Samuel Pereira*:Trzeba przyznać że propozycja Solidarnej Polski, aby wystartować w wyborach do Parlamentu Europejskiego ze wspólnej listy z Ruchem Narodowym jest – z punktu widzenia partii Zbigniewa Ziobro – całkiem racjonalna. Byłby to jednak sojusz bardziej korzystny dla SP, której poparcie po dwóch latach wciąż oscyluje w okolicach zera, niż dla RN któremu wciąż się wydaje że jest na fali wznoszącej i jest w stanie osiągnąć wynik wyborczy wyższy niż w 2005 roku ojciec chrzestny ten formacji Roman Giertych.

Nie wyobrażam sobie jednak, by na taką koalicję przystali sami narodowcy z prostego względu. Narodowcy swój wizerunek opierają na byciu partią antysystemową, dlatego współpraca z posłami zasiadającymi w obecnym parlamencie mogłaby być źle odebrana przez potencjalny elektorat Roberta Winnickiego i Krzysztofa Bosaka. Już sam fakt startowania do europarlamentu przez partię kwestionującą sens istnienia Unii Europejskiej to niezły oksymoron, dlatego kolejne kompromisy tylko by potwierdziły że młodym politykom z RN chodzi tylko i wyłącznie o europarlamentarne stołki dla samych stołków. Co mogłoby łączyć SP i RN oprócz niechęci do wizji Europy wschodniej realizowanej przez śp. Lecha Kaczyńskiego?

Nie trzeba być też profetą by już teraz wiedzieć, że taka potencjalna koalicja być może wytrzyma razem do wyborów, jednak już po nich wybuchłaby kolejna kanapowa wojna. Powód jest dość prozaiczny: stopień ego liderów RN i SP, z których każdy uważa się za właściciela jedynie słusznej prawdy i każdy chciałby być prezesem prezesów.

Osobiście trzymam jednak kciuki by do takiego sojuszu doszło. Będzie śmiesznie.

Rozm. MBW

*Samuel Pereira - dziennikarz Gazety Polskiej Codziennie, publicysta kwartalnika Fronda