W tragicznej burzy, jaka miała miejsce w czwartek w Tatrach ucierpiało ponad 150 osób, a pięć poniosło śmierć. Jak się okazuje, gdyby nie bezimienni bohaterowie, ofiar mogłoby być więcej.

Gdy Prawo i Sprawiedliwość tworzyło Wojska Obrony Terytorialnej, lewica nie kryła oburzenia z "bojówek Macierewicza". Jak się okazuje, Terytorialsi cieszą się coraz większą popularnością i stają się sławni, dzięki swoim bohaterskim członkom. 

Gdy w czwartek doszło do tragicznej burzy, to żołnierz Wojsk Obrony Terytorialnej, jako jeden z pierwszych niósł pomoc w Tatrach - najpierw na Hali Kondratowej, dokąd schodzili poszkodowani, potem na samym Giewoncie. Żołnierz ten jest przeszkolonym ratownikiem.

- Dowodził segregacją rannych, zaopatrywał poszkodowanych i sporządził ich listę. Następnie pobiegł na Giewont i tam udzielał pomocy, przygotowując do transportu śmigłowcem rannych i zabitych. A teraz pragnie pozostać anonimowy, mówiąc, że każdy na jego miejscu zrobiłby to samo. Szacunek! Zawsze gOTowi, zawsze blisko! - pisze poseł Anna Maria Siarkowska

 

- Pisałam, że na Hali Kondratowej ratownikowi TOPR pomógł żołnierz WOT, który potem pobiegł na Giewont. I to prawda. Ale teraz okazało się, że ratownik TOPR to również... żołnierz WOT!!! Ha! Z 11 Małopolskiej Brygady Obrony Terytorialnej:) Zawsze gOTowi, zawsze blisko! - dodaje polityk

 

- "To ratownik medyczny z Wojsk Obrony Terytorialnej z Lublina zorganizował "polowy szpital" w schronisku na Hali Kondratowej. ..... a jeszcze niedawno kwestionowano nasze zdolności w zakresie reagowania kryzysowego. - czytamy w twitterowym wpisie Terytorialsów

bz/FB/TT