seksualnej rewolucji, czy jest tylko przejawem oporu kilku konserwatywnych sędziów.

Nie znamy rzeczywistych powodów tej decyzji, ich pełnej interpretacji i ostatecznych skutków jakie przyniesie, ale w wobec genderystowskich szaleństw zalewających zachodnią cywilizację jawi się ona jako powiew zdrowego rozsądku. Podejście sądu jest wyraźnie sprzeczne np. z dyrektywą Parlamentu Europejskiego z 4.02.2014r (tzw. Dyrektywą Lunacek), która zalecała by Komisja Europejska "kontynuowała działania podejmowane w ramach Świadowej Organizacji Zdrowia na rzecz usunięcia zaburzeń tożsamości płciowej z listy zaburzeń psychicznych i zaburzeń zachowania oraz zapewnienia stworzenia nowej klasyfikacji wolnej od ich patologizowania". Dyrektywa ta jest jawnym przykładem ideologicznego i politycznego nacisku na środowiska medyczne, by przyjęły niedorzeczną "teorię queer" jako podstawę medycznej klasyfikacji chorób i zaburzeń. Jak widać niemiecki trybunał nie uznał za stosowne by tę unijną dyrektywę uwzględnić.

Nazwanie zaburzeń seksualnych zaburzeniami, a nie trzecim, piątym, czy czterdziestym szóstym genderem oraz odrzucenie subiektywnej kategorii gender jako pojęcia prawnego i medycznego powinno być punktem wyjścia w powrocie do racjonalności, normalności oraz uwolnienia naszej cywilizacji z objęć obłąkanej ideologii gender-queer.

Warto tutaj przypomnieć, że nazwanie homo-, bi- trans- lub inter-seksualizmu zaburzeniem nie jest żadną formą dyskryminacji, jak wmawia to genderystowska propaganda piorąc mózgi aż nadto wielu ludzi. Podobnie jak nie jest dyskryminacją stwierdzenie, że cukrzyk ma zaburzony metabolizm, a daltonista zaburzone postrzeganie kolorów. Fakt, że niemiecki trybunał widzi to podobnie, pokazuje że na Zachodzie są jeszcze oazy zdrowego rozsądku.