"Wzrostowi kołtuna polskiego sprzyja polskie prawo z jego arcydziwaczną zasadą "ochrony uczuć religijnych". A przecież wszystko może razić uczucia kołtuna. Wszystko, czego nie rozumie, a nie rozumie bardzo wiele" - czytamy we Wprost.

"Sztuka szyje podszewkę refleksyjności, krytycyzmu, ożywczego dystansu, które religii mogą się bardzo przydać, by ją wyrwać z oków rytuału i prostactwa".

Pani Profesor chyba spała na zajęciach z antropologii kulturowej skoro nie wie, że rytuały są zasadniczym elementem rzeczywistych religii

"Na przykład Tęcza (spalona przez kołtuna) na pl. Zbawiciela była w zamyśle artystki wyraźnym symbolem pojednania i zjednoczenia, symbolem religijnym, kulturowym i politycznym zarazem; pięknym, ciepłym i intrygującym. Kołtunowi skojarzyła się natomiast z gejem, którego kołtun nie rozumie, więc potępia, bo "Polska kołtunem stoi i stać ma" - zauważa publicystka.

Jak zauważył Tomasz Bardamu socjolog i grafik - artystka od 'Tęczy' sama nie bardzo wie dlaczego tęczę postawiła i wciąż mówi na ten temat co innego.

Wróćmy jeszcze do pojęcia 'kołtuna' - określa on mieszczańską hipokryzję. Doprawdy chrześcijanie w niewielkim stopniu dziś należą do "burżua". Za to klasycznym przykladem kołtuna jest ktoś, kto w mediach głównego nurtu wyrażapogardę dla inaczej myślących, głosi wykluczenie słowem, choć usta ma pełne sloganów o krytcyzmie, otwartości.

Dziś kołtunami są właśnie liberalni burżua pielęgnujący swój samozachwyt.

ToR/Wprost/gazeta.pl