Kilka ostatnich wydarzeń silnie osłabia przekaz kierowany przez PiS do centrowych wyborców, że nie jest to partia zamordystyczna, twierdzi "Rzeczpospolita". Michał Szułdrzyński przekonuje, że kilka głośnych zatrzymań CBA, zakup szpiegowskiego Pegasusa oraz afera Łukasza Piebiaka "mocno" nadwyrężają narrację o braku zagrożenia demokracji w kraju.

Szułdrzyński przekonuje, że od mniej więcej roku, czyli od wyborów samorządowych, PiS uspokoił swoje działania i przekaz. Koronnym tego przykładem była nowelizacja ustawy o Sądzie Najwyższym i zatrzymanie kadrowej czystki. "Cel był jasny – przekonać umiarkowanych wyborców, że PiS wcale nie jest partią skrajną, lecz że dzięki jej rządom Polakom żyje się lepiej" - pisze publicysta.

"Efekty były widoczne – Jarosław Kaczyński zaczął rosnąć w sondażach zaufania, zmienił wizerunek z niebezpiecznego mściciela o dyktatorskich zapędach, który chce wyprowadzić Polskę z Unii, na dobrotliwego starszego pana, dzięki któremu dzieci przestały niedojadać, a polska wieś zaczęła płynąć mlekiem i miodem" - ocenia Szułrzyński.

W jego ocenie rekordowy wynik PiS w wyborach europejskich był skutkiem pisowskiej strategii.

Teraz, twierdzi Szułdrzyński, partia chyba popełnia wizerunkowy błąd. Na środę zaprosiła dziennikarzy na konferencję o aferze paliwowej w czasach PO-PSL. Tego samego dnia CBA aresztowała rano prezesa Orlenu z czasów PO i kilku pracowników giganta paliwowego. Wygląda to niczym ustawka, sugeruje publicysta. Dalej "atmosferę" ma zagęszczać dyskusja o programie Pegasus, który pozwala slużbom inwigilować smartfony. Wcześniej z kolei wybuchła afera wokół Łukasza Piebiaka. Wszystko to, twierdzi Szułdrzyński, tworzy bardziej radykalny obraz PiS.

"Te wydarzenia można interpretować jako pokazanie zamordystycznych tendencji obecnej władzy. Niweczą one przekaz kierowany do elektoratu centrowego, że nic się nie dzieje, że PiS nie jest wcale taki zły, że tylko totalna opozycja histeryzuje" - przekonuje autor.

Jak twierdzi publicysta, PiS wprawdzie nie może przekonać swoich przeciwników do głosowania na siebie, ale może ich zdemobilizować. Ostatnie działania partii tymczasem raczej ich zmobilizują. "Trybunał Konstytucyjny czy Sąd Najwyższy dla wielu Polaków jest abstrakcją. Ale już używanie służb w politycznej walce, czy możliwość inwigilacji czyjejś korespondencji nawet z szyfrowanego komunikatora mogą sprawić, że uśpione dotąd centrum obróci się przeciwko PiS" - pisze autor.

W jego ocenie wprawdzie wiktorii wyborczej to partii nie zabierze, ale może osłabić jej skalę.

bsw/rzeczpospolita.pl